- Varia
- Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 2(36)/2019, dodano 28 sierpnia 2019.
Moja wizyta w Izraelu, czyli common law w praktyce
Jeśli nie dowiem się czegoś nowego o świecie, konkretnie o systemie czy prawie, to na pewno dowiem się czegoś o sobie. Więc będąc pewnym prawdziwości tej refleksji jak i powiedzenia, że podróże kształcą, pojechałem do Izraela na zaproszenie znanego mi od ponad 10 lat adwokata z Ramat Gan, Simona Lavee.
Skoro zaprosił mnie adwokat, to oczywiście musiałem dowiedzieć się czegoś o tamtejszym systemie prawnym w bardzo szerokim rozumieniu tego zwrotu. Prawo jest nudne. Ale już jego stosowanie jest niezmiernie ciekawe i wiedzą to wszyscy, począwszy od producentów amerykańskich filmów czy seriali, a na nas, czyli samych sędziach skończywszy.
Mój znajomy adwokat okazał się osobą niezwykle wpływową i uczynną. Jego ojciec, Mosze lub bardziej Mundek, był dowódcą oddziału partyzanckiego w lasach w okolicach Lubaczowa. Ten fakt był też przyczyną naszego pierwszego spotkania. Po prostu przyszedł do mnie jako prezesa sądu, miły, starszy Pan, prosząc o ewentualne odnalezienie dokumentów, które pozwoliłyby mu odnaleźć rodzinę. Nie nastręczyło to większego wysiłku dla mnie, natomiast jemu pozwoliło odnaleźć rodzinę na Węgrzech i w Krakowie. Co ciekawe, rodzina w Krakowie nie wiedziała nawet, że ma żydowskie korzenie. Ale to inna historia…, opisana zresztą przez Simona Lave w książce „Oddział niezwyciężonych”1. Mocna książka, nieoszczędzająca nikogo, począwszy od starszyzny żydowskiej w gettcie lubaczowskim w przeddzień jego likwidacji, jak też Ukraińców oraz Polaków. Jeśli kogoś ta problematyka interesuje, odsyłam do źródeł.
Tak więc z odpowiednim zaproszeniem stawiłem się na lotnisku Ben Gurion. Zaproszenie było według mnie konieczne, bo w paszporcie miałem pieczątki z Maroka z ostatnich 3 lat oraz z Jordanii z listopada. Okazało się, że pogranicznik izraelski nie był tym zainteresowany, jego dziadek pochodził spod Białegostoku.
Szymon, który twierdzi, że gdyby nie wojna, to tak by się właśnie nazywał, mieszkałby w Polsce i był adwokatem w okolicy, zorganizował mi wizytę w BAR w Tel Avivie, spotkanie z sędzią Sądu Najwyższego Izraela Ruth Sternberg, także o polskich korzeniach, tyle że jej ojciec był przed wojną adwokatem w Zaleszczykach, wizytę w Sądzie Najwyższym Izraela oraz w Sądzie Okręgowym w Tel Avivie.
W tym ostatnim miałem też umówioną rozmowę, z sędzią Adi Hadar, który jest także członkiem Stowarzyszenia Sędziów Izraela i z którym podjąłem rozmowy o możliwości nawiązania współpracy pomiędzy ich jedynym stowarzyszeniem sędziów a „Iustitią”.
Tak więc, niejako na wstępie, przedstawiam sylwetki bohaterów wydarzeń.
