• Temat numeru
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 2(16)/2014, dodano 29 sierpnia 2014.

Protokół elektroniczny, czyli próba zamachu na Jana Gutenberga

SSN Jacek Gudowski
(inne teksty tego autora)

[hidepost]

Protokół elektroniczny

Bez szerszej dyskusji i bez przeprowadzenia niezbędnych eksperymentów oraz zbadania, czy jest już czas na zmianę systemu protokołowania i czy propono­wany system jest dobry, dostosowany do polskich warunków, wprowadzono protokół elektroniczny, a ściślej – „protokół sporządzony za pomocą urządzenia rejestrujące­go dźwięk albo obraz i dźwięk”. Akt piśmienny, przygotowywany przez protokolanta pod kierownictwem przewodniczącego, usystematyzowany, skomponowany według prawideł typografii, przejrzysty i czytelny, zawierający opis najistotniejszych czynnoś­ci i wydarzeń procesowych, został zastąpiony płytą CD zapisaną plikami audio. Nie oszukujmy się, to nie jest protokół rozprawy; to nagranie dźwiękowe rejestrujące całą rozprawę, „jak leci”, z szumem tła, zgiełkiem, zwischen­rufami, dłużącymi się pauza­mi, nierzadko niewyraźnymi, źle artykułowanymi, nakła­dają­cymi się głosami nieprzy­pisanymi do konkretnych osób,
z pseudooratorskimi popisami pełnomocników, któ­rych oszczędziliby sądowi, gdyby nie wścibski mikrofon, oraz – na końcu – z ustnym uzasadnie­niem wyroku głoszonym teraz także do pustej sali. To po prostu kalka roz­prawy, jej wynaturzone odwzorowanie, nie­oddające w pełni jej atmosfery i klimatu. Przydatność takiego nagrania, być może mającego jakąś wartość archiwalną, jest do pracy nad sprawą oraz retrospek­tyw­nego poznawa­nia jej prze­biegu wysoce wątpli­wa.

Słuchacz odsłuchujący „protokół”, zwłaszcza ten, który nie brał udziału w na­granej rozprawie, ma trudności w odnalezieniu poszukiwanych fragmentów, zrozu­mieniu ich, skojarzeniu z innymi istotnymi fragmentami oraz, co najważniejsze, zapamiętaniu. Umysł ukształtowany w epoce druku, nastawiony na „myszkowanie” po tekście, sformatowany na szybkie wychwytywanie zakodowanego w literach sensu, z ogromnym trudem – i bez oczekiwanego skutku – próbuje przestawić się na wraż­liwość audio. Nie sposób obejść się bez notatek, zapisków, a niekiedy przepisy­wania ca­łych fragmentów ledwo usłyszanego dźwięku. Można szacunkowo przyjąć, że czas odsłuchiwania „protokołu” dźwiękowego dziesięciokrotnie przekracza czas czytania – przeszukiwania i, gdy to zasadne, wertowania –
– protokołu pisanego.

Urzędowa transkrypcja – zadanie niełatwe, bo praca transkryptora to sztuka – możliwa tylko wyjątkowo, na zarządzenie prezesa sądu (sic!) wydane na wniosek przewodniczącego, niczego nie rozwiązuje. Czytanie tekstu transkrybowanego także bywa męką; dodatkowo nasila się zjawisko asynchroniczności polegające na wystę­powaniu dokuczliwych różnic kontek­stów, w których znajdują się uczestnicy rozprawy i czytelnik. Bez znajomości atmosfery rozprawy i jej dynamiki odczytanie ze zrozu­mie­niem wypowiedzi poszczególnych osób, spisanych in extenso, z błędami języko­wymi i niedoskonałościami retorycznymi, jest bardzo utrudnione. Czytanie więc pro­to­kołu transkrybowanego to także po prostu marnotrawienie czasu.

