- Prawo karne
- Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 1(23)/2016, dodano 16 czerwca 2016.
Identyfikacja autorstwa anonimu: metodologia i aspekty praktyki sądowej w krajach anglosaskich
[hidepost]
Istotna (choć być może niedoceniana i w efekcie pomijana w ekspertyzach) decyzja wiąże się z oceną dystynktywności zbiorów cech zbieżnych. O jednostkowym charakterze współwystępowania cech (ang. co-selection) pisał M. Coulthard9, jeden z pionierów lingwistyki kryminalistycznej. Przytoczył on przykład sprawy Teodora Kaczynskiego, który w latach 1978–1995 przy użyciu ładunków wybuchowych zamordował trzy osoby, a 23 ranił. W 1995 r. dzienniki „The New York Times” i „Washington Times” opublikowały anonimowo ideologiczny manifest Kaczynskiego, decydując się na ten krok w zamian za obietnicę zaprzestania przez niego działalności kryminalnej. Traf chciał, by manifest przeczytała bratowa Kaczynskiego, której wydało się, że jego styl przypomina sposób formułowania wypowiedzi przez szwagra. O potencjalnej zbieżności zostało poinformowane Federalne Biuro Śledcze, które zabezpieczyło materiał porównawczy w postaci tekstów autorstwa Kaczynskiego. Biegły wyekstrahował z manifestu zamknięty zbiór leksemów – które rozpatrywane indywidualnie nie byłyby szczególnie dystynktywne – i odkrył, że jest on w istotnym stopniu zbieżny z materiałem porównawczym.
Po stwierdzeniu występowania cech zbieżnych i określeniu ich dystynktywności, także w zakresie współwystępowania, trzecim etapem analizy jest sformułowanie wniosków. Również tutaj stosuje się z reguły skale semantyczne. Należy podkreślić, że wnioskowanie o autorstwie nigdy nie powinno zawierać rozstrzygnięć kategorycznych. Stuprocentowa atrybucja nie jest możliwa nawet w przypadku zbiorów zamkniętych. Język, choć ma podłoże biologiczne, w warstwie realizacyjnej jest zjawiskiem przede wszystkim społecznym, zaś wiedza na temat stabilności indywidualnych nawyków językowych oraz ich rekurencyjności w określonych kontekstach społecznych i rejestrowych jest wciąż rozwijana. W 1994 r. M. Coulthard odnotował, że dowody językowe są bardziej przydatne dla obrońców, których zadaniem jest wszak podnoszenie wątpliwości co do winy klienta, niż dla prokuratury, której rolą jest wykazanie winy „poza wszelkimi wątpliwościami”10. Pomimo olbrzymiego postępu w badaniach, uwaga M. Coultharda nadal trafnie oddaje status takich dowodów; by było inaczej idiolektalny noumen stać musi się w pełni poznawalnym fenomenem, a to wymaga dalszych intensywnych badań. Należy jednak nadmienić, że niektórzy biegli wydają się być odmiennego zdania. Przykładowo, w zakończonej niedawno sprawie w sądzie opiekuńczym w Birmingham w Wielkiej Brytanii, biegły językoznawca stwierdził, że jest pewny w „99.99 procentach”11, że kwestionowany list z rozporządzeniami na wypadek śmierci został napisany przez konkubenta kobiety sparaliżowanej w wyniku pęknięcia tętniaka mózgu, nie zaś przez nią samą. W analizie materiału dowodowego biegły obrał metodologię stylometryczną, posługując się stworzonym przez siebie programem komputerowym, jednak przedstawione wnioski spotkały się z chłodnym przyjęciem sędziego, który stwierdził, że nie posiada możliwości oceny celności analizy12. Ten trzeźwy komentarz ucieszy zapewne naukowców zajmujących się empirycznymi badaniami w ramach lingwistyki kryminalistycznej. Algorytmy komputerowe wszak siłą rzeczy oparte są na wiedzy związanej z zagadnieniami stylu indywidualnego, a ta – jak wspomniano powyżej – nie pozwala jeszcze na bezsporne stwierdzenie stabilności realizacyjnej idiolektów.
Praktyka sądowa
Warto na koniec wspomnieć o interesującym poglądzie niektórych językoznawców jeśli chodzi o formułowanie wniosków atrybucyjnych. Istnieje bowiem stanowisko, według którego zadaniem językoznawcy powinna być jedynie analiza ewentualnego występowania cech zbieżnych i, w przypadku ich wykrycia, określenie stopnia ich dystynktywności. Wyprowadzenie wniosku dotyczącego autorstwa materiału inkryminowanego zostawia się sędziom bądź ławie przysięgłych, przyjmując założenie, że jako użytkownicy języka posiadają oni adekwatną dla zadania świadomość metajęzykową. Co ciekawe, niekiedy sam sąd decyduje się na tego typu zabieg. Przykładowo, w sprawie Stany Zjednoczone przeciwko Roy’owi van Wykowi13 sąd dopuścił dowód z opinii biegłego w ograniczonym zakresie, udzielając mu zgody na przedstawienie cech wspólnych materiału dowodowego i porównawczego, ale nie zezwalając na przedstawienie stanowiska w sprawie tego, czy schemat występowania tych cech i ich rodzaj wskazują na tego samego autora.
Wydaje się, że taka praktyka jest dość dysusyjna. Trudno oczywiście odmówić decydentom procesowym odpowiedniego dla zadania poziomu świadomości metajęzykowej (która będzie szczególnie wysoka w przypadku sędziów zawodowych), lecz z drugiej strony brak wiedzy teoretycznej w zakresie wzorów ujawniania się idiolektu w określonych sytuacjach komunikacyjnych skutkować może błędnymi wnioskami. Nawet wśród niektórych językoznawców pokutuje np. przekonanie, że istotną wartość identyfikacyjną posiadają rzadko występujące pojedyncze słowa, podczas gdy najnowsze badania sugerują, że największy potencjał identyfikacyjny wiąże się przede wszystkm z indywidualnym użyciem struktur syntaktycznych oraz leksemami synsemantycznymi (czyli tzw. słowami funkcyjnymi, np. w, na, się itd.).
Wartym uwagi rozwiązaniem jest nakazywana przez sądy w Anglii swoista konfrontacja biegłych, podczas której wymieniają oni uwagi na temat metodologii, przedstawiają rezultaty swojej analizy i przygotowują dla sądu protokół rozbieżności. Praktyka ta ułatwia sędziemu zrozumienie specjalistycznego materiału dowodowego (i odpowiednie go przedstawienie w ramach końcowego podsumowania dła ławy przysięgłych), a stronom postępowania umożliwia przygotowanie odpowiednich pytań do biegłego przeciwnej strony.
[/hidepost]