• Temat numeru
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 2(28)/2017, dodano 14 listopada 2017.

Kongres Prawników Polskich, Katowice 20.5.2017 r.

[hidepost]

Przemówienie Wiceministra Sprawiedliwości Marcina Warchoła

Szanowni Państwo,

 

Nemo iudex in causa sua – nikt nie może być sędzią we własnej sprawie. Przypominam o tej naczelnej zasadzie rzymskiego prawa, ponieważ chciałbym, aby Kongres Prawników Polskich – na którym mam zaszczyt gościć – był raczej kongresem Polaków będących jednocześnie prawnikami. By zebrani na tej sali przedstawiciele zawodu, który sam reprezentuję, potrafili się wznieść ponad środowiskowe interesy. Byśmy mogli dyskutować o ważnych sprawach w kategoriach całego państwa i jego obywateli, a nie wyłącznie prawniczego środowiska.

Reprezentuję zawód prawniczy, ale jako wiceminister reprezentuję też resort sprawiedliwości i rząd RP. Ten rząd podjął się reformy wymiaru sprawiedliwości, która ma służyć wszystkim Polakom, ale jest także dla wszystkich prawników, a nie przeciwko nim.

Zmiany mają obowiązywać teraz i w przyszłości, bez względu na to, jaka opcja polityczna uzyska większość w wyborach i będzie sprawować władzę. Dlatego proszę, byśmy dyskutowali o nich bez politycznego kontekstu i bez zacietrzewienia. Sprawny, sprawiedliwy i prawdziwie niezależny wymiar sprawiedliwości leży w interesie wszystkich. Ma być wolny od politycznych nacisków, ale także od korporacyjnych interesów prawniczego środowiska. To gwarancja praworządności, szacunku obywateli dla prawa i sprawnego funkcjonowania całego państwa, zgodnie z europejskimi standardami.

Do tych standardów, niestety, jeszcze zmierzamy. Zapisaliśmy sobie w art. 45 Konstytucji RP2, że „każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd”. Ale jak mamy mówić o respektowaniu praw obywateli, skoro postępowania sądowe ciągną się latami, a kolejne ujawniane afery świadczą o niskim poziomie etycznym i braku niezależności niektórych sędziów? Ich arogancja budzi oburzenie Polaków, a wyroki są zbyt często kwestionowane, choćby przez Europejski Trybunału Praw Człowieka.

Źródła problemu widzę w zaniechaniu. Po upadku komunizmu zbyt łatwo przyjęliśmy za dobrą dewizę słowa ówczesnego I Prezesa SN, obecnego tu na sali Pana Profesora A. Strzembosza, że środowisko sędziowskie oczyści się samo. Powiedzmy sobie szczerze – nie oczyściło się. Komunistyczne sądy skazały na śmierć ponad 3 tys. polskich patriotów, drastyczne wyroki wobec działaczy demokratycznej opozycji były normą nawet u schyłku PRL-u, a mimo to z zawodu usunięto za to po przełomie 1989 r. tylko jednego sędziego. Wobec czterdziestu dwóch, sądy dyscyplinarne odmówiły wszczęcia postępowania, a pięciu uniewinniono lub umorzono wobec nich postępowania. Ustawa z 1998 r. o odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, którzy w latach 1944–1989 sprzeniewierzyli się niezawisłości sędziowskiej3, została przez środowisko sędziowskie zbojkotowana.

Tolerancja wobec dużych win prowokowała bezkarność win małych. Nie chcę już wypominać nieszczęsnych słów o „nadzwyczajnej kaście”, ale właśnie ten sposób myślenia położył się cieniem na decyzjach sądów dyscyplinarnych – 41% postępowań dyscyplinarnych kończy się odmową orzeczenia kary, umorzeniem lub uniewinnieniem.

A przecież immunitet sędziowski ma chronić niezawisłość, a nie bezkarność sędziów w prozaicznych i oczywistych sytuacjach.

Są też, niestety, znacznie bardziej kompromitujące sprawy, które poddawały w wątpliwość niezawisłość trzeciej władzy. Jedna z głośniejszych to afera z prezesem SO w Gdańsku, który – nie wiedząc, że padł ofiarą dziennikarskiej prowokacji – zgodził się wyznaczać posiedzenia sądu w sprawie afery Amber Gold pod dyktando ówczesnego premiera. Kolejna, równie głośna sprawa, to wyłudzenia na wielomilionową skalę z SA w Krakowie, w które zamieszany był jego prezes, a więc osoba postawiona na jednym z najwyższych stanowisk w sądowniczej hierarchii.

To są powody, dla których całe środowisko sędziowskie – w większości uczciwe – cieszy się dziś tak małym społecznym zaufaniem. Do tej uczciwości się dzisiaj odwołuję. Odwołuję się do poczucia odpowiedzialności za państwo, za Polaków, ale także za renomę prawniczych zawodów.

Nie da się bronić dobrego imienia sędziów, jeśli nie zwiększymy transparentności ich oświadczeń majątkowych, jeśli nie poddamy ściślejszej kontroli prac podejmowanych dodatkowo przez sędziów i jeśli nie zreformujemy sądownictwa dyscyplinarnego. Temu ostatniemu ma służyć utworzenie w SN cieszącej się dużą autonomią Izby Dyscyplinarnej, która będzie rozpatrywać sprawy dyscyplinarne sędziów, prokuratorów, adwokatów, radców prawnych, notariuszy i komorników. Ma być gwarancją, że niewygodne sprawy nie będą zamiatane pod dywan. Ma chronić przed tym, by niegodne postępowanie „czarnych owiec” w prawniczym środowisku nie obciążało uczciwych przedstawicieli tego zawodu.

Ale wymiar sprawiedliwości nie odzyska też społecznego zaufania, jeśli go nie usprawnimy. To smutny paradoks, że Polska – będąc w europejskiej czołówce pod względem liczby sędziów i wydatków na sądownictwo w przeliczeniu na mieszkańca – ciągnie się jednocześnie w ogonie pod względem długości postępowań. Dlatego proponujemy ograniczenie kognicji, aby sędzia nie musiał zajmować się śmieceniem na ulicy, a także uproszczenie procedur i równomierny rozkład spraw między sędziów. Postulowały to zgromadzenia sędziów i wychodzimy im naprzeciw. Reforma jest też odpowiedzią na Państwa postulaty.

Również adwokaci, m.in. w osobach tu obecnych Pana prof. P. Kardasa, wiceprezesa NRA oraz Dziekana prof. dr. hab. M. Gutowskiego, kwestionowali kooptacyjny model powoływania sędziów, nieprzejrzyste procedury awansowe, a także utrudniające życie obywatelom i zbyt formalistyczne procedury sądowe.

[/hidepost]