• Mowa prezesowa
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 2(20)/2015, dodano 22 sierpnia 2015.

Hop, siup i od nowa

Maciej Strączyński
(inne teksty tego autora)

Jednak służba sędziowska diametralnie różni się od każdego innego zawodu prawniczego. Gdy sędzią może zostać nawet ktoś, kto nigdy przedtem nie był na sali rozpraw, okazuje się jednak, że asesura – możliwość sprawdzenia, czy nowo powołany sędzia w ogóle się do tej służby nadaje – miała sens. Zaczęło się rwanie włosów nad sędziami niemającymi predyspozycji psychicznych do wydawania wyroków, o słabych umiejętnościach decyzyjnych, małej odporności nerwowej na stres na sali rozpraw… Oczywiście najbardziej krytykują nadzorcy z Prawdziwej Władzy. I zaczęło się szukanie możliwości przywrócenia asesury. W chwili, gdy piszę ten tekst, prezydencki projekt ustawy tkwi w Sejmie. Ale przecież idą sejmowe wakacje, a potem wybory. W Sejmie obowiązuje zasada dyskontynuacji. Projekt ma duże szanse na trafienie do kosza. Tak czy owak będzie „hop, siup i od nowa”.

Czasem bywało jeszcze szybciej. Awans poziomy sędziów ustanowiono w 2007 r. Gdy tylko zmieniła się partia rządząca, przystąpiła do zabierania sędziom tego awansu. Prezydent Kaczyński zawetował – nie rozpoznali weta, wrzucili za szafę projekt, napisali i uchwalili nowy. Po 2 latach awans poziomy zniesiono: „hop, siup i od nowa”. Do dziś trwają przepychanki, czy wolno „poziomego” tytułu używać, bo ostatnie awanse poziome Prezydent – już Bronisław Komorowski – wręczał po uchyleniu ustawy: były więc w chwili wręczenia ważne, czy nie? W podobnym okresie wprowadzono tryby przyspieszone, zwane sądami 24-godzinnymi. Dużo było szumu i krzyku, jak to się bezpieczeństwo poprawi. Nie poprawiło się, a klientami „trybów” byli głównie pijani kierowcy i rowerzyści złapani na gorącym uczynku, mający świadomość, że nie wybronią się przed skazaniem. Bronili się za to przed obowiązkową obroną przez adwokata z urzędu, wiedząc, że po skazaniu przyjdzie za nią zapłacić. Ale ustawodawca wiedział lepiej, co dla nich dobre. „Hop, siup i od nowa”: tryby wygasły samoczynnie, schodząc na margines wymiaru sprawiedliwości. Nie zawsze zresztą do wprowadzenia bałaganu potrzebna jest zmiana władzy. W 2012 r. zwiększono reprezentację sędziów rejonowych w zgromadzeniach, a po zaledwie 2 latach ta sama Prawdziwa Władza zlękła się skutków swej decyzji i zaczęła ją odwoływać. „Hop, siup i od nowa”? Zobaczymy, TK się ustawą zajmuje, w innej części zresztą.

Na przełomie lat 2012 i 2013 rekordowo namieszał Minister Jarosław Gowin, znosząc 79 sądów. Gdy w styczniu 2012 r. pierwszy raz ogłosił plany Wielkiej Likwidacji (wówczas chciał zaorać 122 sądy), napisałem w felietonie dla „Rzeczypospolitej”: „Sądy, które zniesie minister Jarosław Gowin, też zostaną przywrócone. Albo przed wyborami, by pozyskać głosy, albo po wyborach, jeśli nastąpi zmiana władzy. Koszty zmian pokryją oczywiście podatnicy. Ale o tym politycy mówić już głośno nie będą”. I słowo stało się ciałem, przed wyborami. Zaciekła walka o małe sądy trwała ponad 3 lata i zakończyła się sukcesem wymiaru sprawiedliwości, co ostatnio rzadkie. Połowę sądów przywrócono po 2 latach formalnego nieistnienia, drugą połowę pół roku później. Teraz ma być przywrócony jeszcze jeden sąd, dotychczas z naruszeniem ustawy pomijany. Zniesiono więc tylko 3 najmniejsze sądy w Polsce, wyraźnie odstające wielkością od reszty. Ale ilu ludzi miało zajęcie, ilu żyło z tej reformy przez owe parę lat, ile było projektów, wniosków, posiedzeń, prac, nawet 140 000 podpisów pod społecznym projektem ustawy. I w końcu „hop, siup i od nowa, prawie Ludowa, prawie Ludowa”.

Teraz mamy wielką reformę prawa karnego. Rewolucja, jakiej jeszcze nie było, nie sposób jej tu opisać. Nie mam żadnej wątpliwości, że w niej też znajdują się pomysły, które będzie się za jakiś czas starannie odkręcać. Reforma bowiem – co już parę razy mówiłem – przypomina mi skok przez błotnistą, pięciometrową kałużę, ale skok ostrożny, taki na 3 metry. I chlap, lądujemy w kałuży, bo w paru punktach autorom zabrakło odwagi prawotwórczej i pozostałe 2 metry przeszkody pokonamy drobnymi poprawkami, brnąc w błocie. Oby te poprawki ktoś ważny kiedyś zgodził się napisać, bo my owszem, możemy sobie pisać, znajdzie się jakaś szuflada w nieużywanym biurku na nasze pomysły. A niektóre zmiany się odwoła i będzie „hop, siup i od nowa”.

Oczywiście wszystko to kosztuje. Miliony złotych idą w błoto, ale to nie problem dla Prawdziwej Władzy: zabierze się podwyżki pracownikom sądów, czasem sędziom, jak zabraknie, to podatnicy zapłacą i straty zostaną pokryte. A potem wprowadzi nowe reformy. „Różne takie reformy drażnią nas w naszych czasach, lecz w końcu wszystko wraca do normy, tak najcudowniej wraca”. O masz ci los, następny klasyk mi sam do tekstu wlazł, Konstanty Ildefons Gałczyński. W piosence rodem z „Zielonej Gęsi”, która po latach była hymnem jednej z edycji kabaretu Olgi Lipińskiej, też było w refrenie: „a świat się w kółko kręci, hopaj siup, hopaj siup”. Kabaretowi klasycy jacyś zgodni są w ocenie rzeczywistości, choć jej nie doczekali. Tylko dlaczego nikt nie potrafi ani nie chce wytłumaczyć, po co to ciągłe „hop, siup” i dlaczego ciągle musimy jeść te reformowane żaby?

Prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”

Maciej Strączyński

Strona 2 z 212