• Temat numeru
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 2(40)/2020, dodano 13 października 2020.

Chodzi o to, żeby nikt w naszym kraju nigdy już o sobie nie pomyślał: „ja zwykły, szary człowiek”
wywiad z Sędzią Sądu Okręgowego w Warszawie Igorem Tuleyą rozmawia

Tomasz Zawiślak
(inne teksty tego autora)

T.Z.: A jesteś już gotów na to, żeby zejść na poziom Polski powiatowej i odwiedzać, jak mówisz, wsie?

I.T.: Pewnie. Uważam że to by było najciekawsze i najbardziej wartościowe. Kiedyś powiedziałem, że przez szacunek do obywateli jestem w stanie pojechać wszędzie tam gdzie zostanę zaproszony, nawet jeśli to będzie zaproszenie od jednej osoby. Wydaje mi się, że to jest budowanie autorytetu sędziego poprzez pokazywanie, że mamy szacunek do każdego człowieka i chodzi też o to, żeby nikt w naszym kraju nigdy już o sobie nie pomyślał: „ja zwykły szary człowiek”. Jeśli więc ktokolwiek chce porozmawiać o sądownictwie, o wymiarze sprawiedliwości, o prawie, ja jestem otwarty i na pewno tam pojadę.

T.Z.: Czy zaskoczyła Cię wypowiedź pani sędzi Manowskiej w jednym z pierwszych wywiadów udzielonych po powołaniu przez Prezydenta na stanowisko I Prezesa SN na temat jej wizji sędziego? Ona powiedziała coś takiego – nie cytuję dosłownie – że sędzia powinien wypowiadać się właściwie wyłącznie przez swoje orzeczenia.

I.T.: Nie zaskoczyło mnie to, ponieważ pani Manowska wpisuje się – moim zdaniem – w ten negatywny wizerunek sędziego, z którym my, współcześni sędziowie, walczymy. Bo przez takie właśnie gadanie, że sędzia wypowiada się wyłącznie przez swoje orzeczenie, obudziliśmy się w sytuacji, kiedy większość ludzi nie była w stanie 5 lat temu zrozumieć, o co nam chodzi, o co walczymy, na czym nam zależy, co takiego jest w tej Konstytucji, że podkładamy po kolei głowy pod katowski topór. Wydaje mi się, że pani Manowska jest typem prawnika po prostu dosyć archaicznym, niedostosowanym do naszych czasów, taką osobą, która właśnie zbudowała obraz sędziów w wieży z kości słoniowej, ograniczających się do uzasadnień wyroków na sali sądowej, uzasadnień często podawanych językiem niezrozumiałym dla stron. Wydaje mi się, że na szczęście od wielu lat to się zmienia. „Iustitia” walczy z czymś takim, no i zmieniamy się po prostu na lepsze, jesteśmy bliżej tych obywateli, mówimy bardziej zrozumiałym językiem, tłumaczymy ludziom o co nam chodzi. Ile jest takich procesów medialnych, kiedy możemy rzeczywiście coś powiedzieć, dać jakiś przekaz, który pójdzie nie tylko do stron procesu, ale też do obywateli? Wydaje mi się, że to co robimy, jest dobre.

T.Z.: Niestety muszę Cię zapytać, czego się pewnie spodziewałeś, o temat sędziego Igora Tuleyi – celebryty. To pewnie nie raz już wracało i nie raz już słyszałeś, że stałeś się takim właśnie sędziowskim celebrytą. Co o tym myślisz?

I.T.: Nie, absolutnie nie czuję się celebrytą i mam nadzieję, że ludzie albo że większość ludzi mnie tak nie odbiera. Z natury jestem osobą bardzo nieśmiałą i wiele w tym co robię jest tak naprawdę przypadku. To, że każde wystąpienie publiczne bardzo mnie stresuje widać do tej pory. Jest to dla mnie wyzwanie. To, że musiałem coś powiedzieć do ludzi np. pod Sądem Najwyższym, no to tak naprawdę był przypadek. Pamiętam, że moje pierwsze wystąpienie wynikało z tego, że to był okres wakacyjny i niewielu Iustitian warszawskich było na miejscu. Było to dla mnie wielkim przeżyciem i naprawdę do tej pory wiąże się to z dużym stresem. Jestem przekonany, że osoby, które stoją blisko i na mnie patrzą, widzą że się po prostu trzęsę jak galareta. Jest we mnie też dużo pokory, nieśmiałości i myślę, że nie jestem i nie nadaję się na celebrytę.

