• Na dobry początek
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 2(36)/2019, dodano 25 sierpnia 2019.

Miszczowie i Mistrzowie polskiego sądownictwa

prof. UŚ dr hab Krystian Markiewicz
(inne teksty tego autora)

Trener ów znalazł świetnego zawodnika. K. Zaradkiewicz, dobrze przygotowany kondycyjnie, ma wsparcie fachowców z organu pełniącego funkcje KRS, mających na koncie osiągnięcia porównywalne z rekordami świata w skokach w dal i rzucaniu młotem. K. Zaradkiewicz jako Profesor, czyli zawodnik wagi ciężkiej, pokładanych w nim nadziei nie zawiódł. Chciał osiągnąć rezultat, którego nie potrafił uzyskać Sejm z Prezydentem razem wzięci. Wydał coś, co przypomina orzeczenie, próbując wyeliminować z gry tych złych, starych sędziów i Prezesów SN, zastępując tym samym sąd, sekretariat i komornika. Przekazał akta sprawy, niczym pałeczkę w sztafecie, zaprzyjaźnionej Izbie Dyscyplinarnej SN. Sztafeta ta pokazała, co to znaczy szybkość. Nim się ktokolwiek obejrzał, już akta sprawy były w Trybunale Konstytucyjnym, a ten błyskawicznie nadał sprawie dalszy bieg (!) Przypomnieć trzeba, że K. Zaradkiewicz nawiązywał w swoim quasi-orzeczeniu do koncepcji TK, że z wadliwością KRS mamy do czynienia od 2000 r. Jeśli TK też będzie chciał pokazać, co to znaczy „szybciej, dalej, mocniej”, to może wyeliminować tym „miszczowskim” posunięciem 7 tys. sędziów w Polsce, skasować ok. 100 mln orzeczeń (19 lat × średnio ok. 5 mln orzeczeń rocznie). Co tam, że „poleci” tyle wyroków, że przestępcy będą mogli wyjść na wolność. Wszak cel uświęca środki – idziemy na rekord świata, przy którym tureckie czy węgierskie zawody to lokalne rozgrywki ligi okręgowej.

Z pewną zazdrością patrzyli na to wszystko zawodnicy z KRS. Tu sprawy wziął w swoje ręce inny triumfator wielu potyczek – L. Mazur, człowiek w koszulce lidera KRS, znany przeciwnik zawodników w innych koszulkach (z napisem KONSTYTUCJA). Udał się na konsultacje do najbardziej utytułowanego w naszym kraju „miszcza” – A. Dudy, który znany jest z tego, że najlepiej wychodzi mu gra na czas, np. nie powołuje sędziów na stanowiska przez kilka lat. Ale trzeba przyznać, że jak trzeba, jest on też świetny w sprincie – potrafi przyspieszyć, nie tylko ekspresowo podpisując akty prawne, ale i powoływać kogoś na urząd sędziego wbrew orzeczeniom NSA. Obecna KRS chętnie korzysta z mieszanych sztuk walki (z sędziami oczywiście), najlepsza jest jednak w sprincie. Pędziła do mety z konkursami do SN i innych sądów na łeb, na szyję. Dla nich bieg przez płotki, oznacza ignorowanie takich płotków jak stanowiska zgromadzeń sędziowskich, orzeczenia TSUE. Wszak Sejm pokazał, „jak zwyciężać mamy”. Po co czekać, skoro przy okazji można promować „swoich” na wyższe szczeble kariery, w tym kolegów z zaprzyjaźnionej drużyny, z którą wspólnie trenują, np. wspomnianego rzecznika dyscyplinarnego P. Schaba, jego wiernego zastępcę M. Lasotę czy żonę równie oddanego zastępcy P.W. Radzika. Implementowali znane hasło „rodzina na swoim”. Sami też nie mają kompleksów. Tu prym wiedzie M. Nawacki – „miszcz” w samopopieraniu. Pokazał, jak się to robi w upolitycznionym konkursie na członka KRS. Ta postawa zyskała w neoKRS uznanie. Skoro przez lata nikt ich nie docenił, to sami się tym zajmą. Postanowili, że skoczą wyżej, dalej, a przede wszystkim pobiegną szybciej. Popierają siebie w konkursach sędziowskich – póki co wystartowali i wygrali M. Nawacki, G. Furmankiewicz, J. Michałowicz-Kołodziej. Oni już czują smak zwycięstwa. Przez lata niedocenianych jest tam jednak więcej. Zawodnicy wiedzą, czują, że teraz jest ich czas, że medale, nagrody albo wyrwą sobie sami, albo odejdą z niczym. Biorą przykład z Prezydenta, który wręczył nominacje kolejnej grupie sędziów bez względu na obawę chaosu prawnego. Władza wysyła jasny przekaz: potrafimy docenić tych, którzy mają wpojoną lojalność wobec drużyny. Tego rodzaju medali na szczęście wielu nie przyjęło.

Ponoć konkurenci z Białorusi i Turcji, patrząc na polskie wyniki, są mocno zaniepokojeni. Ci z Węgier już wycofali się z wyścigu o dominację w Europie, po tym jak w krótkim czasie zostali zdublowani przez zawodników znad Wisły. Jesteśmy niekwestionowanym liderem w UE, czarnym koniem w Euroazji i kandydatem na „miszcza” świata w najbliższych latach. Nie wiadomo niestety, czy UE nie zawiesi, czy nawet nie wykluczy nas ze swojej federacji, bo startujemy w dyscyplinach, co do zasady, nieznanych dotąd w Unii – grać chcemy wedle własnych reguł, w których uznajemy, że sędzia na boisku może być jednocześnie trenerem jednej z drużyn, a wynik meczu można po jakimś czasie sobie zmienić. A jak komuś z innej drużyny coś nie pasuje, to czerwona karta, dyskwalifikacja i pobyt na ławce rezerwowych przez kolejne lata.

Obawiam się trochę, jakie nowe dyscypliny zostaną zaproponowane przez kadrę Z. Ziobry. Mam jednak pewność, że jak każda kariera sportowa, będzie ona trwać stosunkowo krótko. Ci na dopingu, koksiarze, zadający różne niedozwolone ciosy, zwykle kończą szybciej, bo takie działania są monitorowane i historia pokazała, że różne tytuły odebrano, a kary „miszczom” wymierzono.

My drodzy Sędziowie pamiętajmy, że jeśli nawet nie stać nas na próby bicia rekordów, jak w przypadku F. ­Zapaty, to pozostają te ciut mniejsze, ale równie ważne wyzwania. Wystąpienia w kafejce prawnej, udział w debacie na festiwalu rockowym, czy nawet wyjście przed Sąd, aby zademonstrować wartości takie jak prawa i wolności obywatelskie, są to nasze małe zawody, w których pokazujemy, że jesteśmy prawdziwymi, choć na razie może lokalnymi, ale ­MISTRZAMI. Bo tym się różni Mistrz od „miszcza”, że Mistrz jest wierny wartościom, trzyma się zasady gry i nigdy się nie poddaje.

 

Prof. UŚ dr hab. Krystian Markiewicz
Prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”

Strona 2 z 212