- Ważne pytania
- Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 4(22)/2015, dodano 3 kwietnia 2016.
Stowarzyszenia sędziowskie są reprezentatywne
z Sędzią Dariuszem Zawistowskim,
Przewodniczącym Krajowej Rady Sądownictwa
rozmawiają
[hidepost]
D.Z.: Nie wiem czy miałoby to tak wyglądać w kwestii uchylania orzeczeń, bo opiniowaliśmy projekt zmian KPK, z którego nie wynikało, że w tym zakresie zmiana miałaby nastąpić. Był tam nawet pomysł, aby wprowadzić zażalenie na orzeczenia kasatoryjne, podobnie jak w postępowaniu cywilnym. To akurat nie byłby krok do tyłu.
K.M., B.P.: Czy tendencja do ograniczania możliwości uchylania spraw do ponownego rozpoznania była właściwa?
D.Z.: Były oczywiście takie przypadki, kiedy sądy II instancji, bez uzasadnionych powodów, uchylały orzeczenia do ponownego rozpoznania. Wskazują na to wyniki postępowań zażaleniowych, które toczą się przed SN. Ale muszę powiedzieć, że to są rzadkie przypadki.
K.M., B.P.: Mówi się, że wprowadzenie zażalenia wywołało pewien efekt mrożący, bo w pewnym stopniu zmieniło praktykę.
D.Z.: Być może jest taki efekt, bo skoro jest możliwość kontroli zasadności uchylenia, to rzadziej się z tego instrumentu korzysta. Jednak z badań statystycznych wynika, że przed wprowadzeniem tych przepisów w postępowaniu cywilnym tylko 2–3% to były przypadki orzeczeń kasatoryjnych, które wydawały sądy II instancji. Ale tu jest pewien problem ogólny. Zasadą powinno być to, że sprawa jest rozstrzygana przez sąd I instancji po to, żeby były zagwarantowane dwie instancje. Jeśli wprowadzi się zbyt daleko idące ograniczenia dla orzeczeń kasatoryjnych, to ciężar orzekania może się przenieść do II instancji. Pojawia się pytanie, czy to jest dobre dla stron z punktu widzenia gwarancji procesowych. Jakiś wentyl bezpieczeństwa jest potrzebny, ale nie można powiedzieć, że sądy II instancji nadużywają swoich praw procesowych, szczególnie biorąc pod uwagę, że w procedurze cywilnej rzadko są spełnione przesłanki do uchylenia orzeczenia do ponownego rozpoznania. Właściwie jest tylko wątpliwość, czy mieliśmy do czynienia z nierozpoznaniem istoty sprawy. Pozostałe przypadki, jak nieważność postępowania czy brak postępowania dowodowego, to w praktyce rzadkość.
K.M., B.P.: Co Pan sądzi na temat systemu oceniania sędziów? Czy okazał się przydatny? Czy w rękach władzy, która chciałaby podporządkować sobie sędziów, mógłby okazać się niebezpiecznym narzędziem?
D.Z.: Takie systemy ocen funkcjonują w innych państwach. Podstawowy problem to, czy taki mechanizm jest w ogóle potrzebny. Bo oceny są dość ogólne, a przecież mamy nadzór merytoryczny wyższej instancji, mamy oceny sporządzane przez wizytatorów. Wydaje mi się, że wielkiego niebezpieczeństwa z punktu widzenia niezawisłości sędziów przy sporządzaniu tej oceny nie ma. Bardziej zastanawiałbym się, czy takie ocenianie jest celowe i czy przynosi jakieś korzyści. Ponieważ jest to ocena działalności sędziego, więc teoretycznie można sobie wyobrazić, że ona może być wykorzystana przeciwko sędziemu, ale nie widziałbym tu jakiegoś realnego niebezpieczeństwa.
K.M., B.P.: Czy sędzia ma obowiązek wykonać każde polecenie przełożonego? Gdzie jest granica tego posłuszeństwa?
D.Z.: Dla mnie jest to pytanie dość zaskakujące, bo przez lata mojej pracy nie pamiętam, by ktoś wydał mi polecenie, czy też ja jako przewodniczący czy przełożony bym wydał jakieś polecenie sędziemu. Jeśli sędzia zachowuje się zgodnie z zasadami etyki, to właściwie nie ma potrzeby wydawania mu jakichkolwiek poleceń. Natomiast jeśli chodzi o sposób kierowania pracą w wydziale przez przewodniczącego czy prezesa, to wydaje mi się, że, co do zasady, wydawanie poleceń nie jest dobrą formą organizacji pracy. W ogóle takie działanie nie powinno być preferowane. Raczej trzeba informować sędziego o sytuacji, ale nie w formie polecenia wyznaczenia dodatkowego posiedzenia, bo jest np. więcej spraw do rozpatrzenia. Gdyby polecenie zostało wydane, to oczywiście w żadnym wypadku nie może ingerować w sferę niezawisłości sędziego przy orzekaniu. Więc one mogą dotyczyć de facto jedynie kwestii organizacyjnych.
K.M., B.P.: Jeśli część sądów w ramach planowanej reformy sądownictwa zostałaby zlikwidowana, to czy sędziowie tych sądów mieliby prawo odejść w stan spoczynku za pełnym uposażeniem?
D.Z.: To jest pytanie na razie czysto hipotetyczne. Jeszcze nic nie wiadomo o likwidacji sądów, choć pojawiają się głosy, że sądy apelacyjne mogą być likwidowane. Trudno dzisiaj mówić o problemie uposażenia sędziów, którzy odchodziliby w stan spoczynku. Nawet gdyby doszło do zmian organizacyjnych, to nie będzie to likwidacja sądów, a raczej przeniesienie sędziów do innych jednostek. Nawet gdyby sąd apelacyjny został zlikwidowany, to prawdopodobnie sędziowie zostaliby przeniesieni do sądu okręgowego z zachowaniem dotychczasowego statusu. Mieliśmy już z taką operacją do czynienia w przypadku sądów administracyjnych, kiedy likwidowano oddziały NSA i zastąpione je wojewódzkimi sądami administracyjnymi. Nie jest to obecnie realny problem.
[/hidepost]