• Temat numeru
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 2(28)/2017, dodano 14 listopada 2017.

Kongres Prawników Polskich, Katowice 20.5.2017 r.

[hidepost]

Wystąpienie Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf

Szanowni Panowie Prezesi Samorządów Prawniczych i Stowarzyszeń Sędziowskich!
Panie i Panowie Adwokaci, Notariusze, Radcy Prawni i Sędziowie!
Panie i Panowie Profesorowie, Adiunkci i Asystenci Polskich Wydziałów Prawa!
Wszyscy Szanowni Zebrani!

 

Przeżywamy dzisiaj wielkie wydarzenie w powojennych dziejach polskiego środowiska prawniczego (co znamienne w roku 100-lecia Sądu Najwyższego i sądownictwa powszechnego): ogólnopolski Kongres, który zjednoczył przedstawicieli różnych profesji i dziedzin prawa. Nawiązujemy w ten sposób do godnej tradycji międzywojennych Zjazdów Prawników Polskich, które odbyły się trzykrotnie: w Wilnie (1924 r.), w Warszawie (1929 r.) i w Katowicach (1936 r.). Przygotowania do IV Zjazdu przerwała wojna. Katowice ­zawsze były w czołówce miast organizujących Dni Prawnicze i za tę gościnność trzeba Katowicom podziękować. Przypomnijmy, że od 1991 r. takie spotkania prawników odbywały się rokrocznie przez paręnaście lat. Pierwsze organizowali sędzia Ewa Madej i mec. Andrzej Josse.

Nie wiem, czy organizatorzy naszego Kongresu świadomie dokonali wyboru miejsca, ale jak widać, trudno byłoby podjąć lepszą decyzję. Skoro tutaj się zgromadziliśmy, to należy postawić otwarcie pytanie, dlaczego tak się dzieje i co chcielibyśmy osiągnąć?

Przyczyny zorganizowania Kongresu są oczywiste: trwa głęboki kryzys prawnoustrojowy naszego państwa. Trybunał Konstytucyjny istnieje teoretycznie. Zniszczona została – niedoskonała, ale jednak jakaś – niezależność prokuratury; Prokuratorowi Generalnemu i Ministrowi Sprawiedliwości w jednej osobie przyznano władzę iście monarszą, i to absolutną. Teraz znów ta sama osoba – jedna osoba – ma uzyskać pełne i nieograniczone prawo powoływania i odwoływania prezesów sądów powszechnych. Będzie też powoływała asesorów sądowych, tzn. osoby pełniące funkcje sędziowskie, lecz niemające jeszcze statusu sędziego – taka konstrukcja niegdyś została uznana za sprzeczną z Konstytucją RP, ale teraz przecież takie drobiazgi nikomu nie przeszkadzają. Instytucje, o których mówię, dotyczą głównie absolwentów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, stopniowo szykowanych na nowych sędziów – bez konkursu i bez konkurencji z innymi. Zresztą cóż to by były za konkursy przed „nową” Krajową Radą Sądownictwa – rozbitą na dwie izby, z ręcznie dobieranymi do niej w Sejmie sędziami z ministerialnego zaciągu? Stwierdzenie, że w ten sposób sądownictwo zostanie „zdemokratyzowane”, bo dotąd panowała w nim „sędziokracja”, jest kpiną ze zdrowego rozsądku. Jest absurdalne.

W moich wystąpieniach publicznych wielokrotnie podkreślałam, że władza sądownicza jest praktycznie najsłabszą z trzech, jakie wymienia art. 10 Konstytucji RP.

Sędziowie nie mają inicjatywy prawodawczej, nie uchwalają ustaw ani nie drukują dzienników urzędowych. Nie wydają bezpośrednich poleceń Policji, służbom specjalnym, ani prokuratorom. Nie organizują prowokacji ani nie sterują mediami. A jednak są oni władzą odrębną od innych i bardzo ważną. Bez niezależnego i sprawnego sądownictwa nie ma pokoju społecznego ani w ogóle zaufania do państwa, zaś konflikty międzyludzkie rozwiązywane są w sposób destrukcyjny. Nie bez racji stare, rzymskie powiedzenie głosi: Cedant arma togae [niech oręż ustąpi przed togą]! W czasie pokoju państwo nie może przypominać obozu wojskowego. Kiedy sędzia zaczyna być traktowany jako przedłużenie policyjnej pałki i kajdanków, jako trybik w aparacie ucisku, to jest to dramatyczny przejaw słabości, a nie mocy państwa.

Spychaniem sędziego do roli posłusznego wykonawcy wniosków aresztowych i aktów oskarżenia sądownictwa nie naprawimy. I myślę, że tego właśnie wszyscy się obawiamy.

Walka polityków z sędziami przebiega dzisiaj pod symbolicznym hasłem „apolityczności”. W ciągu ostatniego półtora roku to określenie zrobiło oszałamiającą karierę. Społeczeństwu wmawia się, że piastun trzeciej władzy ma milczeć w sprawach publicznych. Ma zatem być biernym narzędziem w rękach polityków brylujących w mediach i ogrzewających się w blasku chwilowo posiadanej władzy.

Są jednak takie sprawy, o których sędziowie – szanując godność swojego urzędu – milczeć nie powinni. Właśnie dlatego, że władza sędziego, jak pisał Monteskiusz (choć nie do końca słusznie), jest „poniekąd żadna”, staje się on sumieniem państwa. Powinniśmy przypominać przedstawicielom egzekutywy i legislatury, aby pomiarkowali się w swoim dążeniu do władzy absolutnej, która – zgodnie z trafnym stwierdzeniem lorda Actona – deprawuje absolutnie. Nasze słowa wiele znaczą, bowiem nawet władza autorytarna poszukuje za wszelką cenę legitymizacji swoich działań. Stąd próby uciszania nas, a kiedy to nie skutkuje, dążenie do zastąpienia nas przyuczonymi ad hoc technikami prawa. Kiedy zarzuca się nam, niekiedy w bardzo nieparlamentarny sposób, że jakoby nie mamy „słuchu społecznego”, to warto przypomnieć sobie, co oznacza niezawisłość sędziów: od poziomu sądów rejonowych aż po TK. Bo przecież to właśnie oskarżycielskie tyrady polityków, bez dania racji odsądzające nas, polskich sędziów, od czci i wiary wciągają nas w wir gier politycznych. My się o to nie prosimy. Jeśli jednak politycy chcą recenzować sędziów, to sędziowie piastujący funkcje takie jak moja stają wobec konieczności recenzowania działań polityków. Nas nie obowiązuje ślepe wykonawstwo programu rządowego, ale realizacja norm i zasad zapisanych w Konstytucji RP. My przysięgaliśmy przed Narodem i wielu z nas przed Bogiem, a nie przed taką czy inną partią polityczną.

[/hidepost]