• Artykuły, Ważne pytania
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 3(5)/2011, dodano 31 grudnia 2011.

Dobrzy sędziowie są najważniejsi
z profesorem Tadeuszem Erecińskim Prezesem Sądu Najwyższego rozmawia

prof. UŚ dr hab Krystian Markiewicz
(inne teksty tego autora)

Krystian Markiewicz: Czym dla Pana jest bycie sędzią?

Tadeusz Ereciński: Uważam, że bycie sędzią jest bardziej powołaniem niż zawodem. Oznacza to, że niezależnie od kwalifikacji trzeba rozumieć, na czym polega sądzenie i mieć wolę nieunikania rozstrzygnięcia. Są znakomici prawnicy, którzy widząc skomplikowany problem mają trudności z podjęciem decyzji. Sędzia, niezależnie od najwyższych kwalifikacji, powinien dodatkowo mieć poczucie, że jego misją jest branie na siebie ciężaru bezstronnego rozstrzygnięcia, ze świadomością, że często chodzi o bardzo ważne dla ludzi sprawy i że nie zawsze przekona strony o trafności swej decyzji.
[hidepost=1]
K.M.: Jak Pan ocenia aktualny model dojścia do zawodu sędziego sądu powszechnego i kariery w tym zawodzie?

T.E.: Model obecny uważam za bardzo dyskusyjny. Obserwuję z wielkim zainteresowaniem funkcjonowanie centralnej szkoły. Mam jednak poważne wątpliwości, czy staż w charakterze referendarza i asystenta sędziego dostatecznie przygotuje aplikantów do wykonywania zawodu sędziowskiego. Zakres czynności asystenta czy referendarza nie daje gwarancji, że sprawdzą się oni w szerokim zakresie, który staje przed sędzią orzekającym w I instancji, szczególnie w sprawach cywilnych. Zupełnie inny jest charakter czynności tych grup zawodowych i sędziów. Jestem zwolennikiem powoływania sędziów na okres próby. Przed dożywotnim oddaniem władzy jurysdykcyjnej osoba taka powinna przez okres 2–3 lat podlegać ocenie, opiece innych sędziów.

K.M.: Co dla Pana znaczy zapis zawarty w § 4 Zbioru Zasad Etyki Zawodowej Sędziów, że sędzia powinien dbać o autorytet swojego urzędu, o dobro sądu, w którym pracuje, a także o dobro wymiaru sprawiedliwości i ustrojową pozycję władzy sądowniczej?

T.E.: Wiąże się z to z moją wizją sędziego, jako powołania, a nie tylko zawodu. W związku z tym niezbędne są najwyższe standardy etyczne. Ich przestrzeganie powinno być immanentną cechą dobrego sędziego, który musi potrafić opierać się naciskom. Naciskom zewnętrznym i wewnętrznym, nie wykluczając także nacisków własnego środowiska. Chodzi o to, aby ludzie byli przekonani, iż pomimo trudności, jakie może sprawić rozstrzyganie spraw, samo postępowanie ocenili jako rzetelne i mieli do sądów zaufanie. A to zaufanie jest powiązane z dbałością o najwyższe kwalifikacje sędziów, najwyższy poziom etyczny, co znowu łączy się z kwestią doboru do zawodu sędziowskiego.

K.M.: Czy sędzia musi być wirtuozem prawa, czy może być po prostu bardzo dobrym rzemieślnikiem? Czy promowanie tej pierwszej postawy nie zwiększa ryzyka występowania u sędziów tzw. „syndromu Pana Boga”?

T.E.: Optymalnie sędzia powinien być wirtuozem prawa. Nie chciałbym widzieć zbyt wielu rzemieślników. Powinni to być najlepsi prawnicy i nie przypuszczam, żeby ci najlepiej wykształceni i najlepiej przygotowani mieli poczucie, że są nieomylni. Pomimo tendencji do jednoosobowego orzekania w sądzie, w miarę upływu kariery sędziowskiej pojawia się orzekanie zespołowe, w składach zawodowych i dlatego ważną cechą sędziego jest także umiejętność przysłuchiwania się argumentom innych, nie upieranie się za wszelką cenę przy swoim stanowisku. Ta umiejętność twórczej dyskusji powinna stanowić właśnie wentyl bezpieczeństwa przed nieomylnością. Ze względu na złożoność interpretowanej materii, rola dyskusji i nie upierania się przy swoim zdaniu wtedy, kiedy argumenty mogą przemawiać za inną postawą, jest bardzo ważna.

