• Ważne pytania
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 3(13)/2013, dodano 22 listopada 2013.

Trzeba się umieć postawić
z prof. Ewą Łętowską,
rozmawiają

Krystian Markiewicz i Bartłomiej Przymusiński
(inne teksty tego autora)

B.P.: Pani Profesor, tutaj bym się zastanowił i chciałbym poprosić o refleksję, w którym kierunku zmierza cały system organizacji wymiaru sprawiedliwości?

E.Ł.: Źle się dzieje. On formatuje.

B.P.: Pani Profesor mówi bardzo ładne słowa, które nakazują prawnikowi cofnąć się do tego całego humanizmu, aksjologii, a dla ministerstwa sprawiedliwość jest sprawiedliwością liczb.

E.Ł.: Ten system, moim zdaniem, jest bardzo niepokojący dlatego, że on formatuje zachowania i umysły, a formatując źle działa na wrażliwość, myślenie, odpowiedzialność. Ale nie jest prawdą, jakoby kiedykolwiek i gdziekolwiek odrębność trzeciej władzy od władzy wykonawczej była ustalona raz na zawsze. To jest zawsze równowaga chwiejna, będąca wypadkową nacisku ze strony administracji, która chce formatować i kwestią nacisku oddolnego, gdzie się krzyczy – jesteśmy zawaleni, nie mamy czasu, nieporządnie robimy, dlatego są źle robione nakazy, nie stawiamy pytań, uzasadnienia nie uzasadniają itd., itd. Ten stan tego ustawicznego sporu jest, moim zdaniem, stanem normalnym, odwiecznym. On jest przede wszystkim frustrujący. Ale nie sądzę, żeby można na to w ogóle znaleźć generalną radę. Tak jest na całym ­świecie. Tyle, że u nas dodatkowo poziom kultury w stosunkach międzyludzkich, w relacjach instytucjonalnych – jest marny. Świadczy o tym fatalny sposób przeprowadzania reform sądownictwa – teraz był problem rekonstrukcji sieci sądów. Ale kilka lat temu – reforma sądownictwa administracyjnego. I w obu wypadkach popełniono podobne błędy w „zarządzaniu zasobami ludzkimi” przy reformie. Ale to dotyczy nie tylko relacji sądy – administracja wymiaru sprawiedliwości. U nas się ludzi antagonizuje, lubi się zarządzać przy pomocy strachu, połajanek (przypomnijmy atmosferę wprowadzenia niedoszłej reformy dotyczącej pospiesznego postępowania immunitetowego). Za dużo toporności, za mało zręczności.

K.M.: Czy można więc coś zaproponować sędziom, by wyjść z tego błędnego koła?

E.Ł.: Znam bardzo dobrych, twórczych sędziów. Czasem dostają za to po głowie. Bo generalnie nonkonformizm u nas nie popłaca, i w stosunkach z kolegami, i ze zwierzchnikami. Owszem, nawet rozumiałabym niechęć, gdy idzie o zapaleńców wykazujących męczącą natarczywość w krzewieniu swych pomysłów, ale to niestety dotyczy także reformatorów, nowatorów czy nonkonformistów w najlepszym tego słowa znaczeniu. Melchior Wańkowicz wynalazł słowo: „kundlizm”, niektórzy mówią o „polskim piekle” – gdzie nie trzeba przy kotłach ze smołą stawiać dyżurnych diabłów, bo smażeni w smole sami ściągną uciekających z opresji. Minimum minimorum, którego można oczekiwać i wymagać, to dwie rzeczy. Przejrzystość i integralność. Wiem, wiem, że sędzia nie ma przełożonego, ale mam wrażenie, że jest za dużo służalczości i chęci sprostania oczekiwaniom i statystykom, a wszystko dla świętego spokoju …

B.P.: Czy nawet, jak mówią niektórzy, „czytania w myślach swego Pana”…

E.Ł.: O tak, takiego czytania czasami nawet wtedy, gdy ta myśl wcale nie powstała i nawet ten domniemany „Pan” czuje się tym zażenowany. Ale tutaj przeskoczyliśmy już do trzeciej kwestii, to znaczy, że przy sądzeniu trzeba się po prostu umieć postawić. A z tym jest potwornie trudno: bo ma być dobra statystyka, bo mamy nie drażnić mediów, ani się im nie podkładać, bo nie trzeba się wychylać. Otóż od tego jest Prezes Sądu, aby trzymał parasol nad „swoim” sądem i swoimi sędziami. I wcale nie chodzi o to, żeby ich krył, tylko, żeby umiał przedstawić ich racje wobec resortu. Prezes powinien być jak bufor. To jest bardzo niewygodna funkcja, bo on jest trochę tu, trochę tu.

K.M.: Obecnie nie brakuje głosów, także w doktrynie, że ustawową rolą prezesa sądu jest więc raczej rola delegata ministra sprawiedliwości „dla” administrowania danym sądem, niż rola czynnika reprezentującego sędziów danego sądu. Takie osoby, o których Pani Profesor mówi, zdarzają się, ale obawiam się, że nie tworzą zasady, jakości. Może wynikać to m.in. z mechanizmu ich powoływania i znikomej roli sędziów w tym procesie. „Iustitia” spierała się z Ministrem Kwiatkowskim, żeby móc chociaż wskazać ministrowi kilku kandydatów, z których miałby powołać prezesa. Bezskutecznie.

E.Ł.: Myślę, że to był akurat bardzo dobry pomysł ­„Iustitii”. Ale tu potrzeba równowagi, proporcjonalności. Bo ani administracja (minister) nie może mieć nazbyt komfortowo z prezesami, ani nie powinniśmy promować sądokracji, państwa w państwie. Jesteśmy w demokracji i każda władza jest częścią mechanizmu i nie da się stworzyć raju dla jednej. Tu podwyższanie kultury współistnienia i współdziałania jest działaniem organicznym, które po prostu musi wyrosnąć. Jest nieuniknione.

K.M.: Ja mam taką smutną obserwację, że jeżeli chodzi o wzmacnianie tzw. wartości sądzenia, to w edukowaniu sędziów zbyt wysokiej wagi się do tego nie przywiązuje.

Strona 4 z 10« Pierwsza...23456...10...Ostatnia »