• Ważne pytania
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 4(34)/2018, dodano 7 marca 2019.

Sąd to ludzie, nie budynek
z SSR Dorotą Zabłudowską rozmawiają

Edyta Bronowicka i Tomasz ­Zawiślak
(inne teksty tego autora)

E.B., T.Z.: Jest Pani zaangażowana w akcję edukacyjną prowadzoną m.in. przez „Iustitię” wśród młodzieży. Jakie jest znaczenie tych działań? Z czego wynika potrzeba takiej aktywności?

D.Z.: Edukacja prawna to istotna część budowy świadomego społeczeństwa obywatelskiego. Łatwiej zapobiegać niż naprawiać. Jako sędzia karny rozmawiam z młodzieżą o przestępstwach, które mogą ich dotknąć, chociażby związanych z hejtem czy publikowaniem określonych treści w Internecie. Takie rozmowy są bardzo istotne. Młodzi ludzie z jednej strony dowiadują się, że dane działania mogą stanowić przestępstwo, za które grozi odpowiedzialność, chociażby w trybie ustawy o nieletnich, z drugiej jednak, staram się im uświadomić, że mają też prawa, że jeżeli spotyka ich coś złego, przysługuje im ochrona ze strony państwa, szkoły czy środowiska lokalnego, w którym się obracają. Takie spotkania służą, z jednej strony, edukacji, z drugiej, socjalizacji młodych ludzi, którzy dopiero w zetknięciu z prawdziwym sądem i prawdziwym sędzią zdają sobie sprawę, że ich zachowania mogą rodzić określone konsekwencje. Oczywiście w ostatnich kilku latach kładziemy większy nacisk na uczenie młodzieży, czym jest Konstytucja, jakie prawa i obowiązki z niej wynikają i co ona oznacza dla przeciętnego obywatela. Mam głębokie przekonanie, że te działania zaowocują w przyszłości, chociażby większym szacunkiem społecznym dla prawa i instytucji demokratycznych.

E.B., T.Z.: Z jakimi reakcjami spotkała się Pani po otrzymaniu Gdańskiej Nagrody Równości?

D.Z.: Generalnie już sama nominacja została przyjęta dość entuzjastycznie, zwłaszcza – co dla mnie ważne – przez sędziów. Był to dla nas wyraz uznania dla naszej pracy na rzecz zachowania prawa do niezależnego sądu, przestrzegania Konstytucji. Po otrzymaniu Nagrody poza gratulacjami dostałam od obywateli przepiękny bukiet białych róż. To dla mnie znacznie ważniejsze niż sam fakt wyróżnienia Nagrodą. Bo przecież nie dostałam tej nagrody jako ja, Dorota Zabłudowska, tylko ja, sędzia głośno mówiący, że polityka powinna pozostać poza salą rozpraw, że każda władza musi przestrzegać Konstytucji i że sędziowie będą stać na straży praw i wolności obywatelskich nawet z narażeniem własnego interesu. Takie było zresztą uzasadnienie wniosku o przyznanie mi nagrody. Jeżeli obywatele to widzą i doceniają, to znaczy, że nasza praca ma sens, że zyskaliśmy ich zaufanie. To ogromna odpowiedzialność i zobowiązanie.

Jest ogromnym zaszczytem, że zostałam jako sędzia wyróżniona przez obywateli Gdańska obok osób, które swą codzienność poświęcają pracy na rzecz osób najbardziej pokrzywdzonych, bezbronnych. Jest to dowód na to, jak istotny stał się sąd dla obywateli. Przyznanie mi Gdańskiej Nagrody Równości jest dla mnie wyrazem przekonania mieszkańców Gdańska, że nie może być mowy o równości bez niezależnego i niezawisłego sądu. To wielkie wyróżnienie i wielka odpowiedzialność.

