• Temat numeru
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 3(29)/2017, dodano 6 stycznia 2018.

Wystąpienie SSN Jacka Gudowskiego podczas obchodów 100-lecia odrodzonego sądownictwa polskiego w siedzibie Krajowej Rady Sądownictwa, Warszawa 28.9.2017 r.1

 
Szanowny Panie Przewodniczący, Szanowni Państwo Prezesi, Szanowni Państwo!

Uprzejmie dziękuję za zaproszenie do wygłoszenia krótkiej prelekcji o reformach, a ściślej o tworzeniu ujednostajnionego sądownictwa powszechnego w II Rzeczypospolitej. Traktuję to jako miły obowiązek sędziowski, ale jednocześnie jako okazję do spuentowania i zamknięcia moich osobistych, kiedyś bardzo ścisłych związków z KRS. Ponad 27 lat temu, jako członek pierwszego składu Rady brałem w latach 1990–1994 czynny udział w jej ukonstytuowaniu i rozruchu, a potem w latach 1998–2002 m.in. współuczestniczyłem w tworzeniu i wprowadzaniu w życie nowych, w pełni demokratycznych ustaw ustrojowych sądownictwa opartych na Konstytucji RP – o ustroju sądów powszechnych2 i o Krajowej Radzie Sądownictwa3 – z 2001 r. oraz ustawy o Sądzie Najwyższym4 i ustawy – Prawo o ustroju sądów administracyjnych5 – z 2002 r.
[hidepost]
 

Drodzy Państwo!

Zgodnie z ideą iustitia fundamentum regnorum, przyświecającą budowniczym II Rzeczypospolitej – także zresztą przemianom dokonywanym na przełomie lat 1989–1990 – intensywne prace nad jednolitym prawem ustroju sądów powszechnych rozpoczęły się niemal od razu, już w 1919 r. Toczyły się najpierw dwutorowo, gdyż przyjęto wówczas, zapożyczoną od państw ościennych, koncepcję unormowania oddzielnie ustroju sądów, a więc struktury i kompetencji sądów, a także administracji sądowej, oraz tzw. pragmatyki sędziowskiej, obejmującej status sędziów, ich prawa i obowiązki, stosunek służbowy, sposób szkolenia itd.

Formalnie prace rozpoczęły się 11.11.1919 r., nazajutrz po uroczystym inauguracyjnym posiedzeniu Komisji Kodyfikacyjnej na Zamku Królewskim w Warszawie, które otworzył pierwszy prezydent Komisji, wielki procesualista krakowski, ojciec procesualistyki polskiej, Franciszek Ksawery Fierich, słowami często później cytowanymi: „Wiekopomny akt sprawiedliwości powołał do życia naszą Ojczyznę. Poczucie prawa dało nam wolność. Niechaj wolność zapewni nam prawa!”. Słowa te ziściły się, o czym świadczy ogromny, niedający się przecenić dorobek Komisji Kodyfikacyjnej, obejmujący kilkadziesiąt projektów ustawodawczych oraz ok. 150 druków i wydawnictw. Z dorobku Komisji nauka, legislacja i praktyka sądowa korzystają do dziś.

Jest całkiem zrozumiałe, że wśród członków Komisji – podobnie jak przy uchwalaniu projektów innych ustaw – toczyły się zaciekłe spory dotyczące wizji polskiego sądownictwa. I tutaj zderzyły się dwa modele: rosyjski, a w gruncie rzeczy francuski, przetworzony w rosyjskiej ustawie o organizacji sądownictwa z 1864 r., obowiązującej w Królestwie Polskim od 1874 r., oraz germański, ukształtowany i obowiązujący w dzielnicach pruskiej i austriackiej.

Kazimierz Kierski, jurysta warszawski, sędzia sądu obywatelskiego, podsumowując 10 lat pracy Komisji Kodyfikacyjnej, pisał, wprawdzie nieco stronniczo, ale zasadniczo celnie: „Zarysowały się dwa obozy: jeden – to prawnictwo warszawskie, wychowane na Kodeksie Napoleona, piastujące z całym nabożeństwem tradycje dawnego polskiego sądownictwa i mające je niejako we krwi; drugi – to prawnicy z byłego zaboru austriackiego, wychowani na prawie niemieckim i przesiąknięci, mimo swej wiedzy i woli, umysłowością niemiecką, tak obcą duchowi polskiemu. Te dwa obozy ustawicznie się ze sobą ścierają nie tylko co do podstawowych zasad, ale nawet co do terminologii prawniczej”.

Główny referent projektu Kamil Stefko był orędownikiem modelu germańskiego, czemu trudno się dziwić, gdyż był profesorem Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, natomiast myśl rosyjską (francuską) prezentował Aleksander Mogilnicki, co też wydaje się dość oczywiste, skoro reprezentował środowisko warszawskie, któremu zawsze bliższe były rozwiązania pochodzenia romańskiego.

Powstało wiele wersji projektów, zdania odrębne do nich, rodziły się różne koncepcje dotyczące mianowania sędziów, prezesów, szukano miejsca dla zgromadzeń ogólnych itd. Wtedy pojawił się m.in. pomysł poddania sądów powszechnych nie tylko nadzorowi judykacyjnemu Sądu Najwyższego, ale także nadzorowi pozajudykacyjnemu, administracyjnemu, co było tym bardziej uzasadnione, że SN – wówczas sąd powszechny – stał na szczycie ustrojowej hierarchii sądów. Był, jak ogłosił Stanisław Gołąb, a co potem wielokrotnie powtarzano, kopułą, która wieńczy i chroni sądownictwo oraz budowę jednolitego prawa. Pytano, dlaczego Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego ma mieć mniejszą władzę niż każdy prezes sądu niższego szczebla. Dlaczego np. „władza prezesa Sądu Apelacyjnego w Warszawie obejmuje 1/3 terytorium byłego zaboru rosyjskiego, władza zaś Pierwszego Prezesa – tylko nr 5 domu na pl. Krasińskich”.
[/hidepost]