• Temat numeru
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 1(3)/2011, dodano 31 grudnia 2011.

Czy jest alternatywa dla sędziowskiego samorządu?

Krzysztof Romuald Kozłowski
(inne teksty tego autora)

Dlaczego jest tak jak być nie powinno

Przewaga administracji nad sędziami bierze początek stąd, że nasz system organizacji wymiaru sprawiedliwości na piedestał wynosi Ministra Sprawiedliwości. Stoi on na czele hierarchii złożonej z urzędników zarówno ministerialnych, jak i prezesów sądów oraz przewodniczących wydziałów. Ta struktura formalnie ma tylko kompetencje do prowadzenia działalności administracyjnej mającej na celu zapewnienie sądom odpowiednich warunków wykonywania ich zadań (art. 8 PrUSP). Rzeczywista władza poszczególnych ogniw tej hierarchii wykracza jednak daleko poza ramy zakreślone ustawą. Przez wiele lat powstawała misterna sieć uzależnień sędziego od prezesa polegających na tym, że prezes może sędziemu coś dać albo zabrać coś, na czym sędziemu zależy, bo może to pomóc albo zaszkodzić w karierze sędziego. Podobnie jest w relacji prezes–ministerstwo. Tak więc sędzia dbający o swoją pozycję w tym systemie troszczy się o to, aby być w dobrych stosunkach z prezesem, aby być dobrze przez niego postrzeganym, dotyczy to oczywiście tak samo prezesa w stosunku do jego zwierzchników. Ten który teoretycznie ma pełnić tylko funkcję usługową, posiada praktycznie realną władzę, bo reglamentuje dobra ważące na karierze zawodowej postawionych niżej w hierarchii. Wie o tym dobrze każdy sędzia z codziennego doświadczenia, wiele o tym już napisano, a obrazowe określenie: ,,sędzia to tylko pracownik w kancelarii prezesa sądu”, użyte przez sędziego Jacka Ignaczewskiego2, trafnie oddaje istotę tego zjawiska.

Skąd więc takie odwrócenie ról i zdeprecjonowanie pozycji sędziego w systemie, gdzie teoretycznie to on właśnie powinien być najważniejszy?

Uwarunkowania historyczne

W pierwszym rzędzie zaważyły na tym względy historyczne. Model systemu organizacji wymiaru sprawiedliwości powstawał w końcu lat 20. ubiegłego wieku, gdy priorytetem była unifikacja ustroju sądów po czasach zaborów. Pomimo zalet nowego ustroju sądów, zawierał on też wiele wad, w tym dotykających tak istotnych kwestii jak: niezależność sądów oraz powoływanie, niezawisłość i nieusuwalność sędziów. Wpisano weń wówczas przewagę administracji nad sędziami, wyposażając w szerokie uprawnienia Ministra Sprawiedliwości i innych urzędników oraz tworząc bardzo rozbudowaną władzę prezesa. Już wtedy wiele norm było tak skonstruowanych, że jakkolwiek w warstwie werbalnej nie budziły zastrzeżeń, to w działaniu okazywały się zakamuflowanym orężem zapewniającym dominację władzy wykonawczej nad sędziami3.

Jest bardzo znamienne, że Polska Rzeczpospolita Ludowa, która szybko odżegnała się od dorobku prawodawstwa o charakterze polityczno-ustrojowym z okresu II Rzeczypospolitej, akurat organizację swojego sądownictwa oparła właśnie na ustawodawstwie przedwojennym do tego stopnia, że Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z 6.2.1928 r. – Prawo o ustroju sądów powszechnych z 6.2.1928 r.4 obowiązywało aż do 30.9.1985r. Ustawa z 20.6.1985 r. – Prawo o ustroju sądów powszechnych5 powieliła zresztą co do kwestii zasadniczych poprzednie rozwiązania, co nie zostało też zmienione po 1990 r. W czasach PRL obudowano ustawę wieloma przepisami niższej rangi, na bazie których powstawały praktyki utrwalające mechanizm podlegania sędziów prezesom, a za ich pośrednictwem władzy centralnej, zwłaszcza poprzez rozbudowę systemu kontroli sędziego i awansowania tylko ,,właściwych osób”. W PRL-u władza centralna dbając o swój monopol chciała mieć kontrolę nad wszystkim i nad wszystkimi.

