• Ważne pytania
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 3(41)/2020, dodano 18 stycznia 2021.

Należę do sędziów naiwnych, którzy dotychczas wierzyli, że żaden rzecznik dyscyplinarny nie odważy się na ingerencję w proces orzeczniczy
z SSA Maciejem Żelazowskim rozmawia

Tomasz Zawiślak
(inne teksty tego autora)

T.Z.: Przez niespełna 2 lata był Pan Prezesem Sądu Apelacyjnego w Szczecinie. Został Pan nagle odwołany na początku 2018 r. Lokalne media wskazywały, że nie chodziło wcale o to, że Sąd Apelacyjny w Szczecinie nie radził sobie z opanowaniem wpływu spraw karnych (taki powód wskazano w komunikacie Ministerstwa Sprawiedliwości), lecz o to, że kierowany przez Pana Sąd ostro skrytykował zmiany w sądownictwie, które wprowadził Minister Sprawiedliwości. Czy doczekał się Pan wyjaśnienia rzeczywistych przyczyn swojego odwołania?

M.Ż.: Oczywiście przyczyną mojego odwołania nie była kwestia wadliwego nadzoru nad sprawami karnymi. Kilka razy już to wyjaśniałem, ale jeszcze raz chciałbym to powtórzyć, że pion karny Sądu Apelacyjnego w Szczecinie od lat we wszelkich statystykach plasował się w samej czołówce sądów apelacyjnych i dlatego wskazana przyczyna odwołania była absolutnie fałszywa. Zresztą jeszcze przede mną na terenie apelacji szczecińskiej odwołano prezesów Sądu Okręgowego i Rejonowego w Gorzowie Wlkp., w których przypadku, w przeciwieństwie do mnie, wskazano przynajmniej jakieś liczby mające przemawiać za złą sytuacją sądów i brakiem nadzoru ze strony odwołanych prezesów i liczby te w żaden sposób nie odpowiadały rzeczywistości, nawet tej wynikającej z ministerialnych sprawozdań. Nigdy nie dążyłem też do wyjaśnienia przyczyny mojego odwołania i rzeczywistych powodów takiej decyzji, chociaż mogę się ich domyślać. Szkoda mi jedynie sędziów pionu karnego Sądu Apelacyjnego w Szczecinie, którzy bardzo ciężko pracowali i pracują i dla których uzasadnienie odwołania mojej osoby z funkcji prezesa było po prostu obraźliwe.

T.Z.: Czy dotychczasowy system nadzoru administracyjnego nad sądami powszechnymi się sprawdził? Jakie Pan dostrzega jego wady, a jakie zalety?

M.Ż.: Rozumiem, że chodzi o obecną formę nadzoru nad sądami powszechnymi. Oceniam ją oczywiście negatywnie. Przede wszystkim widoczna jest centralizacja i chęć kontroli przez Ministra Sprawiedliwości jak najszerszego obszaru zadań. Wspomnieć chociażby należy o wprowadzeniu zasady, że to Minister Sprawiedliwości wyraża opinię przy powoływaniu sędziów wizytatorów, która to opinia przynależna była wcześniej kolegium sądu. Dla takiego rozwiązania nie znajduję żadnego racjonalnego uzasadnienia, poza oczywiście chęcią zwiększenia zakresu kontroli. Wprowadzono również bardzo nieczytelne podstawy odwołania prezesów sądów, przez co, przynajmniej teoretycznie, a niestety jak wskazują doniesienia medialne, także praktycznie, uzyskano wpływ na ich decyzje. Zmieniono również zasady powoływania dyrektorów sądów itd. Za wręcz kuriozalne uważam natomiast rozwiązanie przewidujące wydanie opinii w przedmiocie odwołania prezesa sądu przez kolegium tego sądu w sytuacji, w której w skład kolegium wchodzą wyłącznie prezesi, którzy mogą zostać w tym samym trybie odwołani. Mam wrażenie, że obecna władza panicznie boi się wszelkich form samorządności lub decentralizacji, w przeciwieństwie do wcześniejszych rozwiązań, które przynajmniej w części przesuwały decyzje na poziom apelacji (np. powoływanie przez prezesów sądów apelacyjnych, prezesów sądów rejonowych). Mam też wrażenie, być może mylne, że najistotniejszym narzędziem nadzorczym stała się obecnie groźba odwołania z pełnionej funkcji prezesa, odwołania sędziego z delegacji do sądu wyższego rzędu, czy też postępowanie dyscyplinarne.

Strona 3 z 41234