- Z trybunałów europejskich
- Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 2(36)/2019, dodano 28 sierpnia 2019.
Wokanda luksemburska.
Trudna sztuka autoprezentacji, czyli o tym, jak organ podający się za KRS walczy o ponowne otwarcie ustnego etapu postępowania przed TSUE przez pryzmat wypowiedzi członków tego organu
Bojkot sędziowski przy wyborze członków KRS uniemożliwił lepszy wybór
Sędzia J. Dudzicz zauważył, że obecnie do Rady zostali wybrani głównie sędziowie rejonowi i tu naświetlił przyczyny takiego stanu rzeczy, podkreślając kontekst sprawy. Wskazał zatem na ogłoszenie bojkotu wyborów członków KRS, zaznaczając, że wielu sędziów zniechęcało swych kolegów, strasząc ich, że mogą za to ponieść odpowiedzialność dyscyplinarną, a nawet karną. Zniechęcano ewentualnych kandydatów takimi stwierdzeniami, że jest to niekonstytucyjne i sprzeczne z prawem. Z tego też powodu nie było chętnych. Jednak nie było też żadnych przeszkód, by zgłaszali się sędziowie sądów okręgowych, apelacyjnych czy też kandydaci zgłaszani przez stowarzyszenia sędziowskie. Wówczas z pewnością polski parlament miałby lepszy wybór, bo to polski parlament – jak podkreślił sędzia – dokonuje przecież wyboru członków KRS spośród ogółu sędziów polskich.
Dalej głos zabrała sędzia D. Pawełczyk-Woicka, która przytoczyła słowa Sędzi I. Kamińskiej: „po wygranych wyborach parlamentarnych należy jakoś tych sędziów wybranych do aktualnie działającej rady sądownictwa usunąć dyscyplinarnie. Powiem szczerze: ja pragnę zemsty. Bo mnie arogancja, bezczelność tych władz tak irytuje, że ja pragnę zemsty”. Następnie przeszła do zagadnienia związanego z zakresem tematycznym spraw zawisłych przed TSUE.
Sędzia D. Pawełczyk-Woicka mocno przekonywała, że brak jest podstaw faktycznych do udzielenia odpowiedzi na pytania prejudycjalne, skoro sędziowie SN, którzy złożyli odwołania, pozostają obecnie w służbie czynnej. Ustawa przywróciła tych sędziów z mocą wsteczną. Wszelkie skutki wynikające z przeniesienia tych sędziów w stan spoczynku zostały usunięte, nie powstała po ich stronie także żadna szkoda majątkowa. Zauważyła też, iż iluzoryczna jest obawa, że sędziom tym grożą jakiekolwiek postępowania dyscyplinarne. Zdaniem sędzi jest wręcz odwrotnie: wobec jednego z nowo powołanych sędziów wszczęto postępowanie wyjaśniające przed rzecznikiem postępowania dyscyplinarnego na żądanie I Prezes SN za to, że wydał orzeczenie w sprawie. Nie można też, jak przekonywała sędzia D. Pawełczyk-Woicka, uznać za uzasadnienie dla udzielenia odpowiedzi na pytanie obawy, że w przyszłości hipotetycznie parlament może uchwalić ustawę, która ponownie dopuści naruszenia prawa.
Sędzia D. Pawełczyk-Woicka zaznaczyła, że ma świadomość, iż tak naprawdę pytanie stawiane Trybunałowi Sprawiedliwości sprowadza się do rozstrzygnięcia, czy organ kreujący sędziów wpływa na ich niezawisłość. KRS stoi na stanowisku, że nie wpływa. Odpowiedź inna naruszałaby godność sędziów, w tym także sędziów TSUE, bo zakładałaby pewną służalczość, serwilizm sędziego wobec tego organu, który uczestniczył w procedurze powołania go na stanowisko sędziego. O niezawisłości sędziego, oprócz jego charakteru, decydują przecież warunki pełnienia służby, a nie to, jaki organ go powołuje. Gdyby przyjąć inne rozumowanie, to należałoby powoływać sędziów w drodze losowania, bo tylko wtedy sędzia czułby się zwolniony od imperatywu wdzięczności.
