• Ważne pytania
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 4(26)/2016, dodano 30 marca 2017.

Iudicium nobile
– szlachetna sędziowska misja
z SSN Jackiem Gudowskim
rozmawiają

Krystian Markiewicz i Bartłomiej Przymusiński
(inne teksty tego autora)

[hidepost]

K.M.: Albo odwrotnie. Mogą pojawić się akty prawne uznane przez sąd za oczywiście sprzeczne z Konstytucją, ale nie będzie w tym zakresie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego.

J.G.: To inna kwestia. Na razie mówimy o dwóch, a właściwie trzech innych zjawiskach. Największy problem sprawią orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego godzące w sposób oczywisty w nasze poczucie sprawiedliwości, porządku ustrojowego, rozumienia Konstytucji, ugruntowanego przecież i wdrukowanego w nasze umysły także dzięki wcześniejszym orzeczeniom Trybunału. Możemy się tego spodziewać. Wśród tych orzeczeń znajdą się orzeczenia – niezależnie od ich treści – dotknięte oczywistymi wadami formalnymi. Mam na myśli wadliwy skład i inne pewne, powiedzmy, niedoskonałości organizacyjne. Wiemy o czym mówię, nie ma więc powodu tego wątku rozwijać. Mogą pojawić się także ustawy w sposób oczywisty niezgodne z Konstytucją, formalnie obowiązujące dzięki aktom uchwalenia i ogłoszenia, niezaskarżone jednak do Trybunału. No i będą – już są – orzeczenia Trybunału, które wbrew oczywistemu nakazowi konstytucyjnemu nie zostały albo nie zostaną ogłoszone. Specjalnie akcentuję pojęcie „ogłoszenie”, bo powszechnie zastępuje się je błędnym pojęciem „publikacja”.

Orzeczenie Trybunału, choć niewprowadzone do sfery normatywnej, wiąże w sferze jurysdykcyj­nej. Trzeba ubolewać nad rozejściem się sfery normatywnej i jurysdykcyjnej, ale na to rady nie ma. Ono już nastąpiło, nie z winy sądów.

W tej ostatniej kwestii sprawa jest najprostsza; jest jasne, że orzeczenie Trybunału, choć niewprowadzone do sfery normatywnej, wiąże w sferze jurysdykcyjnej. Orzeczenia sądów powszechnych potwierdzające tę tezę już zapadły, wydał je także Sąd Najwyższy. Z punktu widzenia legalizmu, szacunku dla konstytucyjnej zasady trójpodziału, innego wyjścia nie ma. To jest poza wszelką dyskusją. Trzeba oczywiście ubolewać nad rozejściem się sfery normatywnej i jurysdykcyjnej, ale na to rady nie ma. Ono już nastąpiło, nie z winy sądów.

Jeżeli w konkretnej sprawie stanę przed pytaniem – Konstytucja czy oczywiście sprzeczne z nią orzeczenie Trybunału, albo czy konkretne orzeczenie Trybunału, mające wpływ na moją decyzję, jest niewadliwe procesowo i ustrojowo – zajmę stanowisko zgodne z prawem i swoim sumieniem.

Większe problemy powstają w dwóch pozostałych sytuacjach. Nie chcę uprzedzać judykatury ani eksponować swojego poglądu, który przecież może także stać się jej cząstką. Zapewniam jednak, że jeżeli w konkretnej sprawie stanę przed pytaniem – Konstytucja czy oczywiście sprzeczne z nią orzeczenie Trybunału, albo czy konkretne orzeczenie Trybunału, mające wpływ na moją decyzję, jest niewadliwe procesowo i ustrojowo – zajmę stanowisko zgodne z prawem i swoim sumieniem. To się da pogodzić. Składniki sosu – ius dobiorę szczególnie starannie, dobrze wymieszam i skosztuję przed podaniem.

B.P.: To może doprowadzić do powstania napięć między sądami powszechnymi a Trybunałem Konstytucyjnym.

K.M.: Także Sądem Najwyższym.

J.G.: Przed wieloma, trudnymi problemami staniemy wszyscy, w I i II instancji, także na forum Sądu Najwyższego. To będą problemy dotychczas nieznane, precedensowe, niekonwencjonalne, będą więc wymagały niekonwencjonalnych, niestandardowych rozstrzygnięć. Ale przecież misja sędziego polega także na wydawaniu orzeczeń precedensowych, nietypowych. To będą klasyczne hard cases, ale czy rozstrzygniemy je tak jak nakazywali pozytywiści, czy jak podpowiadał Dworkin, pokaże czas. Pamiętajmy jednak – prawo i sumienie, nic ponad to.

K.M.: Chciałbym jeszcze spytać o funkcjonowanie sędziego w przestrzeni publicznej. Szczególną rolę mogą mieć do odegrania sędziowie Sądu Najwyższego jako naturalni liderzy. Wydaje się, że „doły sędziowskie” oczekują od sędziów Sądu Najwyższego, żeby pokazali wzięcie na siebie odpowiedzialności za sądownictwo w tych trudnych czasach i żeby nie było tak, że „my znowu staniemy po jakiejś stronie i znowu dostaniemy po łapach od Sądu Najwyższego, że coś tam zrobiliśmy”.

J.G.: A dostajecie po łapach?

K.M.: Można tak powiedzieć, choćby na podstawie orzeczeń, które dotyczyły delegowania sędziów lub ich przenoszenia przez wiceministra. Powstrzymując się od orzekania, odnieśliśmy pyrrusowe zwycięstwo. Po pierwszej uchwale składu siedmiu sędziów Sądu Najwyższego w Izbie Cywilnej niektórzy mówili, że trzeba było ponieść ryzyko negatywnych konsekwencji nieważności decyzji o przeniesieniu, że trzeba wreszcie uderzyć pięścią w stół. Wiadomo jednak, jakie było orzeczenie pełnego składu. Z drugiej strony, sprawy z odwołań sędziów oczekujących na rozstrzygnięcie w Izbie Pracy przez 3 lata trwały w zawieszeniu…

Wszystkie systemy sądowe są oparte na aksjomacie, że rację ma sędzia, który siedzi wyżej.

J.G.: To są bardzo skomplikowane kwestie. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – to slogan i banał, ale w działalności jurysdykcyjnej zamienia się w dyrektywę skutecznego, celowego działania. Pole widzenia sędziego jest różne w zależności od tego, na jakim szczeblu orzeka. Im wyżej siedzi, tym więcej widzi, ale perspektywa i szeroki kąt widzenia zmusza do syntetyzowania szczegółów, ich uogólniania, a nawet do eliminacji, jeżeli zakłócają obraz ogólny. Coś co jest kropką, zbiorem kropek, dużym zbiorem kropek, z oddalenia staje się plamą. A plama to już jednak nie tylko zespolenie kropek. Kognicyjny puentylizm. Poza tym niektóre rzeczy wyglądają inaczej z dołu, a inaczej z góry. Każdy sąd wyższej instancji, a Sąd Najwyższy w szczególności, musi te zjawiska uwzględniać. A poza tym, zawsze pozostanie taki międzyinstancyjny pas amfibijny, na którym możemy i będziemy spierać się bez końca. Wszystkie systemy sądowe – każdy, bez względu na model i ustrój państwa, w którym został zamontowany – są oparte na aksjomacie, że rację ma ten, kto siedzi wyżej. Nic na to nie poradzimy. Ta ostateczna racja jest zresztą nierzadko wielkim ciężarem.

[/hidepost]