• Mowa prezesowa
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 2(16)/2014, dodano 29 sierpnia 2014.

Kajdany nasze ukochane

Maciej Strączyński
(inne teksty tego autora)

Coraz częściej, gdy rozmawiam z kolegami przez telefon, słyszę: jestem w sądzie, czytam akta, piszę uzasadnienie. O godzinie 18.00, 19.00, nawet o 22.00 wieczorem. Cisza, spokój, nikt nie przeszkadza… To samo w soboty i niedziele. Coraz więcej budynków sądów jest otwartych, oczywiście dla sędziów, w dni „wolne od pracy”. Portierzy ich już nie zamykają, bo wiadomo, że przybiegną tłumnie sędziowie. Wielu idzie do domu na obiad i około 16–17 po południu wraca do sądów. Czas pracy „regulują wymiarem zadań”, ku zadowoleniu Prawdziwej Władzy. Nadgodziny im się nie należą, to już ustalono, bo ustawa, zgodna z Konstytucją, nic o tym nie mówi. Ale przecież istnieją międzynarodowe konwencje określające maksymalny czas pracy i polski „nienormowany czas” bynajmniej ich nie uchyla, nie wolno zmuszać nikogo do pracy powyżej europejskich norm czasowych. Sędziowie, choć prawnicy, już o tym nie myślą. Nie mają czasu, bo trzeba załatwiać numerki. A kajdany dźwięczą.

Usłyszałem niedawno od koleżanki, sędzi z dużym doświadczeniem, że coraz częściej wznawia przewody sądowe. Dlaczego? Bo nie nadąża zapoznawać się należycie z aktami w toku procesów i analizować dowodów. Dopiero przy wyrokowaniu po raz pierwszy wgłębia się w sprawę i dostrzega braki. W toku normalnego orzekania nie może, bo spraw jest za dużo, a nadzór pogania. Dobrze, że jest w stanie przynajmniej przed wydaniem wyroku dostrzec, co trzeba. Ona jest doświadczona, ale ileż wyroków wydają sędziowie, którzy z powodu przeciążenia pracą nie są w stanie rzetelnie, spokojnie przemyśleć decyzji? Nadzorcze „szybciej, więcej” wpływa przecież na rozstrzygnięcie sprawy, ma skłonić sędziego do szybszego wydania wyroku. Najważniejsze są numerki. Nie ma czasu na „filozofowanie”.

Jeśli wyrok zostanie uchylony, winny będzie przecież sędzia, a nie nadzorcy. Sprawa potoczy się drugi raz, będzie dwa razy tyle pracy, strony poczekają dłużej na prawomocny wyrok, poskarżą się na przewlekłość. Znowu winny będzie sędzia. Przełożeni napiszą: w ramach nadzoru zwracaliśmy sędziemu wielokrotnie uwagę, żeby pracował szybciej i wydajniej. Wydaliśmy zarządzenia nadzorcze, założyliśmy ciaśniejsze kajdany. Zrobiliśmy więc swoje. Kajdany ograniczają swobodę ruchu, trudno w nich pracować, ale wielbiciele nadzoru przecież tego nie przyznają.

Swoje robi obecny system naboru do zawodu. Zdecydowana większość nowo powołanych sędziów to byli asystenci i byli referendarze. Aplikanci „starej aplikacji” lepiej od nich znali realia orzekania, a na stanowisko asesora byli szybko powoływani. Dziś dla asystenta i referendarza stanowisko sędziego to wielki awans, o który ubiegają się latami. Oczekiwanie oducza ich „wybrzydzania”: są tak szczęśliwi, że wreszcie założyli togę i łańcuch, iż nie czują, że ów łańcuch na szyi to ciężka, żelazna kuna. Adwokaci, radcowie, prokuratorzy wiedzą i mało który z nich wniosek o przyjęcie do sędziowskiej służby składa. Widzą, jak Prawdziwa Władza coraz to zmienia przepisy dotyczące służby na niekorzyść sędziów. Mają słuszne obawy, że kajdany będą coraz cięższe.

Sędziowie nie mają czasu na nic poza pracą. Dla Prawdziwej Władzy to dobrze. Nie będą się mądrzyć, nie będą krytykować pomysłów Władzy, bo aby napisać krytyczną opinię o projekcie ustawy, trzeba mieć czas. A kto ma czas na pisanie czegoś, co i tak utkwi na wieki w szufladzie? Przepracowani sędziowie nie będą mieli też czasu działać w takim jednym stowarzyszeniu, które się stale o coś dopomina. Można będzie im odbierać kolejne uprawnienia, dorzucać obowiązków, tyrając jak woły nic nie powiedzą. To metoda znana z komunistycznej armii. Wojsko nie miało prawa się „nudzić”, przez 24 godziny na dobę miało mieć zajęcie, choćby malowanie trawy na zielono, żeby nie było jednej wolnej chwili. Bo kto ma czas, ten myśli. Ściśnięty kajdanami przepracowania umysł nie ma czasu na przemyślenia, które przed rokiem 1918 nazywały się nieprawomyślne, a przed rokiem 1989 – antysocjalistyczne. Przemyślenia o praworządności i demokracji.

Obywatel ma prawo do sądu. Niezawisłego, wolnego od nacisków, zdolnego do orzekania. To prawo odbiera obywatelom ten, kto wymusza się na sędziach pracę przez siedem dni w tygodniu, aż nie będą stanie wykonywać rosnących obowiązków. Odbiera je ten, kto naciska na sędziów, aby załatwiali sprawy szybko i „na ilość”.
Ten, kto naciska, by sędziowie pracowali mimo choroby, by poświęcali na pracę urlopy i wolne dni. Bo przeciążony czy chory sędzia nie jest zdolny do orzekania,
a sędzia ścigany nadzorem, nakazującym wydawać więcej orzeczeń kosztem ich jakości, nie jest niezawisły. Jest w kajdanach.

Sędziowie muszą zdać sobie sprawę, że tylko bez kajdan zapewnią obywatelowi prawo do sądu. Nie wolno kajdan lubić, nie wolno się do nich przyzwyczajać, udawać, że to normalne. Trzeba kategorycznie żądać ich zdjęcia, możliwości rzetelnego wymierzania sprawiedliwości: przez prawdziwe, a nie pozorne uproszczenia procedur, zmniejszenie kognicji sądów, odpowiednie decyzje kadrowe, ograniczenie wszechobecnego nadzoru. Sędzia to nie robot, ma prawo do odpoczynku, czasu dla rodziny
i nie ponosi winy za niewłaściwie wykonywany zawód w skrajnie złych warunkach – stwierdził ostatnio Sąd Najwyższy ustami prof. dr hab. SSN Jacka ­Sobczaka. Musi mieć odpowiednie warunki do orzekania.

Chcemy, by władzę sądowniczą szanowano. Szanujmy więc siebie samych, innych sędziów – zwłaszcza podwładnych, nasz urząd, rangę własnych decyzji
i wymagajmy tego szacunku od wszystkich. Również od Prawdziwej Władzy.

Prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”
Maciej Strączyński

Strona 2 z 212