T.Z.: Ale rozpoznawalny jesteś, o czym się przekonałem osobiście na ubiegłorocznym Pol’and’Rocku, kiedy – jak sam powiedziałeś – robiłeś za misia z Krupówek i bardzo wiele osób podchodziło po to, żeby zrobić sobie z Tobą zdjęcie. Jak reagujesz na takie sytuacje?

I.T.: Początkowo nie wiedziałem jak się zachować. Była rozmowa w „Iustitii” na ten temat, no bo to mnie strasznie krępowało i krępuje, ale koleżanki z „Iustitii” powiedziały, że jeśli chcemy rzeczywiście pokazać, że nie jesteśmy nadzwyczajną kastą, że nie mamy much w nosie, że jesteśmy tacy jak inni ludzie, to tak naprawdę nie ma nic niestosownego w tym, że ktoś sobie pstryknie z nami fotkę. Więc przyjąłem z pokorą rolę misia z Krupówek i dla dobra sprawy, póki to jeszcze nie są zdjęcia rozbierane, no to się godzę na takie sesje.

T.Z.: Powiedz proszę, czym kierowałeś się, wybierając zawód sędziego? Czy spodziewałeś się, że będziesz musiał stawiać czoło takim wyzwaniom, jakie mamy obecnie?

I.T.: Czym się kierowałem? Oczywiście w czasach studenckich takim wymarzonym zawodem prawniczym prawnika-praktyka był oczywiście zawód adwokata, natomiast w miarę upływu lat uznałem, że jeśli już, to tylko zawód sędziego. Mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że wybór, którego dokonałem był absolutnie świadomym wyborem i tego nie żałuję. Dlaczego on był świadomy? W pewnym momencie mojej edukacji prawniczej poza aplikacją sędziowską zrobiłem też aplikację uzupełniającą radcowską i rzeczywiście w tym momencie już mogłem wybrać – to były lata 90-te – czy chcę być radcą, wykonywać wolny zawód, czy zostać w sądzie. Miałem już za sobą doświadczenie aplikanta sądowego, widziałem jak wygląda sąd, na czym polega praca sędziego, natomiast oczywiście wolny zawód był wówczas w latach 90-tych bardzo kuszący. Tych prawników jeszcze nie było tak wielu na rynku, no ale świadomie zdecydowałem się na to, żeby zostać w sądzie i nie żałuję. Czy myślałem, że będę musiał sprostać takim zagrożeniom, z którymi spotykamy się dzisiaj? Absolutnie nie, bo na aplikacji, jak mieliśmy godzinę czy dwie godziny zajęć z jakimiś doświadczonymi prokuratorami czy sędziami, którzy nas uprzedzali, z czym możemy się spotkać w naszej pracy zawodowej, no to w latach 90. oni nas ostrzegali oczywiście przed światem przestępczym, przed gangsterami w dresach, że mogą się zdarzać ataki na sędziów. Rzeczywistość pokazała, że musimy się zmierzyć nie z gangsterami w dresach, ale z gangsterami w garniturach, z politykami, którzy nas atakują i próbują nas zniszczyć i tak naprawdę nie ma różnicy między gangusem w dresach a gangusem w garniturze; tu mam na myśli polityków. Dzisiaj jesteśmy atakowani i niszczeni przez polityków i obawiam się, że te ataki ze strony władzy wykonawczej są znacznie groźniejsze niż akty agresji ze strony świata przestępczego. Jestem przekonany i mówię to z mojego doświadczenia 25-letniego sędziego karnisty, że w sytuacji kiedy na sali sądowej zachowujemy się fair, jeśli przestrzegamy procedury, jeśli nie zapominamy, że na tej ławie oskarżonych siedzi człowiek, jeśli do stron procesu odnosimy się z szacunkiem, no to nawet jeśli wydamy surowy wyrok, oskarżony przyjmie to ze spokojem i pokorą – tak mi się wydaje.

Strona 2 z 41234