• Mowa prezesowa
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 2(4)/2011, dodano 31 grudnia 2011.

Rozważania o godności

Maciej Strączyński
(inne teksty tego autora)

Sędziowie stykają się więc z naruszeniami prawa przez władzę ustawodawczo-wykonawczą. Tego prawa, które ich dotyczy. O jego naruszeniach świadczą niepodważalnie dziesiątki uchylonych przez Trybunał Konstytucyjny przepisów dotyczących sądownictwa. Kto tylko zdobędzie władzę, próbuje uzależniać sądownictwo od władzy wykonawczej, czyli od siebie. Obniża rangę sędziów, także przez zaniżanie ich wynagrodzeń. Bo władza to także rozdzielanie pieniędzy, a te są zawsze bardziej potrzebne na inne cele, niż na sądownictwo, które dla żadnej władzy nie jest „swoje”. Gdy zatem sędziowie widzą uchwalanie złych przepisów, łamanie Konstytucji, co mają zrobić, by zachować się godnie? Jeżeli prawo łamie ktoś, wobec kogo można zastosować środki prawne, wiadomo, co robić. A jak reagować, gdy zasady prawa łamane są przez tych, którzy je stanowią i robią to w sposób formalnie legalny?

Sędziowie na tego typu zachowania władz przez kilkanaście lat reagowali uchwałami swoich organów. Całkiem spory lasek wycięto na papier, na których zostały zapisane. W końcu dostrzegli, że owe uchwały to tylko marnowanie tuszu i papieru. Pamiętam scenę z poszerzonego zebrania Zarządu „Iustitii” w grudniu 2008 r., krótko po zebraniu delegatów w Zegrzu (tzw. pierwszym). Ktoś stwierdził, że należy odwołać protest w postaci „dni bez wokandy”, bo to zachowanie niegodne sędziów. Na pytanie, w jaki sposób powinniśmy w takim razie reagować na łamanie Konstytucji (wówczas trwała walka o regulację wynagrodzeń) odpowiedział: „Uchwały można podejmować…”. Inna osoba odbiła natychmiast: „Ile jeszcze tych uchwał?” Uchwałami sędziowskich gremiów można by już wytapetować pół ministerstwa. Nie robiły żadnego wrażenia na politykach i sędziowie to dostrzegli. Uchwały nie zapobiegły przyjmowaniu ustaw niezgodnych z Konstytucją lub też mieszczących się w jej ramach, ale naruszających stopniowo i delikatnie niezależność sądownictwa. Nie skłoniły władzy również do przestrzegania art. 178 ust. 2 Konstytucji. Możliwości złożenia skargi konstytucyjnej sędziowie nie mają, bo nie wolno im mieć związku zawodowego, który miałby prawo ją złożyć. Mogą wybrać żmudną drogę indywidualnych pozwów, ale nie zawsze da się ją zastosować. Dało to rezultat na początku lat 90., gdy liczne zwycięstwa sędziów w procesach o płace zmusiły władze do wypłaty najpierw znacznych wyrównań, a potem odsetek. Ale od tego czasu politycy nauczyli się zmieniać ustawy tak, aby nie dać sędziom szansy na wytoczenie powództwa.

Czy zatem należy zaprzestać starań o sądownictwo, bo skoro władza nie chce z nami się liczyć, to trudno? Czy zachowaniem godnym jest zgoda na łamanie Konstytucji, na podważanie niezależności sądów? Wielu sędziów powiedziało – nie. Uchwały nie pomagały. Argumenty prawne też, zresztą władza ich nie słuchała, a prasa nie wyrażała zainteresowania rozpowszechnianiem zdania sędziów.

Sędziowie sięgnęli więc po protesty: dni bez wokandy, odmowę uczestniczenia w komisjach wyborczych, happening z „czerwonymi kartkami” dla premiera. Protestem był też wielki list otwarty, podpisany przez 5000 sędziów. Protestowali nie po to, aby cokolwiek w państwie utrudnić. „Dni bez wokandy” to dla bardzo wielu po prostu przełożenie wokandy ze środy na wtorek czy z czwartku na piątek. A w środę i czwartek praca – pisanie uzasadnień, czytanie akt. Odmowa udziału w komisjach wyborczych też miała jedynie przypomnieć, że sędziowie są ignorowani. Z góry wiadomo było, że wybory zagrożone nie są, bo przecież zawsze znajdzie się w Polsce tych kilkuset sędziów, którzy na udział w komisjach się zgodzą. Protesty to desperacki krzyk: politycy, szanujcie Konstytucję, liczcie się z nami, my znamy prawo, podobno mamy być równorzędną władzą! Ale prawdziwa władza jest twarda, łatwo nie ustępuje. Liczy na podziały wśród sędziów, na ich brak zgody. Sędziowie to przecież indywidualiści, nigdy nie będą jednomyślni. Poza tym są przemęczeni, poganiani bez przerwy statystyką załatwień. Coraz mniej im się chce, a protest wymaga pewnej aktywności. Politycy cieszą się ze sporów między sędziami, demonstracyjnie dziękują tym, którzy nie uczestniczą w protestach. Którzy z ich punktu widzenia zachowują się godnie, bo nie sprzeciwiają się władzy. Ich władzy.

Magdalena Środa, profesor filozofii i etyk, podsumowała ostatnie protesty słowami: „Denerwuje mnie postawa rządzących. Nie można wiecznie szantażować ludzi wykonujących niektóre profesje odpowiedzialnością za państwo, godnością, z którą wiąże się np. noszenie togi. Takie argumenty to relikt z czasu komunizmu. Kiedyś górnikom z przodku też płacono więcej niż przeciętnemu robotnikowi czy nauczycielowi, a gdy strajkowali, nikt nie wypominał braku odpowiedzialności za Polskę, tylko dawano im podwyżkę. Wymaganie więc tylko od niektórych obywateli odpowiedzialności jest nie fair. Poczuciem odpowiedzialności jeszcze nikt się nie najadł”.

A teraz wyobraźmy sobie szarego obywatela stającego przed sądem, zwłaszcza gdy jego przeciwnikiem w procesie jest organ państwowy. Któremu sędziemu bardziej zaufa? Czy temu, który „władzy” się nie sprzeciwia, który godnie przyjmuje wszystko, co ona uczyni i nigdy nie wyrazi niegodnego protestu? Czy jednak temu, który pokazuje swoje zdanie niezbyt podobające się „władzy”, który „niegodnie” zaprotestuje, upomni się o prawa sędziów i władzy sądowniczej? Temu, który zrobi to dla siebie i dla „godnie biernych” – nawet wiedząc, że może za to zapłacić niechęcią przełożonych, brakiem awansu czy rozmaitymi utrudnieniami w życiu zawodowym? Który z nich będzie dla strony bardziej wiarygodny w swej niezawisłości? Który będzie bardziej godny – godny zaufania?

Prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”
Maciej Strączyński

Strona 2 z 212