K.M.: Czy powinny być określone normy czasu pracy sędziów?

T.E.: Z jednej strony, skoro jest to powołanie, to powinien decydować zakres obowiązków. Patrząc realistycznie nie może być tak, żeby najlepsi sędziowie byli najbardziej obciążeni i aby było tak, że nie potrafimy zapewnić właściwej alokacji sędziów na terenie państwa. Myślę, że nie byłoby problemu norm czasu pracy sędziów, gdyby wszyscy sędziowie byli w podobny sposób obciążeni. Obowiązkiem władzy wykonawczej jest doprowadzenie do takiego ulokowania sędziów, aby ich obowiązki były równo rozłożone. By nie było tak, że w niektórych mniejszych sądach sędziowie mają komfort bieżącej pracy, a w większych aglomeracjach sędziowie mają bez przerwy półki zajęte przez zalegle sprawy.

K.M.: Czy sędziowie powinni podlegać ocenom okresowym, w szczególności takim, jakie proponuje Ministerstwo Sprawiedliwości?

T.E.: Gdyby korpus sędziowski składał się z samych ideałów, nie byłoby takiej potrzeby. Biorąc jednak pod uwagę realia, jakiś system okresowej oceny sędziego powinien istnieć, ale przede wszystkim sprawowany w toku instancji odwoławczych przez samych sędziów i powiązany z planem indywidualnego rozwoju sędziego i możliwości jego awansowania. Należy podkreślić potrzebę szybkiego opracowania jasnych kryteriów awansu sędziów. Chcę zauważyć, że wbrew pozorom nie uważam, że łatwo jest rozdzielić czynności dotyczące administrowania i czynności związane z władzą jurysdykcyjną. W związku z tym kontrola powinna być sprawowana przez samych sędziów, gdyby taka potrzeba istniała – także przez sędziów z innego okręgu sądowego, ale nie według jakiegoś schematu i angażowania zbyt dużej liczby sędziów do tego oceniania.

K.M.: Czy dostrzega Pan takie zjawisko jak „korporacjonizm sędziowski”? Czy według Pana ma ono cechy negatywne? Czy zgadza się Pan z tezą, że „rzeczywista reforma wymiaru sprawiedliwości powinna zakładać (…) fundamentalną zmianę instytucji kolegiów sądów, do których powinni wchodzić prokuratorzy i adwokaci, a także całkowitą i bezwzględną likwidację jakichkolwiek przejawów korporacjonizmu sędziowskiego”?

T.E.: Uważam, że zdrowe podejście do znaczenia korporacji sędziowskiej jest rzeczą cenną i nie powinno być krytykowane. Problem pojawia się, gdy przesłania to pewien obiektywizm ocen. Specyfika zawodu sędziowskiego jest na tyle odrębna, że nie wydaje się, by do kolegiów sądów mieli wchodzić przedstawiciele innych profesji prawniczych, adwokaci, radcowie prawni czy prokuratorzy. W korporacjonizmie cechą dobrą jest presja samego środowiska, wskazywanie najlepszych zachowań i formułowanie właściwych ocen. Jest to w każdej korporacji rzecz bardzo ważna i tego nie zastąpi ocena osób z zewnątrz.

K.M.: Czy zachodzi potrzeba wprowadzenia regulacji (ustawowej lub w zakresie zasad etyki zawodowej) zapobiegających nepotyzmowi w sądownictwie? Przykładowo, pojawiają się pomysły ograniczenia możliwości pełnienia funkcji administracyjnych lub pełnienia służby w sądach różnego szczebla w tym samym okręgu, przez osoby spokrewnione.