Siła przyzwyczajenia

W takiej oto tradycji wyrastały kolejne pokolenia sędziów i to jest druga z przyczyn obecnego stanu rzeczy. Już tylko kilka lat obowiązywania PrUSP28 doprowadziło do całkowitej pauperyzacji zawodu sędziego i masowych odejść z sądów, co dowiodło błędności przyjętych rozwiązań. Wówczas jednak narastający kryzys sądownictwa został przerwany przez wybuch wojny. Po jej zakończeniu rozwiązania ustrojowe socjalistycznego państwa nie podlegały już krytyce bez ryzyka narażenia się na piętno wroga klasowego. Kto zostawał aplikantem, a potem asesorem i sędzią, od samego początku funkcjonowania w wymiarze sprawiedliwości uczył się obowiązujących tu reguł, uznając z czasem je za zupełnie normalne, nawet jeśli z początku miał wątpliwości. Kto się wątpliwości nie wyzbył, odchodził do innych zawodów lub schodził na margines systemu. Jeśli nawet wśród sędziów pojawiały się głosy krytyczne wobec jawnej sprzeczności teorii z praktyką, to tylko w zaciszu, aby nie doszło to do wiadomości prezesa. Istniejący stan rzeczy został więc uznany za normę, nie wyobrażano sobie, że może być inaczej. Nastąpiło „wdrukowanie” w świadomość znakomitej większości sędziów poglądu, że tak jak jest, być musi.

Choć konstytucyjny, to nie idealny

O ile w Polsce międzywojennej czy też w ustroju socjalistycznym funkcjonowanie takiego systemu miało głębszy sens, bo służyło umacnianiu władzy wykonawczej, to po 1989 r. stary system organizacji wymiaru sprawiedliwości trzyma się tylko siłą inercji. Jako antydemokratyczny nie ma już on racjonalnego uzasadnienia z punktu widzenia obecnego ustroju. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że skutki utrzymywania takiej koncepcji organizacji wymiaru sprawiedliwości dają efekty sprzeczne z celami państwa prawa, chociaż za rozwiązanie legitymowane konstytucyjnie uznał je TK. Nie może jednak umknąć uwadze, że TK stwierdził w uzasadnieniu orzeczenia w sprawie dotyczącej niekonstytucyjności nadzoru administracyjnego Ministra nad sądownictwem6, że możliwe są różne środki i sposoby sprawowania nadzoru administracyjnego nad działalnością pozaorzeczniczą sądów. Ustawodawca ma bowiem prawo powierzać sprawowanie funkcji nadzoru różnym podmiotom, a więc Ministerstwo Sprawiedliwości nie musi być monopolistą. Trybunał nie wnikał w przyczyny obecnego ukształtowania koncepcji nadzoru. Nie stwierdził więc ostatecznie, że jest to jedyny, ani że jest to najlepszy z możliwych sposobów na prawidłowe funkcjonowanie działalności administracyjnej w sądownictwie. Nie zaprzeczył też, aby cele nadzoru sprawowanego obecnie przez Ministra Sprawiedliwości mogły być osiągnięte w obrębie samej władzy sądowniczej. Wtedy jednak trzeba przewrócić obecny system, stawiając go z głowy na nogi.

Gra grup interesów, czyli kto wpuszcza wilka do owczarni

Komu podobać się może taki sposób organizacji wymiaru sprawiedliwości?

Politycy, wbrew ich słownym deklaracjom, nie chcą niezależnego i sprawnego sądownictwa. To normalne, bo żadna władza konkurencyjnego ośrodka nie wzmacnia, a wręcz przeciwnie dąży raczej do poszerzania własnych wpływów i kompetencji. Silna pozycja Ministra Sprawiedliwości, członka rządu względem sędziów jest więc na rękę politykom zgrupowanym w ośrodkach władzy wykonawczej. Te zachowawcze siły znajdują jednak sojuszników wśród sędziów. W pierwszej kolejności są to beneficjenci funkcjonującego ustroju sądów, a więc sędziowie pełniący funkcje urzędnicze w strukturach ministerstwa, także tych terenowych, oraz grupy, które sędzia Dariusz Wysocki nazwał ,,sędziami pałacowymi”7. Sędziowie na wyższych szczeblach sądownictwa powszechnego mają bowiem efektywnie znacznie mniej zadań niż sędziowie niższego szczebla, a są lepiej oprzyrządowani, mają więc o wiele lepszy komfort pracy, a przy tym wyższe zarobki.

Ponieważ na wyższy szczebel dostali się oni po długich nieraz staraniach, wielu z nich uważa to za zasłużoną nagrodę i problemy sędziów niższego szczebla przestają ich interesować. Podważanie przez nich obecnego modelu byłoby w istocie podważaniem sensu ich dotychczasowej kariery. Sekunduje im również niemała grupa sędziów szczebla podstawowego, dla których celem zasadniczym jest awans w pionie. Ci bardziej rzutcy, a zarazem silniej wpatrzeni w swoje ego, nabywają doświadczenia nie po to, aby lepiej pełnić sędziowską służbę, ale aby uciec jak najszybciej do Bizancjum z trapionego problemami i nieatrakcyjnego rejonu czy okręgu. Pomimo młodego często wieku są już tak zakotwiczeni mentalnie w panujących układach, że brak im innej wizji, a może brak im tylko nadziei, że na dole można coś zmienić na lepsze.

Strona 2 z 512345