• Mowa prezesowa
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 2(12)/2013, dodano 9 sierpnia 2013.

Tort i chamstwo

Maciej Strączyński
(inne teksty tego autora)

W ten sposób, niejako naturalnie, od przeciwstawiania się chamstwu „siłom”, przechodzimy do przeciwstawiania mu się „godnościom osobistom”. Dlaczego w innych krajach incydent z tortem byłby nie do pomyślenia? Tam można (choć nie bezkarnie) obrzucić jajami lub pomidorami polityka na wiecu, na otwartej przestrzeni. Różne rzeczy można zrobić w świecie polityki. Ale sądy są tam nietykalne. Mają swoje misterium sprawiedliwości, swoją powagę, czasem togi, czasem peruki, zawsze – dostojność. Po angielsku do sędziego na rozprawie zamiast „Wysoki Sądzie” mówi się „Your Highness” – Wasza Wysokość, jak do króla, bo sąd to majestat państwa. W sądzie na sali stoi policja albo straż sądowa i na każde naganne zachowanie reaguje błyskawicznie. Często występuje bezwzględny zakaz fotografowania i filmowania. Sądy są wyłączone z wszelkich politycznych sporów. A kary za napaść na sędziego wykonującego obowiązki, zwłaszcza w sądzie, są tam wieloletnie, drakońskie. Nie jakiś tam rok w zawieszeniu, który warszawski napastnik pewnie sobie „wkalkulował w ryzyko”.

W Polsce, jak wiemy, w zdecydowanej większości sądów nie ma ani jednego funkcjonariusza policji. Gdzieś przy wejściu, czasami obok bramki kontrolującej wchodzących (która też niekiedy jest, a niekiedy nie) stoi znudzony, ospały strażnik z napisem „ochrona” na rękawie. Gdyby coś się działo na sali rozpraw, on i tak nie pójdzie nikomu pomóc, bo to do jego obowiązków nie należy, on ma stać przy drzwiach. Najbliższy policjant jest w komendzie, ileś tam ulic dalej. Tam nawet przyciski alarmowe nie miałyby sensu. Zanim jakakolwiek pomoc by przybiegła, sprawca mógłby zarżnąć sędziego tępym nożem i spokojnie odejść.

Gdy 23.5.1989 r. mafia zamordowała sędziego śledczego Giovanniego Falcone, a 10.7.1989 r. – jego współpracownika, Paolo Borsellino, zbrodnie te wstrząsnęły całymi Włochami. A przecież jest to kraj szeroko obecnej mafii, niebędący niestety przykładem wzorowego porządku prawnego i bezpieczeństwa. We Włoszech zamordowano już niejednego polityka, ale dopiero podniesienie ręki na sędziów stało się symbolem degrengolady państwa. W Stanach Zjednoczonych, kraju niewątpliwie mało bezpiecznym z uwagi na dostęp do broni, zamachy na sędziów zaliczane są do tej samej kategorii czynów co zamach na prezydenta. 

Poza tym, zupełnie inne podejście do sądów mają tam politycy i osoby publiczne. Użycie w dyskursie publicznym pod adresem jakiegokolwiek sądu zwrotu obraźliwego, pogardliwego, odmawiającego szacunku dyskwalifikuje mówiącego. Sąd jest instytucją, z której publicznie nie wolno nawet żartować. Próby „lustrowania” rodziny sędziego w ramach atakowania go za wydany wyrok, bezpowrotnie wykopałyby lustratorów z polityki: własna partia wyrzuciłaby ich jak jonaszy za burtę. Publiczne nazwanie sędziego „sędziulkiem” zostałoby powszechnie potępione i przez lata wyciągane by było mówcy jako przykład braku szacunku dla państwa. Za dowcip typu „Sędzia jest jeszcze rozgrzana, załatwimy sprawę szybko” jego autor musiałby przepraszać długo i gorąco. A w Polsce każde publiczne uderzenie w sądy uchodzi. Jak za warcholskiej Rzeczypospolitej, kiedy to szlachciura otrzymujący pozew przystawiał woźnemu sądowemu szablę do gardła i kazał pozew zeżreć.

Poza tym, w innych krajach nikt nie ośmieliłby się krytykować sądu, nie wiedząc, co właściwie stało się na sali. Po warszawskim incydencie znany adwokat z tytułem profesorskim, potępiając oczywiście wydarzenie i żądając bezwzględnego ukarania sprawcy, jednocześnie zarzucił pani sędzi przed kamerą, że nie wyłączyła jawności posiedzenia. Oczywiście nie wiedział, że to zrobiła i ta wiedza mu nie była potrzebna do popisania się własną opinią. Ważne, że była okazja wbić szpilę sędziom. W kraju o wyższej kulturze prawnej musiałby się długo tłumaczyć przed własnym sądem korporacyjnym za publiczne postawienie sędziemu fałszywego zarzutu. A w Polsce jest to zjawisko akceptowane przez polityków, przez inne osoby publiczne. Powszechnie wiadomo, że sądy można atakować bezkarnie, publicznie i fałszywie. Sędziowie trochę pokrzyczą, ale nikt się za nimi nie ujmie. To znaczy – nikt ważny. Naprawdę ważny, taki, który mógłby mówiącemu jakkolwiek zaszkodzić. Taki przekaz idzie do społeczeństwa i do sądów wchodzą ludzie z tortami. A „opinia społeczna”, zwłaszcza ta bardziej krzykliwa, odpowiada na internetowych forach: sądy są niesprawiedliwe, w sądach jest stara komuna, eSBe, zbrodniarze sądowi, bezprawie, rzucajmy w nich tortami, brawo!

Na razie był to tort, chociaż słowo „na razie” jest tu nie na miejscu. Był przecież już granat zdetonowany na sali sądowej w Gdańsku, było oblanie sędzi kwasem w Ciechanowie, była strzelanina w sądzie w Jeleniej Górze i ofiary śmiertelne. Bywali też sędziowie napadani na ulicy. Jutro zamiast tortu znowu może być granat. Ale ci, którzy Rzecząpospolitą władają, nie przejmują się losem władzy sądowniczej. Ważne, że to nie oni są atakowani, tylko sędziowie. Bo atakujący sędziego tortem „obrońca praworządności” nie widzi tych, którzy tworzą przepisy proceduralne umożliwiające blokowanie rozpraw przez wiele lat, powodujące uchylanie wyroków w nieskończoność, uniemożliwiające sprawne rozpoznanie spraw. Procedury, dzięki którym ci, co rządzili kiedyś, mogą być bezkarni dziś. Procedury, które w przyszłości dadzą bezkarność innym. Awanturnik widzi tylko tego sędziego, tego, który aktualnie prowadzi rozgrzebaną przez innych sprawę i na nim skupia swą bezmyślną nienawiść. 

 

Prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”
Maciej Strączyński

Strona 3 z 3123