• Varia
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 2(2)/2010, dodano 31 grudnia 2011.

Trzy sprawy z wokandy sędziego

Agnieszka Wojnarowicz-Posłuszna
(inne teksty tego autora)

Następna sprawa dotyczyła kolizji drogowej, w której przeciwko obwinionemu występowała policja i oskarżycielka posiłkowa, której to samochód został uszkodzony. Był to również kolejny termin. Sąd zreferował, że oskarżycielka nie złożyła płyty CD ze zdjęciami uszkodzeń pojazdu, do czego się zobowiązała uprzednio, a ponadto że policja pomimo zobowiązania przez Sąd nie złożyła żądanych materiałów umożliwiających odtworzenie przebiegu zdarzenia… I dlatego sąd wyznaczy kolejny termin posiedzenia i ponownie zobowiąże policję.

Pani Prokurator (chyba zawodowo) znów miała pytania: dlaczego policja jeszcze nie złożyła i dlaczego nie mógł ich dziś przynieść ten Pan Policjant, co występował w roli oskarżyciela?

No cóż Pan Policjant nie był z Komendy, tylko z innej jednostki i widać nie mógł, bo jakby mógł, to przecież by złożył.

W trzeciej sprawie oskarżonemu postawiono dwa zarzuty: kilkakrotnych gróźb karalnych pobicia i zabójstwa pod adresem ówczesnej małżonki oraz zmuszenia jej poprzez szarpanie (co spowodowało otarcia naskórka) do określonego zachowania, a mianowicie do opuszczenia mieszkania. I miał to być ostatni termin.

Była chwila, więc przejrzałyśmy podręczne akta prokuratorskie. Pani Prokurator polskiego nie znała, ale wiedziała, że kartka z orłem w koronie na górze to nie może być nic innego, jak tylko wyrok. Więc patrzyłam z przerażeniem jak ona, te cienkie akta podręczne wertuje, a tu, jeden wyrok, drugi wyrok, trzeci wyrok, a my przecież w sądzie I instancji…

Wiedziałam już, że nie uniknę pytań.

Więc żeby uprzedzić zaczęłam referować kolejne tajniki naszej nieocenionej procedury. – Otóż najpierw sąd wydał wyrok w takim trybie, który nie wymaga rozprawy. Prokurator wniósł sprzeciw, bo kara była za niska, więc sąd, skoro były przesłanki, już na rozprawie wydał wyrok zaoczny. Wtedy oskarżony wniósł sprzeciw. Sąd przeprowadził zatem już pełne postępowanie dowodowe i wydał wyrok. Wtedy Sąd Okręgowy wyrok uchylił i dlatego, my tu właśnie, dzisiaj, możemy uczestniczyć w postępowaniu.

Pani Prokurator, mając w pamięci już wcześniejszy wykład, dotyczący uchylania wyroków, pokiwała głową.

Postępowanie było krótkie, bo oskarżonego zatrzymały obowiązki służbowe, więc sędzia zreferował treść opinii biegłego, a później były głosy stron, tzn. jednej strony – prokuratora, który zażądał 1 roku i 3 m-cy pozbawienia wolności i zawieszenia wykonania kary na okres próby, natomiast zrezygnował ze zgłaszanego wcześniej zakazu zbliżania się, bo oskarżony już się rozwiódł i wyprowadził, i ułożył sobie życie osobiste, więc wniosek był bezprzedmiotowy; natomiast Pani Obrońca mruknęła coś cicho, a myśmy pokiwali ze zrozumieniem głowami, bo była w 9 miesiącu ciąży i chwała jej za to, że w ogóle przyszła, bo jakby nie przyszła, to co najmniej jeden termin więcej, a jakby urodziła w międzyczasie, to mógłby się pojawić nowy obrońca, a wtedy, to już nawet nie chcę myśleć, co dalej…

Panią Prokurator zainteresowało natomiast, dlaczego oskarżyciel żąda tak wysokiej kary i to pozbawienia wolności, a nie kary pieniężnej, czy jakiejś pracy społecznie użytecznej?

Pani Prokurator miała też pytanie zbiorcze: czemu sąd tak ciągle dyktuje do protokołu, skoro tak niewiele się dzieje. Wytłumaczyłam jej istotę formułek w procesie karnym i mam nadzieję, że będąc poniekąd spadkobiercą rzymskiego procesu formułkowego była to wstanie, chociaż w przybliżeniu, pojąć.

Napięty program nakazał nam opuścić salę rozpraw z odpadającym tynkiem, pękniętym sufitem, tudzież czarną w nim dziurą. Cieszyłam się skrycie, że protokolant był piszący ośmioma palcami, bo jakby zobaczyła mojego Piotrusia (z którym jakiś czas temu pracowałam), który był leworęczny i dlatego na klawiaturze pisał tylko jedną ręką, to mogłoby się to okazać hitem całej hospitacji.

Z procedurą karną nie mam do czynienia już od 10 lat, więc nabrałam dystansu. Tłumacząc przebieg czynności tym bardziej się od niej dystansowałam. A kiedy słyszałam pytania: dlaczego czegoś tam nie zrobiono, zanim sprawa trafiła do sądu, dlaczego strony nie są związane terminami do zgłaszania dowodów, dlaczego uchyla się sprawę i prowadzi od początku, a nie jedynie w części, dlaczego sąd nie zleca przeprowadzenia czynności prokuraturze lub policji i nie kontynuuje dalej swych czynności… – to jedyne, co mi przychodziło do głowy to, że „Proces” Kafki to „pikuś”, a nasza procedura karna to byt samoistny, abstrakcyjny, oderwany od stron i sądu, a w szczególności od idei ekonomiki procesowej i nieuchronności kary.

Ale dlaczego?


Agnieszka Wojnarowicz-Posłuszna – autorka jest sędzią w Sądzie Rejonowym w Lublinie.

Strona 2 z 212