• Ważne pytania
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 4(26)/2016, dodano 30 marca 2017.

Iudicium nobile
– szlachetna sędziowska misja
z SSN Jackiem Gudowskim,
Prezesem Krajowej Rady Komorniczej
rozmawiają

Krystian Markiewicz i Bartłomiej Przymusiński
(inne teksty tego autora)

Krystian Markiewicz: Spotykamy się z okazji pięknego Jubileuszu Pana Sędziego. Każdy mógłby pomarzyć o takim Jubileuszu, którego gratulujemy.

Jacek Gudowski: Bardzo dziękuję. Wystarczy przeżyć tyle lat co ja…

K.M.: Chyba nie do końca. Powiedział Pan podczas Jubileuszu, że wiele osób o kimś mówi „mój mistrz”, ale niekoniecznie mistrz przyznaje się do tych uczniów albo ich nawet nie pamięta. Pan Sędzia jest Mistrzem dla wielu osób i chcielibyśmy w związku z tym prosić o refleksje dotyczące ważnych sędziowskich doświadczeń i tego, co z perspektywy tych lat w sądownictwie uważa Pan Sędzia za istotne, za przełomowe.

[hidepost]

J.G.: Nie mam wprawy w byciu mistrzem, więc na zbyt wiele nie liczcie. Jestem zwykłym, skromnym, szarym sędzią, który tylko dzięki splotowi przeróżnych sprzyjających przyczyn zasiadł na najwyższym, choć wcale nie miękkim fotelu kurulnym. Nie mam jednak poczucia „najwyższości” ani szczególnego majsterstwa.

Jakie wydarzenia związane z sądownictwem uważam za najważniejsze? Mogę przyjąć tylko własną perspektywę, bo trudno mi o ocenę pozbawioną pierwiastka osobistego. Jak rasowy prawnik widzący wokół siebie tylko podmioty i przedmioty prawa, podzieliłbym chętnie te wydarzenia na podmiotowe i przedmiotowe.

Podmiotowe mają znaczenie głównie dla mnie, gdyż dotyczą mnie bezpośrednio, osobiście. Miałem dużo szczęścia, bo we właściwym miejscu i we właściwym czasie – no, może w jednym wypadku zbyt późno – spotkałem właściwe osoby, dzięki którym zrozumiałem, co to jest prawo, co to jest misja sędziowska. Poczułem smak sądzenia, wszystkie towarzyszące mu cierpienia i bóle, ale także przyjemności i satysfakcje. Te osoby spowodowały, że jestem tym, kim jestem.

K.M.: Czy mógłby Pan Sędzia przybliżyć swoich mistrzów?

Sztuki sądzenia można się uczyć tylko obserwując ­innych, mając autorytety i wzory do naśladowania.

Każdy na swojej drodze napotyka mistrzów, nauczycieli. Dla mnie nauczycielem, który otworzył mi oczy na to co robię i co mam zamiar robić w życiu, był sędzia dr Jan Niejadlik, sędzia Sądu Wojewódzkiego w Krakowie, później przez 15 lat sędzia Sądu Najwyższego w Izbie Cywilnej. Człowiek, mogę to dzisiaj powiedzieć, niedoceniony. Był wybitnym sędzią, ale tak skromnym i tak mizantropijnie oddalonym od innych – zapewne na skutek cech osobniczych, jak skromność i nieśmiałość – że nikt nie umiał się do niego dostać i wydobyć tego, co w nim naprawdę tkwiło. On, jakimś czarodziejskim sposobem, chociaż czarodziejem przecież nie był, pozwolił mi zrozumieć piękno procesu cywilnego i jego znaczenie w stosowaniu prawa. Przyciągnął mnie do siebie i pozwolił zrozumieć – wtedy odczuwałem to intuicyjnie – że sędziostwa, sztuki sądzenia, można się uczyć tylko obserwując innych, mając autorytety i wzory do naśladowania. Czytając książki, kodeksy, komentarze, regulaminy, a nawet słuchając najwspanialszych wykładów, istoty i sensu sądzenia oraz etosu sędziowskiego pojąć się nie da. To prawda. Głoszę ją przy każdej okazji.

[/hidepost]