- Prawo ustrojowe
- Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 2(16)/2014, dodano 29 sierpnia 2014.
Po reformie Gowina, czyli mała sądowa apokalipsa
[hidepost]
Doszliśmy do wniosku, że decyzja o przeniesieniu sędziego na nowe miejsce służbowe nie może zostać wydana w oparciu o przepis rozporządzenia, który w dacie jej wydania nie będzie jeszcze obowiązywać. Drugi problem, jak się okazało, był ważniejszy i bardziej brzemienny w skutki. Nie mieliśmy cienia wątpliwości,
że będziemy składać odwołania do Sądu Najwyższego od wydanych decyzji. Nie było też żadnych wątpliwości co do tego, że do 1.1.2013 r. Sąd Najwyższy nie zdoła rozpoznać odwołań, a więc w chwili zniesienia naszego sądu decyzje wskazujące nowe miejsce służbowe będą pozbawione waloru prawomocności. Jeśli tak, to czy powinniśmy przystąpić do wykonywania obowiązków w nowym miejscu służbowym, czy też się od nich powstrzymać? Żaden przepis PrUSP kwestii tej nie regulował. Żadnemu sędziemu nie trzeba tłumaczyć, z czym wiązałoby się bezpodstawne zaprzestanie wykonywania obowiązków służbowych i jakie konsekwencje mogłyby go spotkać. Z drugiej strony, nie sposób byłoby zarzucić takiemu sędziemu, że dopuścił się rażącej obrazy przepisów, czy uchybienia godności urzędu, bo na czym ta rażąca obraza przepisów bądź uchybienie godności urzędu miałoby polegać? Wszak wszelkie argumenty prawne przemawiały za twierdzeniem, że wykonaniu podlega jedynie decyzja prawomocna, trudno było wyobrażać sobie, że można zajmować inne stanowisko w tym względzie. A jednak można było.
Jako sędziowie Sądu Rejonowego w Wołowie, który miał być zniesiony, i wzorując się na inicjatywie sędziów Sądu Rejonowego w Wysokiem Mazowieckiem, postanowiliśmy zwrócić się z wnioskiem do Krajowej Rady Sądownictwa o zajęcie stanowiska. Był to jedyny organ, do którego można było z takim zagadnieniem wystąpić. Uprawnienie to wynikało wprost z ustawy z 12.5.2011 r. o Krajowej Radzie Sądownictwa4, pomimo że stanowiska Rady nie mają mocy wiążącej. Żaden sąd, w tym Sąd Najwyższy, nie mógł rozwiać naszych wątpliwości, bo nie było trybu przewidzianego w przepisach, za pomocą którego moglibyśmy przedostać się
z naszym pytaniem do najwyższej instancji sądowej.
Ktoś mógłby w tym momencie zadać pytanie, skąd w sędziach tyle wątpliwości, skąd ten niepokój, skąd tyle niepewności co do własnych poglądów i racji, przecież powyższe kwestie rozstrzygać powinien każdy sędzia w swoim sumieniu. Ocena, czy jest uprawniony do orzekania leży bowiem w zakresie jego niezawisłości,
a ta chroniona jest jak źrenica oka w Konstytucji. Pytanie jak najbardziej słuszne, jednak udzielenie na nie odpowiedzi nie jest proste i z pewnością przekracza ramy niniejszego tekstu. Dość powiedzieć, że pozycja ustrojowa sędziego w Polsce, mimo że opisana i zagwarantowana w Konstytucji, w rzeczywistości jest słaba
i wymusza na nim poszukiwanie akceptacji w decyzjach innych podmiotów, w szczególności prezesów sądów. Sędzia sam z siebie nie czuje się pewny i samodzielny –
– te jego przymioty ustrojowe muszą pochodzić niejako z nadania. Nadanie zaś, jak wiadomo, może pochodzić tylko z góry.
Stanowisko KRS z 14.11.2012 r.
Nie spodziewaliśmy się, że Krajowa Rada Sądownictwa uzna, iż nieprawomocna decyzja o przeniesieniu sędziego na nowe miejsce służbowe jest bezskuteczna i nie podlega wykonaniu. W dniu 14.11.2012 r. Rada zajęła stanowisko5, że skoro brak jest w PrUSP przepisów pozwalających na odroczenie skuteczności
lub wykonalności podjętej decyzji, podlega ona realizacji z chwilą w tej decyzji wskazaną bez oczekiwania na wynik postępowania odwoławczego.
Mówiąc kolokwialnie, mieliśmy „problem z głowy”, choć nijak nie było nam z tego powodu lżej. Wiedzieliśmy bowiem, że Rada zajęła takie stanowisko także dlatego, że stanowisko odmienne, choć jedyne prawidłowe z prawnego punktu widzenia, musiałoby wywołać skutek druzgocący, bo z dnia na dzień zaprzestałoby orzekania kilkuset sędziów – ci wszyscy, którzy złożyli odwołania do Sądu Najwyższego.
Wchodziliśmy w nowy rok w nastrojach minorowych, wewnętrznie zszarzali, przygnębieni, z absurdalnym poczuciem, że oto my sędziowie, funkcjonariusze publiczni, piastuni władzy sądowniczej nie zostaliśmy w najmniejszym stopniu wysłuchani, zlekceważono nasz głos, nasze argumenty uznając, że jesteśmy jakąś „sitwą”, której zależy wyłącznie na zachowaniu przywilejów, która dla własnych partykularnych interesów sprzeciwia się nowoczesnemu i potrzebnemu rozwiązaniu. Niby wiedzieliśmy, że tak właśnie władza wykonawcza w Polsce traktuje sędziów, jednak kiedy „słowo ciałem się stało”, dotknęło nas to boleśnie. Oczywiście nie wszyscy sędziowie ze zniesionych sądów w taki sposób przeżywali ten fakt. Wielu z nich, jeśli nawet nie akceptowało dokonanych zmian, to godziło się nań, nie widząc w nich żadnego zagrożenia dla obywateli i dla siebie. Jednak ilość odwołań złożonych do SN świadczyła, że nastąpił wielki wzrost świadomości pozycji ustrojowej i poczucia własnej wartości oraz tego, że z jawnym naruszaniem zasady trójpodziału władzy, jako sędziowie, nie możemy się godzić.
Następne dni, tygodnie stały się czasem swoistej „wędrówki przez pustynię”, w którym nie dochodziło do żadnych szczególnych zdarzeń, stały się czasem oczekiwania. Pracowaliśmy, orzekaliśmy niby normalnie. Z niczym nie wiązaliśmy większych nadziei na odwrócenie zaistniałej sytuacji. Odarto nas ze złudzeń, choć co jakiś czas wracaliśmy w rozmowach do tematu, kiedy i jak Sąd Najwyższy rozpozna nasze odwołania. W pewnym momencie wyczuwalny stał się nastrój całkowitej rezygnacji
i przekonania, że nawet SN zostawi nas samych sobie i dla dobra systemu wyda takie orzeczenia, które pozwolą systemowi trwać dalej i dalej obniżać rangę i pozycję służby sędziowskiej, czyniąc zeń coraz bardziej kolejny urzędniczy zawód.
[/hidepost]