• Prawo ustrojowe
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 3(41)/2020, dodano 18 stycznia 2021.

Sędzia – zawód i powołanie, kilka refleksji na tle współczesnego prawa i jego praktyki

prof. Wojciech J. Katner Katner
(inne teksty tego autora)

Właściwe rozważania poprzedzę stwierdzeniem, że każdy z późniejszych prawników, a odpowiednio także administratywistów, decydując się na przystąpienie do studiów na Wydziale Prawa i Administracji naszego Uniwersytetu, chociaż w jakimś stopniu widzi się w życiu zawodowym. Jeden uważa, że studia prawnicze lub administracyjne ułatwią mu bycie menadżerem w szeroko rozumianej gospodarce krajowej lub międzynarodowej. Nieraz potrafi połączyć te studia z równoległym zdobywaniem wiedzy na kierunkach ekonomicznych, na filozofii lub politologii, uznając to za dobre przygotowanie do działalności gospodarczej, społecznej albo politycznej. Drugi uważa, że kierunki proponowane przez nasz Wydział dobrze przygotowują do pracy w administracji państwowej i samorządowej, a to wydaje mu się dobrą drogą zawodową. Według trzeciej osoby, prawo, a w jakiejś części administracja dają bardzo uniwersalne wykształcenie, pozwalając dopiero po studiach skonkretyzować zainteresowania zawodowe. Wreszcie, kolejna czwarta osoba widzi się w którymś z tradycyjnych zawodów prawniczych, wybierając świadomie kierunek prawa. Chce więc być albo adwokatem, albo prokuratorem albo sędzią. Na początku rzadziej mówi o radcy prawnym lub notariuszu, bo mniej o tych zawodach wie, a jeżeli już, to czerpiąc swą wiedzę z doświadczeń rodzinnych lub dzisiaj nawet bardziej z powieści i filmów. Pamiętam własne wyobrażenia w tym zakresie, gdy to ostateczną decyzję podjąłem w klasie maturalnej, gdy tego żądała już szkoła. Uważałem, mając przykłady w dalszej rodzinie i otoczeniu, że to zawód prestiżowy, o szerokich horyzontach, użyteczny dla samego siebie, a przy tym dający dużą swobodę i swoistą niezależność. W 1967 r., w którym zaczynałem studia, a potem po czterech latach, gdy je kończyłem miało to znaczenie dla człowieka, który nie chciał być uwikłany politycznie, co mi się akurat udało przez całe dotychczasowe życie.

Będąc na seminarium i uzyskując magisterium w ówczesnej Katedrze Prawa Cywilnego wiedziałem już, że byłoby dobrze, gdybym mógł się spełnić zawodowo jako sędzia. Stąd się wzięła moja aplikacja sędziowska. Najpierw dostanie się na nią, a potem przez nią przebrnięcie nie było wtedy i nie jest teraz łatwe, ale ostatecznie mając zaledwie 23 lata zdałem niezwykle trudny, jak to do dzisiaj mam w pamięci – egzamin sędziowski, i to na tyle dobrze, że natychmiast otrzymałem propozycję pozostania w sądzie, najpierw na stanowisku asesora, co było normalną drogą dochodzenia do nominacji sędziowskiej. Niestety, z przyczyn, które nazywamy dzisiaj politycznymi – bo nie było wyraźnych przeszkód ustawowych – nie można było wówczas łączyć pracy sędziowskiej, jak zresztą i innej w praktyce prawniczej, z pracą na Uniwersytecie, jako instytucji zbyt niezależnej. Byłem już wtedy od roku asystentem w macierzystej Katedrze. Rygory te, co do innych zawodów niż sędzia i prokurator zelżały dopiero znacznie później, a zostały całkiem zniesione już po zmianach ustrojowych. Przynajmniej kilkoro profesorów na naszym Wydziale musiało w tamtych dość mrocznych czasach wybierać: albo uczelnia, albo praktyka prawnicza.

Sędzią więc nie zostałem i losy zawodowe mną tak pokierowały, że wprawdzie przez szereg lat byłem arbitrem w stałym Sądzie Arbitrażowym przy Krajowej Izbie Gospodarczej, ale dopiero przed ponad jedenastu laty zostałem włączony w grono niespełna trzydziestu sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego i to powtórnie o to aplikując. Może niektórym słuchaczom tego wykładu przeszkadza, że tytułowy temat próbuję przedstawiać trochę na własnym przykładzie, ale wydaje mi się, że uwagi, którymi chciałbym się w tym wystąpieniu podzielić będą dzięki temu bardziej autentyczne i wynikające również z własnych obserwacji i doświadczeń, a nie tylko z orzecznictwa i doktryny prawniczej.

Nie dziwię się tym wśród prawników, którzy wybierają zawód sędziego. Jest on niewątpliwie bardzo ciekawy, użyję określenia – pasjonujący, ale przy tym niezmiernie trudny. Z dość bogatego doświadczenia prawniczego kilkudziesięciu lat mogę śmiało stwierdzić, że właśnie to okazało się najtrudniejsze. Bycie sędzią wymaga szczególnych predyspozycji osobistych i zawód ten może być wykonywany z oddaniem tylko przez takie osoby, które te predyspozycje mają, uznają je za wartości, żeby nie powiedzieć za cnotę, która w nich tkwi albo ją przyjmują i pogłębiają. Jeśli tego nie uczynią i mieć jej nie będą, a potraktują zawód sędziego, jak każdy inny, to wykonywaną pracę przyjdzie im traktować jako przykre uciążliwe obowiązki, realizowane tylko dlatego, że z czegoś trzeba żyć i jakoś się do emerytury wytrzyma. Takim osobom, a są one niestety również w gronie sędziowskim, można tylko współczuć, albo przeciwnie – wyrażać wobec nich dezaprobatę, gdyż to one przykładają się do opinii, dziś często publicznie wyrażanej wobec sędziów, a z niskich pobudek uogólnianej, że sędziowie są z zasady leniwi, niegrzeczni wobec stron i w ogóle trzeba ich wziąć w karby. Tyle, że zamiast poszukiwać sposobów naprawy i pożądanego, także przez grono sędziowskie rzeczywistego reformowania funkcjonowania sądów i pracy sędziów, urządza się nagonkę na cały korpus sędziowski, nazywając go kastą itp., urągając w tych określeniach nie tylko prawdzie, ale zwykłej przyzwoitości, że o zwykłym naruszaniu dóbr osobistych podlegających ochronie tylko wspomnę.

Strona 2 z 512345