Judge Ruth Sternberg, urodzona w Polsce, ostatecznie wyemigrowała do Izraela w 1944 r. W 1958 r. ukończyła studia prawnicze, od 1961 r. w BAR. W latach 1961–1979 pracowała w biurze prokuratora okręgowego, zajmując się sprawami cywilnymi. W 1977 r. została sędzią Sądu Magistrackiego, od 1990 r. Sądu Okręgowego, pełniąc funkcję wiceprezes Tel Aviv District Court (od 2003 r.). W latach 2007–2009 pracowała w Sądzie Najwyższym. Sędzia Ruth, bardzo powściągliwa, a jednocześnie miła kobieta. Naszą rozmowę zdominowała historia, a dokładnie holocaust, kiedy to straciła 3/4 rodziny. Mówi, że nie jest zdecydowana emocjonalnie na przyjazd do Polski. Najmocniejsze twierdzenie, to że obozy koncentracyjne były na ziemiach polskich, bo niemiecka opinia publiczna by na to w Niemczech nie zezwoliła. Subiektywność spojrzenia, jak też zbyt duży obszar możliwych hipotez pozostawił temat otwartym. Piszę te słowa po to, aby przedstawić tamtejszy, subiektywny, ale mniemam, że dość powszechny punkt widzenia.
Fot. Most do budynku Sądu Najwyższego.
Sędzia Adi Hadar służbę wojskową (Israel Defence Forces) zakończył w 1984 r. Studia licencjackie ukończył w 1988 r. W latach 1990–1991 był stażystą w Sądzie Rejonowym w Tel Avivie i w kancelarii prawnej. W 1991 r. został członkiem Israel BAR. Od 1992 r. był wykładowcą prawa administracyjnego i handlowego w College of Management. W latach 1992–1995 pracował w Ministerstwie Sprawiedliwości, był także doradcą ministerialnym. W 2004 r. uzyskał tytuł magistra prawa na uniwersytecie w Tel Avivie. W latach 1995–2013 pracował jako adwokat, a na stanowisko sędziego został powołany w 2013 r.
Najmłodsza w towarzystwie, sędzia Keren Gil, służbę wojskową odbyła w 1993 r. W 1998 r. ukończyła studia licencjackie. Od 1999 r. jest członkinią BAR, a w latach 1999–2011 pracowała jako niezależny prawnik. W latach 2011–2012 była urzędnikiem w biurze zajmującym się wykonywaniem wyroków oraz egzekucją długów, a od 2016 r., pracuje jako sędzia w Sądzie Magistrackim do spraw rodzinnych w District Tel Avif Court.
W Izraelu, którego terytorium wcześniej było pod wpływami brytyjskimi (Maroko było francuskie i takie pozostało, więc to rzecz niejako automatyczna w mojej refleksji), obowiązującym prawem jest common law. Sprawia to, że sądy mogą nagle zastosować np. prawo otomańskie. Ale prawo materialne mało nas interesuje, zwłaszcza kiedy masz do czynienia z „law in action”, a więc rozprawy, ich atmosfera, sposób prowadzenia, technika.
Adi Hadar, sędzia cywilny, na którego rozprawie byłem jako jedyna publiczność. Sprawa dotyczyła sporu między stronami o jakiś dokument. Nie władam hebrajskim. Z tłumaczenia symultanicznego Simona domyślałem się, o co chodzi. Pierwsze zdziwienie. Za stołem siedzi sędzia, protokolant po prawej i może być także asystent po lewej. Pełnomocnicy używają tóg tylko przed Sądem Najwyższym. Na rozprawie wypowiadał się pełnomocnik strony, dla mnie, ponieważ po lewicy sądu, to pozwanego, ale pewny nie jestem. Atmosfera luźna. Pełnomocnik poważnie przedstawia swoje kwestie, sędzia aktywnie go dopytuje, czasem pobłażliwie się uśmiecha. Widać pewien rodzaj dochodzenia przez sąd do wyjaśnienia wszelkich, zapewne nawet drobnych szczegółów. Common law jawiło mi się dotąd jako pełna kontradyktoryjność. Nic bardziej błędnego. Sędzia Adi Hadar był sobą, która pytała i wyjaśniała. Nie ukrywam, że mnie jest najbliżej do takiego stylu prowadzenia rozprawy. Bez bizantyjskiego nadęcia, ale ze szczegółową konkretnością dla kwestii, które sąd uznaje za ważne. Widać, że sąd wie w czym rzecz i po prostu wyjaśnia spór. A jak go wyjaśnić bez dopytania o szczegóły?