• Ważne pytania
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 3(13)/2013, dodano 22 listopada 2013.

Trzeba się umieć postawić
z prof. Ewą Łętowską,
rozmawiają

Krystian Markiewicz i Bartłomiej Przymusiński
(inne teksty tego autora)

B.P.: Czy nie uważa Pani Profesor, że brak mocnego głosu (np. ze strony KRS), który by przypominał sędziom, że powinni być odważni?

E.Ł.: Otóż to. Sądzenie składa się z trzech rzeczy. Po pierwsze, z aksjologicznej wrażliwości i sprzeciwu wobec zastanej sytuacji. Po drugie, z umiejętności analizy prawniczej, sprawności dogmatycznej. I po trzecie, z odwagi i konsekwencji. Zwłaszcza w dwóch ostatnich kwestiach sędzia powinien doznawać wsparcia. Samemu można sobie nie dać z tym rady. W takiej sytuacji rozsądny sędzia może zrobić kilka rzeczy, np. zadaje pytanie sądowi wyżej stojącemu, zaczyna bić na alarm, próbuje formułować pytanie konstytucyjne. Przecież to nie po to je się formułuje, że się nie wie, jak rozstrzygnąć sprawę, bo to zawsze jakoś da się to zrobić, tylko dlatego, aby zwrócić uwagę na problem, który się kryje za danym zjawiskiem, albo żeby znaleźć lepsze rozwiązanie, niż to dyktowane rutyną. I niezależnie od tego, jakie później będą losy odpowiedzi, problem się nagłaśnia przez samo zadanie pytania. Brak aksjologicznej wrażliwości jest rzeczą niepokojącą. Nie wystarczy mówić „ustawodawco zmień”, ale samemu trzeba kombinować, jak te zmiany wywołać. Współczesna słynna zasada interpretacji prawa w duchu jego zgodności z prawem europejskim, zachęca do aktywizmu interpretacyjnego. Sędzia już nie może ograniczyć się do tego, że czyta polskie przepisy i mówi, co mu z nich wynika, tylko powinien mówić inaczej: mam na widoku określony skutek sugerowany przez prawo europejskie, unijne, prawa człowieka i teraz muszę się zastanowić, jaką metodę wykładni dobrać, żeby dojść do tego skutku. Przecież to jest chleb codzienny sądu. I niech mi nikt nie opowiada, że sędziowie tak nie robią (bo tak zawsze robili), a ten model wykładni należy stosować w tych momentach, kiedy mamy niezgodę aksjologiczną na dotychczasową linię orzeczniczą, na to, co nam podpowiada codzienność. Te węzłowe przypadki, niedostrzegane na czas, a potem upublicznione i puszczone przekazem w świat, mogą przecież przynieść kolejną przegraną w Strasburgu czy Luksemburgu.

K.M.: Jednym z podstawowych założeń jest świadomość celu, tego, czego wymaga od nas orzecznictwo Trybunałów w Luksemburgu i Strasburgu. Obawiam się jednak, że w praktyce nie ma żadnego podmiotu zainteresowanego upowszechnieniem tej wiedzy.

E.Ł.: Powiedziałabym nawet, że nie ma nikogo, kto dba o przesłanki dla dobrej kondycji sędziowskiej. W tej chwili sytuacja trochę się zmienia, przecież przegrana w Strasburgu zawsze powinna pociągać za sobą refleksję – kto zawinił? Bo orzeczenie sądowe jest na końcu, ale to nie znaczy, że błąd naruszenia prawa człowieka był akurat w orzeczeniu sądowym, może był wyżej – u ustawodawcy? A może podzielony? Trzeba, aby nad tym ktoś rozumny się zastanowił, dlaczego tak się stało. I wyciągnął systemowe wnioski. Systemowe! Tymczasem na ten aspekt przegranej nie zwraca się uwagi. Płaci się odszkodowanie indywidualnie poszkodowanemu, a system generuje dalsze te same skutki. Pana pytanie ma jeszcze jeden podtekst! Jeżeli mówię o sprzeciwie aksjologicznym, to nie zakładam tego, że się dokładnie zna orzecznictwo czy Strasburga, czy Luksemburga, tylko że jest się wrażliwym na sygnały, które mówią, że coś jest nie w porządku. Nie muszę wcale znać wszystkich orzeczeń, wystarczy, że na „nos prawniczy”, wiadomo, że „to jest niesprawiedliwe, to jest bez sensu”. I wtedy trzeba uruchomić aktywizm interpretacyjny, aby próbować osiągnąć aksjologicznie pożądany i aprobowany cel. Trzeba jednak zaznaczyć, że czym innym jest aktywizm interpretacyjny, a czym innym aktywizm polegający na tym, że sąd się kompetencyjnie wcina w cudzą działkę. Bo przecież aktywizm interpretacyjny znaczy tylko jedno: proponuję pewną wykładnię. Ona się może utrzymać, albo się może nie utrzymać. Jeżeli się nie utrzyma – wola boska, trudno. Wtedy jednak mam czyste sumienie, bo przynajmniej próbowałam. Nie zapomnę rozmowy z sędzią Sądu Najwyższego, Józefem Majorowiczem, cywilistą, wybitnym prawnikiem, humanistą. Jako bardzo młoda pani adiunkt napisałam glosę do jego orzeczenia. Napisałam coś w tym rodzaju, że „sąd nie dostrzegł”, czy też „sąd nie zauważył”. Spotykam potem Sędziego Majorowicza i on mówi mi tak: „Pani doktor, ja się pomyliłem tak? Nie proszę Pani, ja się nie pomyliłem. Gdybym zrobił tak, jak nakazuje wykładnia, którą Pani sugeruje, ta obiegowa, to wtedy (…)” i tu wskazał mi na niesprawiedliwe dalsze skutki orzeczenia. To ja byłam krótkowzroczna. On był mądrym, doświadczonym sędzią. Powiedział, że to już lepiej, jeżeli w jednym orzeczeniu „się pomyli” – jak mu powiedzą krótkowzroczni i odejdzie od dotychczasowej linii. Aktywizm interpretacyjny powinien mieć miejsce wtedy, gdy sędzia odchodzi od rutyny interpretacyjnej w imię czegoś: chodzi mu o osiągnięcie spójności systemu prawnego (tego multicentrycznego, z prawami człowieka) i o sprawiedliwe rozstrzygnięcie sprawy. Dobry aktywizm prawniczy jest aktywizmem interpretacyjnym, a nie naganną uzurpacją.

Strona 2 z 1012345...10...Ostatnia »