- Ważne pytania
- Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 3(25)/2016, dodano 24 listopada 2016.
Odmowa powołania na stanowisko sędziowskie z perspektywy niepowołanego kandydata
[hidepost]
Leszek Mirosław Hudała, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie
Tomasz Zawiślak: Jak – z perspektywy 10 lat – wspomina Pan moment, kiedy dowiedział się Pan o odmowie nominacji przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego na wyższe stanowisko sędziowskie?
Leszek Mirosław Hudała: Tego nie da się opisać słowami, to trzeba przeżyć. Pamiętam dokładnie datę 17.9.2008 r., kiedy to zostałem poinformowany o decyzji Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Od razu skojarzyłem datę z napaścią sowietów na Polskę w 1939 r. Tak jak ówczesny Rząd RP, tak i ja sędzia reprezentujący władzę sądowniczą RP, nie mogłem uwierzyć, że NIKT nie reaguje… Co się stało… Bezsilność… Irytacja… KAFKOWSKI ŚWIAT to za mało…
T.Z.: Niektórzy sędziowie twierdzą, że waga takiej odmowy jest niewielka, bo przecież był Pan już sędzią i to się nie zmieniło. Jak Pan to ocenia?
L.M. H.: Gdyby tak twierdzili „niektórzy” sędziowie, to nie byłoby tak źle. Rzecz w tym, że Trybunał Konstytucyjny w zasadzie, umarzając postępowanie w mojej sprawie, usankcjonował decyzję Prezydenta. Zacytuję tylko jeden z wielu fragmentów uzasadnienia, w którym skład orzekający prześlizguje się obok tematu, co suma summarum, sprowadzało się do akceptacji decyzji Prezydenta o odmowie powołania sędziów: „Bezsporne jest jednak, że skarżący został powołany w końcu do pełnienia urzędu sędziego Sądu Okręgowego. Postanowieniem Prezydenta RP z 7 września 2010 r. o powołaniu do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego, nr 1130-18-10 (M.P. Nr 74, poz. 934) Leszek Mirosław Hudała został powołany na stanowisko sędziego Sądu Okręgowego w Warszawie. Tym samym skarżący osiągnął zamierzony cel, jakim było powołanie go na stanowisko sędziego Sądu Okręgowego, również w odniesieniu do wyznaczenia miejsca służbowego (siedziby) sędziego – Sąd Okręgowy w Warszawie. W tych okolicznościach nie można mówić o tym, że zarzucane naruszenie praw i wolności jest aktualne”.
Trybunał Konstytucyjny RP stwierdził, że „osiągnąłem zamierzony cel”, bo otrzymałem stanowisko sędziego sądu okręgowego we wrześniu 2010 r. Pragnę zauważyć, że wniosek o powołanie mnie na stanowisko sędziego Krajowa Rada Sądownictwa złożyła ówczesnemu Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu w kwietniu 2006 r. Życzę członkom składu orzekającego, żeby też w podobny sposób „osiągnęli zamierzony cel”. Cztery lata wyjęte z życiorysu…
Pozwolę sobie zacytować przepis Konstytucji RP zawarty w art. 179, na podstawie którego Prezydent Lech Kaczyński odmówił mi powołania: „Sędziowie są powoływani przez Prezydenta Rzeczypospolitej, na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, na czas nieoznaczony”. Przepis jest jasny i precyzyjnie wskazuje, że Prezydent powołuje sędziego wtedy i tylko wtedy, gdy wniosek w tym przedmiocie złoży Krajowa Rada Sądownictwa. Na podstawie tak sformowanego przepisu nijak nie można twierdzić, że Prezydent Rzeczypospolitej nie powołuje sędziego. To, że „w środowisku prawniczym są osoby” twierdzące, iż na podstawie cytowanego przepisu Prezydent Rzeczypospolitej może odmówić powołania, jest – moim zdaniem – nadinterpretacją powyższego przepisu Konstytucji RP. Przyjmując powyższą interpretację dopuszcza się sytuację, w której Prezydent w czasie swojej kadencji nie powoła żadnego sędziego. Przecież ma takie prawo. Co więcej, mogę z prawdopodobieństwem równym pewności stwierdzić, że po takiej interpretacji przepisu, który w zasadzie już jest obowiązującym prawem (vide orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w mojej sprawie), znajdą się kolejne „osoby ze środowiska prawniczego”, które pójdą krok dalej i stwierdzą, że Prezydent Rzeczypospolitej może powołać sędziów bez wniosku Krajowej Rady Sądownictwa. Ostatnio słyszałem wypowiedź jednego z członków składu orzekającego Trybunału Konstytucyjnego w mojej sprawie, który wprost stwierdził, że – jego zdaniem – Prezydent ma prawo niepowołania sędziego, pomimo wniosku Krajowej Rady Sądownictwa. Konsekwencją powyższego nadinterpretowania prawa jest m.in. twierdzenie obecnej władzy wykonawczej, że członkowie – nie sędziowie – Trybunału Konstytucyjnego wydali opinię pod tytułem WYROK, której to opinii Rząd nie może opublikować.
T.Z.: Jak zareagowało Pana otoczenie? Czy szukał Pan pomocy i czy ktoś udzielił Panu wsparcia?
L.M. H.: Dopiero wtedy środowisko w pełni mnie zaakceptowało. Stałem się rozpoznawalny nawet wśród sędziów, których wcześniej nie znałem. Wszyscy bez wyjątku wspierali mnie „dobrym słowem”. Tylko dzięki takiej atmosferze uważałem, że racja jest po mojej stronie i powinienem walczyć.
Pomocy szukałem wszędzie. Jeszcze przed wydaniem decyzji składałem pisma do ówczesnego Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, aby podał mi przyczyny niepowoływania mnie na stanowisko – od kwietnia 2006 r. do września 2008 r. Prezydent Lech Kaczyński nie podejmował żadnej decyzji – bez żadnego odzewu z jego strony. Gdy na początku 2008 r. Prezydent Lech Kaczyński odmówił powołania dziewięciu sędziom, byłem święcie przekonany, że kwestią czasu jest pozytywne załatwienie mojej sprawy. Dlatego wiadomość z 17.9.2008 r. uderzyła mnie – że użyję biblijnego passusu – jak grom z jasnego nieba.
[/hidepost]