• Mowa prezesowa
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 3(13)/2013, dodano 22 listopada 2013.

Wielki Brat

Maciej Strączyński
(inne teksty tego autora)

„Wielki Brat śledzi cię”. Te słowa George’a Orwella z legendarnego „Roku 1984” (w lepszym, moim zdaniem, przekładzie Juliusza Mieroszewskiego z 1953 r., bo w innym brzmiały: „Wielki Brat patrzy”), były i są symbolem państwa totalitarnego, prowadzącego pełną inwigilację obywateli. Książka przez wiele lat była na komunistycznym indeksie dzieł zakazanych, ale takie słowa jak „nowomowa czy właśnie „Wielki Brat” weszły mimo to do codziennego języka. Nawet na „Związek Sowiecki” mówiono wtedy po prostu „Wielki Brat”. O wiele późniejszy telewizyjny reality show „Big Brother” tworzony był w Polsce pod oryginalną, angielską nazwą i już nie wszyscy kojarzyli go z makabryczną wizją Orwella. Jednak taki czy inny Wielki Brat sprowadza się do stałej obserwacji człowieka przez jakiegoś nadzorcę. Najczęściej kamerami. Każdy twój gest, słowo, zachowanie będzie nagrane i może być użyte przeciwko tobie.

Odkąd istnieją kamery, magnetowidy, zapisy cyfrowe, socjologowie i psychologowie badają zachowania ludzi znajdujących się pod taką obserwacją. Wnioski są od lat takie same. Człowiek, który wie, że jest z ukrycia obserwowany, nagrywany, podsłuchiwany – zwłaszcza przez kogoś, kto ma wpływ na jego losy, choćby w ramach eksperymentu – zachowuje się nienaturalnie. Jest spięty, powstrzymuje odruchowe gesty, mówi inaczej, stara się działać w sposób bardziej przemyślany. Na ogół staje się przez to niezdecydowany, a gdy coś wymaga szybkiej reakcji – reakcji tej nie ma. Bo nie ma pewności, jak zostanie odebrana przez Wielkiego Brata.

To właśnie jest jednym z powodów, dla którego w wielu krajach Europy Zachodniej, a także w USA czy Kanadzie, nie wolno jest używać w sądach kamer ani aparatów fotograficznych. Kiedyś, gdy fotografię i film dopiero wynaleziono, uznawano, że stosowanie tego typu urządzeń narusza powagę sądu. Potem doszedł drugi, ważniejszy argument: sąd jest niezawisłą władzą, na którą nikt nie może wpływać. Nie można więc dopuszczać do sytuacji, w której ktokolwiek chciałby wykorzystać nagranie z sądu do prób kontrolowania trzeciej władzy. Dlatego na salę rozpraw mają wstęp dziennikarze – wszak rozprawy są jawne – ale nie kamery czy aparaty fotograficzne. W krajach tych do dziś redakcje zatrudniają więc rysowników, którzy zapewniają czytelnikom ilustracje do relacji z sądów.

Polska, oczywiście, idzie w kierunku przeciwnym. Niezależne sądownictwo jest solą w oku polityków, którzy chcą władzy nad wszystkim. Stąd ich trwające od lat – niezależnie od tego, jaka opcja polityczna akurat jest przy władzy – starania, aby wprowadzić nagrywanie rozpraw. Oczywiście oficjalnie wszystkie zmiany wprowadza się dla usprawnienia postępowania, bo rozprawa nagrywana, bez dyktowania protokołu biegnie szybciej, a zapis jest dokładny. Zatem tę oficjalną przyczynę trzeba przeanalizować.

Na świecie od lat stosowany jest szybki system protokołowania rozpraw w postaci stenografowania na maszynie. Stenograf taki, a ściślej stenotypista, jest w stanie pisać o wiele szybciej, niż ktokolwiek mówi. W wielu krajach zapis stenograficzny przełożony na zwykły tekst może być dowodem w sądzie, a nagranie foniczne – nie. W Polsce stenografia nigdy nie zrobiła wielkiej kariery. Stenografa może wyeliminować nagrywanie rozpraw, ale istotne jest to, co się z nagraniem dalej stanie. Tam, gdzie ma ono służyć wymiarowi sprawiedliwości i sprawności postępowania, nagranie jest używane do sporządzenia protokołu rozprawy. Protokół ten sprawdza sędzia, bo odsłuchanie nagrania zawsze może wiązać się z omyłką. Po sporządzeniu protokołu nagranie przestaje być potrzebne. Wiążący jest protokół, bo sprawdził i podpisał go sędzia prowadzący rozprawę. Koniec, kropka.

Strona 1 z 3123