• Varia
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 3(45)/2021, dodano 3 stycznia 2022.

Alpy Berneńskie, czyli wspomnienie 3. Rajdu Alpejskiego

Anna Sereda
(inne teksty tego autora)

pobierz pdf

Tradycyjnie, w ostatnim tygodniu sierpnia 2020 r. odbył się 3. Rajd Alpejski. W związku z pandemią niemal do ostatniej chwili byliśmy pełni obaw, czy rajd dojdzie do skutku, ale udało się. Jedyną przeszkodą, która pojawiła się po drodze był anulowany poranny lot do Zurychu 21.8.2020 r. Szczęśliwie jednak udało nam się przebukować bilety na późniejszy lot tego samego dnia i w efekcie do celu dolecieliśmy kilka godzin później niż pierwotnie planowaliśmy. Na lotnisku spotkaliśmy się z koleżanką i kolegą, którzy przylecieli z Berlina i w pełnym składzie autokarem ruszyliśmy do Wilderswil, zatrzymując się po drodze na kolację.

Na miejsce dojechaliśmy późnym wieczorem. Po ulokowaniu się w hotelu, spakowaliśmy rzeczy potrzebne na kilka najbliższych dni w górach, po czym najwytrwalsi postanowili jeszcze pobiesiadować w hotelowym barze, a pozostali poszli spać.


Fot. Anna Sereda

Rano przywitało nas niebo zasnute chmurami i deszcz. Pogoda nie zachęcała do wyjścia w góry, ale Alpy Berneńskie ze swą dziką przyrodą stały przed nami otworem i zapraszały do wspólnej przygody. Po śniadaniu jeszcze krótka „odprawa”, kaptury na głowę i wymarsz na stację, bo na dobry początek czekał nas wjazd kolejką na Schynige Platte. Tam, ociągając się nieco, wypiliśmy kawę w miejscowej restauracji i nagle zauważyliśmy, że deszcz przestał padać, a zza chmur wyjrzało słońce, odkrywając przed nami piękno Alp Berneńskich. Zachęceni tym widokiem, wyruszyliśmy już pieszo w kierunku Grindelwald. Po deszczowej nocy szlak był mokry i śliski, więc kilka osób zaliczyło niegroźne upadki. Z każdą chwilą naszej wędrówki pogoda była coraz lepsza. Idąc, podziwialiśmy piękne widoki, upajaliśmy się zapachem alpejskich łąk i wsłuchiwaliśmy się w dźwięk dzwonków przewieszonych na karkach pasących się krów. Znowu można było poczuć ten niepowtarzalny alpejski klimat, spokój i błogostan. Wieczorem dotarliśmy do hotelu Wetterhorn położonego na skraju malowniczej miejscowości Grindelwald, gdzie czekała na nas pyszna kolacja z deserem.

Następny dzień zapowiadał się lekko i przyjemnie, bo trekking miał być stosunkowo krótki i tak też było. Wędrowaliśmy pod ścianą Eigeru, podziwiając cudowne widoki i wczesnym popołudniem dotarliśmy do legendarnego hotelu przy słynnej stacji Kleine Scheidegg, gdzie czekał nas kolejny nocleg. Warunki różniły się nieco od tych, jakie mieliśmy przez dwie poprzednie noce. Łóżka były piętrowe, łazienki w oddzielnym budynku, ale wszystkim nam dopisywał dobry humor, więc warunki lokalowe miały drugorzędne znaczenie.


Fot. Zbigniew Piechowiak

Następnego dnia po śniadaniu, ze stacji Kleine Scheidegg kolejką wjechaliśmy na Jungfraujoch – położoną najwyżej w Europie stację kolei (3454 m), skąd rozpościerały się przepiękne widoki, z jednej strony, od Mittelland aż po Vosges, z drugiej zaś, na lodowiec Aletsch. Będąc na Jungfraujoch, powędrowaliśmy po lodowcu do schroniska Monchjochshuette i z powrotem, podziwiając Alpy Berneńskie w zimowej scenerii (jeden z naszych kolegów postanowił przejść tę trasę na bosaka i postanowienie to wcielił w czyn). Następnie część trasy w dół pokonaliśmy kolejką, po czym dalej już na piechotę ruszyliśmy do Wengen. Kiedy po kilku godzinach marszu dotarliśmy do tego malowniczego miasteczka, zorientowaliśmy się, że po drodze zgubiliśmy czterech kolegów. Wtedy też postanowiliśmy, że na nocleg do Stachelbergu nie pójdziemy piechotą, tylko pojedziemy kolejką i autobusem, z przesiadką w Lauterbrunnen, gdzie zaoszczędzony czas spożytkujemy na kolację w miejscowej restauracji. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy, informując telefonicznie zgubionych kolegów o zmianie planów. Wielkie było jednak nasze zdziwienie, kiedy wsiadając do pociągu w Wengen zauważyliśmy, jak w ostatniej chwili wskakują do niego nasi zgubieni koledzy – cali, zdrowi i tylko trochę „zmęczeni”. Po pysznej kolacji w Lauterbrunnen, autobusem pojechaliśmy do Stachelbergu, gdzie późnym wieczorem zameldowaliśmy się w hotelu The Alpenhof. Tam, oprócz wymarzonego noclegu po długim i męczącym dniu czekał na nas również wyczekiwany przez większość grupy „przepak” czyli wymiana naszych brudnych ubrań na czyste.

Strona 1 z 212