Gdańska Nagroda Równości ma dla mnie wymiar jedynie symboliczny, dlatego całą kwotę otrzymaną z tytułu Gdańskiej Nagrody Równości przekazałam na rzecz Orkiestry Vita Activa, która skupia osoby z niepełnosprawnościami umysłowymi. Zadeklarowałam zresztą ten zamiar już w dniu otrzymania Nagrody. Dzięki Orkiestrze osoby niepełnosprawne mają szansę zaistnieć w przestrzeni publicznej, koncertują, jeżdżą po Polsce i po świecie. Dowiedziałam się od kierownika Orkiestry, że moja wpłata zostanie przeznaczona na zakup fortepianu dla Orkiestry. Wprawdzie potrzebna kwota jest dużo większa, ale miło było przekazać choć małą cegiełkę na tak ważny cel.

Ciemną stroną przyznania mi Gdańskiej Nagrody Równości była krótkotrwała agresywna kampania medialna, zainicjowana przez jednego z radnych opozycyjnych, uprzednio kandydującego na urząd prezydenta Gdańska, skierowana przeciwko mnie. Wykorzystano fakt, iż Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, który formalnie przyznał mi Nagrodę i mi ją wręczył, miał sprawę w sądzie, w którym pracuję. Doczekałam się nawet materiału w głównym wydaniu wiadomości telewizji publicznej, opatrzonego tytułem: (nie) zawisłość. Wszystko to było dość niesmaczne i nieprzyjemne, zwłaszcza że żaden przedstawiciel mediów, nie mówiąc już o panu radnym, który w końcu jest nie tylko politykiem, ale również prawnikiem, nie pofatygował się, żeby zapytać mnie o moje stanowisko w tej sprawie. Może dlatego, że prawda byłaby niewygodna dla postawionej tezy.

Tymczasem, gdy poproszono mnie o zgodę na nominację do Nagrody, przede wszystkim zapytałam o tryb i kryteria jej przyznawania. Nominacje do Nagrody mogą zgłaszać mieszkańcy Gdańska, natomiast przyznaje ją Kapituła Nagrody Równości, w której skład wchodzą członkowie Gdańskiej Rady ds. Równego Traktowania. Prezydent Gdańska nie jest członkiem Rady i nie miał żadnego wpływu ani na nominację, ani na przyznanie Nagrody Równości. Gdyby była to nagroda uznaniowa, bądź gdyby to Prezydent dokonywał wyboru osób nagrodzonych spośród zaproponowanych przez Radę, zapewne nie zgodziłabym się na uczestnictwo w takiej procedurze. Uznałam jednak, że jest na tyle transparentna, że jako sędzia mogę zgodzić się na nominację, zwłaszcza że stanowiła ona tak naprawdę wyraz uznania dla wszystkich sędziów za ich walkę o jednakowe prawo do sądu dla wszystkich obywateli.

Cała ta sytuacja jest dla mnie tym bardziej przykra, że pan Prezydent Paweł Adamowicz dokładnie rozumiał moje uwarunkowania związane z pełnioną funkcją i zawsze zachowywał w stosunku do mnie nienaganny takt i dystans, jak sądzę, żebym nie miała nieprzyjemności z powodu np. rozmowy z nim czy wspólnego zdjęcia. Był taktowny do tego stopnia, że w czasie gali w ECSie wahał się, czy może się ze mną przywitać, żeby nie zostało to źle odebrane. Zresztą, gdy sobie przypomnę wezwania kolegów do rzecznika dyscyplinarnego z tego jedynie powodu, że na sali wśród publiczności znajdował się polityk opozycyjny, dochodzę do wniosku, że niestety pan Prezydent miał rację. Kontakty sędziów z politykami są mile widziane tylko, jeżeli sędziowie ci współpracują z aktualną władzą polityczną.

Teraz, po tragicznej śmierci pana Prezydenta Pawła Adamowicza cieszę się, że nie odmówiłam przyjęcia Gdańskiej Nagrody Równości tylko dlatego, że miał mi ją wręczać urzędujący Prezydent Gdańska. Uważam, że nieprzyjęcie Nagrody byłoby obraźliwe zarówno dla tych, którzy mnie do niej nominowali i mi ją przyznali, jak również dla samego pana Prezydenta.

Strona 4 z 512345