Sędzia wydaje orzeczenie i bierze pod uwagę skutki systemowe
Sędzia D. Pawełczyk-Woicka wypowiedziała się także co do skutków ewentualnego orzeczenia Wysokiej Izby. Wskazała, że ponad 20 lat jest sędzią i zawsze zastanawia się, jakie skutki wywoła jej orzeczenie, nie tylko w sferze prawnej, dla stron tego postępowania, ale także skutki systemowe. Stara się patrzeć szerzej. Tymczasem w Polsce pojawiają się głosy, że oto Trybunał wyda orzeczenie, wskazujące, że Rzeczpospolita Polska naruszyła prawo, a KRS działa nielegalnie. Co wtedy stanie się z orzeczeniami tych sędziów powołanych na wniosek KRS przez Prezydenta RP? Istnieje zagrożenie dla bezpieczeństwa obrotu prawnego. Jednak, jak wskazała sędzia D. Pawełczyk-Woicka, w tej sprawie nie można wydać orzeczenia kontekstowego, tzn. takiego, którego rozstrzygnięcie odnosić się będzie tylko do Polski, skoro TSUE ma ujednolicać system prawny i dbać o przestrzeganie prawa przez wszystkich członków na tych samych zasadach. Nawet gdyby orzeczenie takie zapadło, to nie wiadomo, jakie będą skutki tego orzeczenia później, dla innych krajów. „I beg you, don’t do it. Thank you.’ – zakończyła D. Pawełczyk-Woicka.
Na pytania składu sędziowskiego do członków KRS odpowiadał sędzia J. Dudzicz, który tłumaczył zasady i tryb opracowania listy rekomendacyjnej. Sędzia J. Dudzicz podkreślił, że zespół, pracując nad każdym kandydatem przeprowadza głosowanie, w którym rekomendował lub nie rekomendował samej Radzie przedstawienia danego sędziego Prezydentowi. I tylko takie znaczenie miała owa lista. Listę taką tworzył przy tym zespół składający się z 5 członków. Każdy członek miał przydzieloną do swojego referatu określoną ilość spraw i określoną ilość kandydatów. W ramach prac zespołów każdy kandydat miał możliwość autoprezentacji przed zespołem. Gdy zespół zapoznał się z dokumentami, ze wszystkimi kandydaturami, z całością materiału dowodowego – następowało głosowanie. Dopiero po takim głosowaniu wszyscy kandydaci byli omawiani na posiedzeniu plenarnym Rady. Wszyscy członkowie Rady byli przy tym informowani, który kandydat uzyskał rekomendację, a który nie. Odnośnie do każdego kandydata każdy członek rady mógł zadać pytanie, mógł skonsultować, mógł się wypowiedzieć, poprosić, by przedstawiono dokumenty, wyjaśniono wątpliwości i dopiero na posiedzeniu plenarnym odbywało się głosowanie. Było to głosowanie tajne, podczas którego każdy z członków Rady mógł oddać swój głos na konkretnego kandydata. I w ten sposób można było stwierdzić, który z kandydatów uzyskał poparcie całej Rady, a który nie. Kolejnym etapem było sporządzenie uzasadnienia na piśmie podjętej uchwały. Taka uchwała obejmowała wszystkich kandydatów. Co do każdego z poszczególnych kandydatów rady było przedstawiane stanowisko. Czyli była przeprowadzona ocena merytoryczna kwalifikacji, osobowości, droga zawodowa, droga życiowa, przydatność do zawodu sędziego, wyróżniająca się wiedza. To były kryteria, które też zostały nazwane w ocenie, którą Rada podjęła. Czyli kandydat wiedział, dlaczego nie został wybrany, a wybrano jego kontrkandydata.
Sędzia J. Dudzicz przyznał przy tym, że rzeczywiście żaden z członków Rady nie musiał odrębnie uzasadniać, komu udzielił swego poparcia, a komu nie. To samo dotyczyło stanowiska zespołu. Każdy z członków zespołu dokonywał samodzielnej oceny i samodzielnej, niezależnej decyzji, na którego kandydata oddać głos, który kandydat bardziej mu się spodobał. Przy czym kandydatury były bardzo porównywalne. Przy ocenie kandydata brano pod uwagę wszystko, całokształt tego wszystkiego, co dotyczy konkretnego kandydata. Istotą decyzji – jak przekonywał J. Dudzicz – jest bowiem wybór pomiędzy lepszym a gorszym, rada przy tym starała się zawsze wybrać tego najlepszego, który zasługiwał na poparcie. Sędzia J. Dudzicz zauważył też, że część kandydatów przyznawała, że kandyduje dla pozoru, tylko po to, aby potem wszcząć całą procedurę odwoławczą i aby w ten sposób zbadać, czy KRS została powołana zgodnie z Konstytucją, czy nie. Były też przypadki takich sędziów, którzy wprawdzie wprost oświadczyli, że nie liczą na poparcie Rady, ale do konkursu zgłosili się, żeby zademonstrować swoje poparcie dla tych reform, gdyż po raz pierwszy do SN został ogłoszony nabór mający charakter otwarty. Wcześniej KRS była swoistego rodzaju notariuszem, faktycznie tylko poświadczającym wybór dokonany przez SN.
Sędzia J. Dudzicz przyznał też, że w momencie, gdy wyrok TK o niekonstytucyjności odwołań wszedł w życie, czyli 1.4.2019 r., wyrok nie przewidział wejścia w życie tego wyroku w innym terminie niż data jego ogłoszenia. Same przepisy uległy zatem w tym czasie uchyleniu.