T.E.: Dla mnie pytanie o nepotyzm jest pytaniem o zachowania patologiczne. Nie da się wyeliminować wszystkich zachowań patologicznych, nie należy jednak histerycznie reagować. Dlatego ograniczenie dostępu do zawodu tylko z tego powodu, że ktoś kontynuuje tradycje rodzinne, narusza prawo do wykonywania zawodu. Należy natomiast przeciwdziałać praktykom, które miałyby cechę stronniczości, koleżeństwa, popierania z uwagi na związki rodzinne. Skala zjawiska jest chyba taka, że nie wymaga regulacji ustawowych. Wystarcza dobrze rozumiana presja własnego środowiska.

K.M.: Czy zgadza się Pan z poglądem, że powstała uprzywilejowana grupa tzw. „sędziów pałacowych”? Czy jest to poważny problem?

T.E.: Nie rozumiem, co znaczy „sędzia pałacowy”. To jest chyba pojęcie wymyślone przez tych, którzy uważają, że nie należą do elity sędziowskiej. Jedną z najistotniejszych cech sędziego powinna być niezależność ocen i w związku z tym nieuleganie pokusie przypodobania się komuś. To jest kwestia cech charakteru. O „sędziach pałacowych” mówią osoby, które być może czują się w jakiś sposób niedowartościowane i być może z tego powodu, że ich poglądy nie są podzielane przez większość środowiska.

Jeśli problem łączyć z pełnieniem stanowisk kierowniczych, to powinna temu przeciwdziałać rotacja na stanowiskach sędziów funkcyjnych. Rotacja połączona z elastycznością. Są osoby, które lepiej spełniają funkcje kierownicze, inne gorzej, nie powinno to jednak przeradzać się w nadmiernie długie sprawowanie funkcji. Trzeba się przyjrzeć, jakie skutki będą łączyły się z kadencyjnością osób pełniących funkcje kierownicze w sądach, w tym także innych niż funkcje prezesa sądów czy przewodniczących wydziałów.

K.M.: Czy samorząd sędziowski może i powinien spełniać ważniejszą rolę w sądownictwie powszechnym? Czy widzi Pan w tym zakresie jakieś szanse, zagrożenia, przeszkody?

T.E.: Moim zdaniem tak. To się wiąże bezpośrednio z pytaniem, czy zjawisko korporacjonizmu jest szkodliwe. Każda profesja powinna mieć prawo do organizowania się. Sędziowie z racji pełnionych funkcji i zadań w państwie nie mogą tworzyć organizacji typu związkowego. Stowarzyszenia sędziowskie też muszą uważać, by nie pełnić funkcji związków zawodowych. W konsekwencji samorząd sędziowski jest jedynym forum wymiany poglądów i obrony interesów środowiska, a nie ukrywajmy każde środowisko ma jakieś swoje interesy. Ważnym interesem sędziów, jedynej grupy zawodowej, o wynagrodzeniu której jest mowa w Konstytucji, może być dbanie o realizację tych konstytucyjnych zapewnień. Widzę to także w szerszym kontekście. Dobre funkcjonowanie samorządu jest przykładem funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego. Jeżeli chcemy realizacji społeczeństwa obywatelskiego, to ważną w nim rolę powinny odgrywać samorządy, w tym i sędziowski.

K.M.: Czy jest Pan zwolennikiem idei „Okrągłego Stołu” dla sądownictwa? Czy możliwe jest wypracowanie w tym trybie podstaw nowego ustroju sądów powszechnych i jakie warunki muszą się ziścić, aby to się udało?

T.E.: Osobiście wolałbym działania pragmatyczne i realne. Przypominam sobie, że pod koniec lat 90. było takie spotkanie, które miało cechy okrągłego stołu sądownictwa, z udziałem najwyższych władz państwowych. Ich udział ograniczał się do przybycia, otwarcia, natomiast kiedy dochodziło do dyskusji, to w zasadzie już tych władz nie było. Jeżeli o konieczności zorganizowania „okrągłego stołu” jest przekonana większość sędziów, to do takiego spotkania powinno dojść. Wiele będzie zależało od jego prawidłowego zorganizowania i od tego, aby decydenci czuli się odpowiedzialni za ustalenia, które przy takim „okrągłym stole” zapadną.
[/hidepost]