Czy więc protokół elektroniczny należy porzucić i szybko o nim zapomnieć? Oczywiście, że nie. Jest jasne – uważny obserwator przemian społecznych i tech­no­lo­gicznych to widzi – że świat przekształca się i powoli przechodzi w kierunku cywili­zacji elektronicznej, w dużej mierze po-piśmiennej. Wraz z jej rozwojem dojdzie także do przemian w umysłach ludzi, tak jak doszło do przemiany przed-piśmiennej umy­sło­wości oralnej w umysłowość piśmienniczą. Ale przecież stanie się to nie od razu. Epoka Gutenberga z czasem zrobi trochę miejsca innym trendom, ale nie poz­woli zniszczyć swoich fundamentów, tak jak nie ustąpiła cywilizacji obrazkowej; przeka­zy­wanie treści za pomocą obrazków, najczęściej migotających, żywych i ko­lorowych, nie wyparło słowa pisanego. Ono wciąż trzyma się mocno i nie utonie
w powodzi nowych wynalazków, a po wyczerpaniu i zużyciu się epoki elektronicznej powróci z triumfem, podobnie jak po rozkwicie druku powróciły obrazki, tysiące lat wcześniej nadające ton kulturze paleolitu.

Droga ku protokołowi dźwiękowemu powinna więc być wolniejsza, bardziej rozważna, uwzględniająca kontekst kulturowy, predyspozycje człowieka oraz jego skłonności i intuicje, w tym imprinting i uwarunkowania społeczne. Obecne przepisy wymagają zatem gruntownego przemodelowania. Jak to zrobić?

W 1979 r. jako sędzia Sądu Rejonowego w Bochni wziąłem udział, wespół z kolegami – sędziami tego Sądu, pod kierownic­twem ówczesnego Prezesa Sądu sędziego
R. Kałwy, wybitnego karnisty, póź­niej sędziego Sądu Wojewódzkiego w Tarnowie i Sądu Apelacyjnego w Krako­wie, w eksperymencie polegającym na zapisywaniu przebiegu rozpraw za pomocą „urządzeń rejestrujących”, w tym wypadku – magnetofonów szpulowych typu „Mak 2s”13. To były oczywiście inne czasy i inne technologie, niemniej pewne doświad­cze­nia wówczas zdobyte mają wymiar uniwersalny14. Zostały szczegółowo opisane w sprawozdaniu z przebiegu eksperymentu15, krytycznym zresztą16, uwzględnia­ją­cym wszystkie szczegółowe dane techniczne, metody badawcze, obliczenia czasowe oraz wnioski. Co wynika z tego eksperymentu z dzisiejszej perspektywy?

Zapis dźwiękowy przebiegu rozprawy przynosi wymierne korzyści tylko wtedy, gdy jest komplementarny względem reasumpcyjnego protokołu papierowego. Roz­prawa jest nagrywana na żywo i utrwalana in extenso na nośniku elektronicznym, prze­wod­niczący jednak – podczas rozprawy, na tej samej zasadzie co dotychczas – dyk­tuje treść protokołu do mikrofonu. Następnie, już poza rozprawą, w sekretariacie są­dowym, treść protokołu podyktowana przez przewodniczącego na posiedzeniu jest przepisywana (transkrybowana) i utrwalana w formie papierowej, a następnie składa­na do akt. Bezpośrednie znaczenie procesowe ma wyłącznie protokół piśmienny, a nagranie przebiegu rozprawy, stanowiące część akt i dostępne dla stron, pełni funkcję archiwalną. Może służyć np. wyjaśnieniu ewentualnych wątpliwości związa­nych z treścią i prostowaniem protokołu piśmiennego albo stanowić, zwłaszcza dla sądu II instancji, materiał pomocny przy ocenie dowodów. Oszczędności dla sądownictwa są oczywiste; omawiany eksperyment pokazał, że pracownik sekretar­iatu jest w stanie, w ciągu urzędowego czasu pracy, transkrybować protokoły
z co naj­mniej trzech sesji, co stanowi zysk naturalnie jedynie wtedy, gdy nie uczestniczy w tych sesjach, lecz tylko następczo spisuje ich protokolarny przebieg
in camera17. Mó­wiąc inaczej, w ciągu jednego dnia pracy jest w stanie, sporządzając pisemny pro­tokół, „obsłużyć” trzy sesje, a nie jedną, co ma miejsce wtedy,
gdy w sesji uczestni­czy; w tej sytuacji dwa „zaoszczędzone” dni może poświęcić na inną pracę biurową18. Ten sposób zapisu dźwiękowego ocala wszystkie niezaprze­czalne walory protokołu reasumpcyjnego, a jednocześnie ci, którzy chcą śledzić, jak sędzia zachowuje się w czasie rozprawy i jak prowadzi postępowanie, mogą to bez przeszkód uczynić.

[/hidepost]