- Varia
- Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 4(22)/2015, dodano 3 kwietnia 2016.
Afganistan 2015*
Bo tutaj jest pięknie
Kiedy samotnie przekraczałem granicę tadżycko-afgańską – pod majestatycznym siedmiotysięcznikiem Noszak i pośród rozkładających się wozów pancernych – jeden z afgańskich żołnierzy, zresztą zdziwiony moją wizytą, usiłował się dowiedzieć, po co tam przyjechałem. Powiedziałem, bo tutaj jest pięknie. I to była prawda. Żołnierz nie uwierzył mi, jednak gdy wskazałem w stronę groźnie wyglądającego i feerycznego pasma gór Hindukusz, to zobaczyłem jego łzawy uśmiech.
GBOA
Najpierw był kirgiski Biszkek i wizyta w tadżyckim poselstwie, wiza oraz specjalne zezwolenie na wjazd do kontrolowanego przez Tadżykistan Górskobadachszańskiego Okręgu Autonomicznego, który do 2005 r. był zamknięty dla obcokrajowców. Następnie lot do tadżyckiego Duszanbe, przejazd przez góry do Chorog, stolicy GBOA, afgański konsulat i wiza. Później kręte, górskie drogi, podróż z Pamircami i góry Pamir. Hieratyczne, ciężkie, cudowne. W końcu zimne i wietrzne tadżycko-afgańskie przejście graniczne położone na wysokości ponad 3000 m. n.p.m.
Apokalipsa
Tadżyccy żołnierze otwierają przede mną ciężkie kłódki i zdejmują łańcuchy z metalowych drzwi prowadzących do afgańskiego punktu kontroli granicznej. Afgańskie druty kolczaste oraz tadżyckich żołnierzy oddziela pas ziemi niczyjej. Głusza. Wieje mocny, zimny afgański wiatr, a właściwie wyje, usiłując rozszarpać most nad rzeką Panj, dzielącą łańcuchy górskie tadżyckiego Pamiru i afgańskiego Hindukuszu. Po afgańskiej stronie tamtejsza apokalipsa. Wraki rozkładających się wozów pancernych, zepsute humvee i surowe, upojne, górskie krajobrazy z przebijającym się zza chmur szczytem Noszak. Afgańscy żołnierze są zakłopotani moją wizytą. Przez dwie godziny chodzą z moim paszportem po koszarach, jak się później okazuje, szukając granicznego stempla. Ten czas spędzam obok rdzewiejącego czołgu z jednym z żołnierzy, który nie może zrozumieć, dlaczego tu jestem.
Struktura państwa
W kraju obowiązuje ruch prawostronny, jednak wszyscy jeżdżą starymi japońskimi samochodami przystosowanymi do ruchu lewostronnego. Mohammed, mój afgański kolega, ma piętnastoletnią toyotę camry. Jest z niej bardzo dumny. Samochód nie ma tablic rejestracyjnych. Tutaj to normalne. Pytam Mohammeda, gdzie masz tablice? A on na mnie dziwnie spogląda i się śmieje. No tak, tutaj każdy zna jego samochód i każdy zna Mohammeda, a on zna każdego. Zna góry, wioski, drogi. Wie gdzie i jak bezpiecznie dojechać. Potrafi sprawnie pokonać wojskową biurokrację i uzyskać dla mnie afgańskie ID, niezbędne w tym kraju. Wie tutaj wszystko. Jest członkiem lokalnego klanu, a Afganistan to państwo klanów. W tym kraju nie ma znanej nam struktury państwa z jego administracją i życiem politycznym. Tutaj nawet nie ma partii politycznych, w europejskim tego słowa znaczeniu. Tu są klany, formowane według kryteriów etnicznych, i to one tworzą strukturę państwa. W przeprowadzonych w 2005 r. wyborach parlamentarnych nie brały udziału żadne partie. Wszyscy kandydaci do parlamentu i rad lokalnych byli formalnie niezależni, ale w rzeczywistości reprezentowali samorządne i zbrojne grupy plemienne. Ostatecznie do nowego parlamentu weszli przywódcy grup etnicznych, w tym byli talibowie.
HINDU KUSH