• Temat numeru
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 2(28)/2017, dodano 14 listopada 2017.

Kongres Prawników Polskich, Katowice 20.5.2017 r.

[hidepost]

Kongres prawników – blaski i cienie

Dorota Zabłudowska*

Gdy pierwszy raz usłyszałam o Kongresie Prawników, byłam sceptyczna. Zarówno co do sensu przedsięwzięcia, jak i przede wszystkim jego formuły. Bo co istotnego można powiedzieć w ciągu jednego dnia, kilku zaledwie godzin na temat tak szeroki jak funkcjonowanie i reforma wymiaru sprawiedliwości? Czy możliwe będzie wypowiedzenie się wszystkich, którzy zechcą zabrać głos? I wreszcie – czy taki Kongres będzie burzą mózgów, czy prezentacją z góry przygotowanych tez, niczym zjazdy partyjne minionej epoki? Wszystkie te wątpliwości powodowały, że nie miałam ochoty pojechać na Kongres. Jednak pojechałam. I nie żałuję.

Jeden dzień na pewno nie wystarcza na opracowanie szczegółowego planu poprawy funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. To, że sądownictwo wymaga reformy, nie budzi chyba niczyich wątpliwości. Wymaga, i to w trybie pilnym. I naprawdę jest o czym rozmawiać. Z jednej strony, mamy rozbudowaną do granic absurdu kognicję. Czy rzeczywiście ocena, czy ktoś źle zaparkował (sąd karny) lub jechał bez ważnego biletu autobusowego (sąd cywilny) wymaga wiedzy i doświadczenia profesjonalnego sędziego? Z drugiej strony, skomplikowane procedury powodują, że postępowania, zarówno karne, jak i cywilne, toczą się często nieprzyzwoicie długo, a liczba spraw w referatach poszczególnych sędziów jest tak duża, że terminy wyznaczane są w odstępie kilku miesięcy i sprawy praktycznie trzeba się uczyć od nowa.

Kongres Prawników został zwołany w reakcji na oczywisty kryzys wymiaru sprawiedliwości. Kryzys, który w zakresie zaufania do sędziów i sądów zaostrzył się w ostatnich miesiącach, jednak bynajmniej nie jest rezultatem kilku lat, tylko wynikiem wieloletnich zaniedbań i niekonsekwentnych działań legislacyjnych. Wystarczy tu wspomnieć eksperyment z likwidacją małych sądów lub reformę procesu karnego, który w nowym kształcie przetrwał niespełna rok. Niesprawiedliwą i nietrafną byłaby zatem teza, że Kongres Prawników miał wymiar polityczny lub że zorganizowano go w kontrze do aktualnej władzy ustawodawczej i wykonawczej.

Kongres zorganizowali praktycy prawa – sędziowie, adwokaci i radcowie prawni. Uczestniczyli w nim również prokuratorzy. A zatem organizatorami i uczestnikami Kongresu byli prawnicy, którzy na co dzień funkcjonują w przestrzeni sądowej i dlatego doskonale diagnozują przyczyny niewydolności funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Jednocześnie, z uwagi na fakt, że sala sądowa to miejsce ich pracy, często przez wiele lat, w warunkach zmieniającej się rzeczywistości politycznej, są żywo zainteresowani tym, by procedury sądowe były jak najbardziej efektywne i zrozumiałe dla uczestników postępowania, zaś system prawny – spójny i stabilny. Nie ma przy tym znaczenia, kto sprawuje władzę polityczną. Sprawiedliwe, sprawnie rozstrzygające sprawy, wolne od wpływów zewnętrznych sądy powinny być w interesie każdej władzy politycznej, gdyż są w interesie obywateli, którzy władzę tę każdorazowo wybierają i obdarzają ją mandatem zaufania. Niezależność sądów i niezawisłość sędziów nie są zagrożeniami dla władzy politycznej, tylko gwarantem prawidłowego funkcjonowania państwa prawa, jakim zgodnie z Konstytucją jest Rzeczpospolita Polska.

Kongres Prawników pokazał, że prawnicy – profesjonaliści wykonujący swoją pracę na sali sądowej, niezależnie od ich roli procesowej, rozumieją i cenią te wartości. Punktem odniesienia Kongresu był obywatel, i nie była to czcza deklaracja. Każdy z paneli dyskusyjnych poruszał inny problem istotny z punktu widzenia obywatela – uczestnika postępowania. Jednocześnie nie tylko identyfikowano problemy, ale również proponowano konkretne rozwiązania, które mogłyby poprawić sytuację w odniesieniu do danego zagadnienia.

To, czego zabrakło, moim zdaniem, na Kongresie Prawników, to konstruktywny udział przedstawicieli władzy wykonawczej. Ubolewam nad tym, że Ministerstwo Sprawiedliwości najwyraźniej uznało zorganizowanie Kongresu Prawników Polskich za wyzwanie rzucone władzy politycznej, co znalazło swój wyraz w przemówieniu Wiceministra Marcina Warchoła. Z uwagą wysłuchałam całej wypowiedzi Pana Wiceministra. O ile zarzuty braku dekomunizacji wymiaru sprawiedliwości (na który przecież sami sędziowie nie mieli żadnego wpływu, gdyż nie do nich należy stanowienie prawa) i skazywania przedstawicieli opozycji w czasach komunistycznych mają w chwili obecnej charakter bardziej historyczny niż realny, gdyż 90% obecnie orzekających sędziów przed 1989 r. nie tylko nie było sędziami, ale nawet nie miało tego w planach, o tyle sam wydźwięk wystąpienia Pana Wiceministra był bez wątpienia konfrontacyjny. Szkoda. Żałuję również, że Pan Wiceminister po wygłoszeniu swojego przemówienia nie pozostał na dalszej części obrad, w trakcie której dyskutowano o realnych problemach wymiaru sprawiedliwości i możliwościach usprawnienia jego funkcjonowania.

Możemy jako praktycy mieć najlepsze pomysły, jednak bez udziału przedstawicieli pozostałych dwóch władz nie ma najmniejszych szans, by wprowadzić je w życie. Z drugiej strony, władza ustawodawcza i wykonawcza, w szczególności podmioty, które przygotowują zmiany przepisów, mogą i powinny korzystać z wiedzy i doświadczenia praktyków. Są oni bowiem w stanie dostrzec zagrożenia i niedoskonałości proponowanych rozwiązań, które mogą umknąć uwadze legislatorów – zwyczajnie mogą oni nie zdawać sobie sprawy z pewnych uwarunkowań praktycznych. Przykładem może być tutaj niezamierzona abolicja co najmniej kilkuset dłużników alimentacyjnych skazanych w procesach karnych. Twórcy zmian art. 209 KK byli przekonani, że problem sprawców tego przestępstwa zobowiązanych jedynie z mocy ustawy nie istnieje bądź jest marginalny. Nie wzięli jednak pod uwagę, że zarzuty w poszczególnych sprawach formułowane są przez tysiące różnych osób, często nie-prawników (policjantów), a w sytuacji, gdy w poprzednim stanie prawnym nacisk położony był na inne znamiona przestępstwa, tytuł zobowiązania takiego dłużnika był bez znaczenia, co powodowało brak potrzeby doprecyzowywania zarzutu akurat pod tym kątem. Efekt? Wraz z zamierzonym zaostrzeniem odpowiedzialności, niezamierzenie uwolniono od tej odpowiedzialności wiele osób, które niewątpliwie powinny za swoje czyny odpowiadać.

[/hidepost]