• Varia
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 4(14)/2013, dodano 13 marca 2014.

Reszka, czyli dramat w jednym akcie i 79 sądach

Krzysztof Romuald Kozłowski
(inne teksty tego autora)

Cóż za idealistka – pomyślałam. Łatwo jej to mówić, bo spoczęła na laurach i zakończy karierę w rejonówce. A ja chcę awansować! Czy tak trudno zrozumieć, że do tego potrzeba przychylności kadry wyższego szczebla? Podobnie jak potrzeba tej przychylności Darii, której może grozić dyscyplinarka za nieterminowe sporządzanie uzasadnień albo Anicie, która bezskutecznie składa kolejne podania o przeniesienie do odległego miasta, skąd tutaj codziennie dojeżdża.

Mój wzrok padł na milczącą dotąd Marię. Przybyła wiosną do wydziałów zamiejscowych na moje ustne polecenie, aby poprawić wyniki. Nigdy nie protestowała. Asertywność nie była jej najmocniejszą stroną, a jednak zdobyła się na odwagę i powiedziała:

– Jestem tu jak strażak, biegam między wydziałami i gaszę pożary. W karnym areszty, w rodzinnym odebrania dzieci, w cywilnym zabezpieczenia powództwa. Mówicie o nielegalności waszego powołania, a ja nie wiem z kolei, czy moje działania w zamiejscowych są legalne. A może, aby sędzia sądu przejmującego mógł orzekać w zamiejscowym, konieczna jest formalna delegacja, a uprzednio zgoda tego sędziego, o którą mnie nikt nie pytał wysyłając do was? Tyle tu mówimy
o wymiarze społecznym i słusznie, bo też uważam, że jest najważniejszy. Ale czy ktoś odpowie za ten bałagan? Was pozbawiono możliwości wykonywania służby, a ja
z tego powodu muszę pracować podwójnie! Mam tego dość!

Dobrze! – pomyślałam. W takim razie w tym wątku dodam coś od siebie.

– Nie szkoda wam Marii? Wasz upór nie ma sensu. Zobaczycie, że skład ogólny SN podejmie uchwałę w sprawie ważności waszych powołań tylko pro futuro
i zostaniecie z jeszcze większym bałaganem do posprzątania niż był dotąd w Waszym sądzie. Tam na górze rozgrywają swoje batalie nie troszcząc się o nas. Zapomniałyście już, jak było z ,,awansami poziomymi”? Najpierw stworzono nam nadzieję, nawet przeprowadzono całą procedurę powołania, a potem okazało się że dokument z podpisem Prezydenta RP ma taką samą wartość jak papier, którym można podpalić w kominku. Teraz też się dogadają naszym kosztem!

Zapadła cisza.

– Dość tego gadania! – rzuciłam, bo Grażyna najwyraźniej szykowała się, aby coś powiedzieć.

– Zapytam wprost, kto wraca do orzekania?

Pierwsza skinęła głową Anita, potem Daria, za nią Izabela, a po dłuższym wahaniu także Karolina.

– Cóż Grażko! Zostałaś przegłosowana! – mówiąc to, jakoś dziwnie nie odczuwałam satysfakcji.

Grażyna wstała z wyraźnym trudem. Patrzyła z wyrzutem na koleżanki.

– Przepraszam, ale muszę wyjść – powiedziała. – Coś mnie uwiera w plecy. To chyba nóż!

– I na ciebie znajdzie się sposób – pomyślałam, gdy Grażyna zamykała za sobą drzwi. – Ciekawe, jak spojrzysz w oczy sekretarkom, które przez twój beznadziejny upór stracą pracę albo będą musiały dojeżdżać na przestrzeni dziesiątek kilometrów?

Tej nocy prawie nie spałam.

Rano, gdy tylko weszłam do gabinetu zadzwonił telefon. Prezes sądu apelacyjnego rzadko do mnie telefonował osobiście. Słysząc jego głos w słuchawce znowu odruchowo wstałam.

– Już wiem o twoim sukcesie Reszko – mówił konfidencjonalnym tonem – Cieszę się że zdołałaś je przekonać do orzekania. Dobra opinia naszej apelacji
w ministerstwie nie ucierpi.

Na słowo ,,reszka” jakoś mimowolnie, stanął mi przed oczyma widok odwróconego orła z sędziowskiego łańcucha, który płaską stroną błyszczał nieskazitelnie – ale bez charakteru.

Tak kończy się ta opowieść. I chociaż ,,Reszka”, jak też inne postaci, są fikcyjne, a ich podobieństwo do prawdziwych zdarzeń i osób przypadkowe, to problematyka poruszana w opisanej dyskusji jest rzeczywista. Niestety.

Strona 5 z 512345