- Varia
- Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 1(47)/2022, dodano 29 sierpnia 2022.
Zapiski wolontariusza (marzec 2022 r.)
Dworzec kolejowy, Wrocław, 10.3.2022 r.
Trzy godziny. Zapisy są bardzo proste, wystarczy wypełnić formularz online. Chętnych jest tylu, że trzeba się zapisywać z kilkudniowym wyprzedzeniem. Idę do Cafe Stacja Dialog, gdzie dostaję żółtą kamizelkę i identyfikator wolontariusza. Od razu ktoś mnie pyta: „Wolny?” Odpowiadam, że wolny. „Trzeba to zanieść do biblioteki”. Dostaję wielkie pudło wypełnione po brzegi zabawkami, na nim jeszcze rulon maty dla dzieci. Wjeżdżam ruchomymi schodami na galerię, na schodach zbieram kilka zabawek, które powypadały z pudła. W bibliotece pełno rozgrzebanych miejsc do spania, materace, kołdry, poduszki. Stawiam pudło obok innych, już niemal w całości opróżnionych z zabawek i zaraz podbiega gromadka ciekawych, rozbawionych dzieci.
***
Wracam do punktu, gdzie kierują mnie „pod zegar”. Po chwili przychodzi koordynator ubrany w pomarańczową kamizelkę. Jest na oko dwa razy młodszy ode mnie. „Teraz, dzieci, jesteście pode mną!” – mówi, pociągając nosem i nie kryjąc dobrego humoru. „Idziemy na perony. Zaraz przyjeżdża opóźniony pociąg z Przemyśla. Obstawiamy każdy z wagonów po jednej osobie przy wyjściach i po dwie osoby pośrodku. Pomagamy w wysiadaniu, kierujemy uchodźców do punktu informacyjnego, pytamy czy można im jakoś pomóc. Ruszamy!”
***
Pierwsza rodzina: babcia z córką i wnuczką. Może zostaną we Wrocławiu, a może pojadą dalej do Świdnicy, gdzie łatwiej o nocleg. Biorę ich bagaże wraz z dwiema wolontariuszkami. Idę przy babci, która zostaje w tyle. Gubimy resztę rodziny w tłumie, więc wychodzimy przed dworzec. Babcia uświadamia sobie, że nie ma telefonu do córki, bo w Polsce otrzymały karty telefoniczne i mają nowe numery. W końcu dzwoni do kogoś, kto zna nowy numer telefonu córki. Jest mocno zdenerwowana, z pozoru nieadekwatnie do sytuacji. Wychodzi potworne zmęczenie, stres, niepewność jutra. Nie ma rozpaczy. Jest wielkie napięcie, potrzeba spokoju i odpoczynku.
***
Druga rodzina. Wychodzą po kolei z wagonu: babcia z siostrą, córką i dwojgiem wnucząt. Każde z nich trzyma jakiś bagaż. Babcia – box z kotem, a jedno z dzieci – mniejszą klatkę przykrytą kocykiem. Pomagam im wysiąść z wagonu i przejmuję część pakunków. Zostają we Wrocławiu. Są już umówieni przed dworcem ze znajomymi, którzy mają dla nich miejsca. Stajemy przed wejściem. Pytam dziewczynkę, co jest w tej małej klatce. „Kotek?” „ Niet” – odpowiada, uśmiechając się. „Sobaćka?” „Niet”. W końcu jej mama lekko podnosi kocyk. Z ciemności spoglądają na mnie piękne czerwone oczka i wąsate pyszczki dwóch czarno-białych, wtulonych w siebie szczurków.
***
Trzecia rodzina. Małżeństwo w średnim wieku. Mają tylko dwie gustowne walizeczki. Tyle zabrali ze swojego dotychczasowego życia. Jechali bez przerwy trzy doby z miasteczka na wschodzie Ukrainy położonego 40 km od granicy z Rosją. Przesiadali się w kilka autobusów z niewygodnymi siedzeniami i w kilka pociagów. Widzieli i słyszeli wojnę. Dosłownie uciekali przed wybuchami. Ostatnią dłuższą, dwugodzinną przesiadkę mieli we Lwowie. Przyjechali do Wrocławia, by odpocząć przez parę dni i zrobić zakupy. Nie chcą darmowego noclegu. Rezerwuję im pokój w pobliskim hotelu. Idziemy jeszcze do kantoru wymiany walut i zawożę ich do hotelu. Ona Ukrainka, on Irakijczyk. Najpierw uciekał przed wojną z Iraku, teraz przyszło mu uciekać z Ukrainy. Mają dość ucieczek. Już nie chcą mieszkać w Europie. Potrzebują bezpieczeństwa. Za kilka dni wylatują z Polski lub z Niemiec do USA.
***
Zmarznięty siedzę w Cafe Stacja Dialog i piję przygotowaną przez wolontariuszy herbatę. Przed wejściem do kawiarenki – głównego sztabu wolontariuszy – czekają dwie kolejki: uchodźców i ludzi przynoszących dary. Wolontariusze przenoszą i sortują podarowane rzeczy. Nieprzerwany potok pomocy. Czuję się jakby nieobecny, przytłoczony faktami. Jutro znów dyżur.
Dworzec autobusowy, Wrocław, 11.3.2022 r.
Podchodzi do mnie kierowca autobusu, prosi o wyniesienie niepełnosprawnej kobiety z wózkiem inwalidzkim z autobusu. Mam problemy z barkiem, więc podprowadzam kierowcę do dwóch rosłych pracowników ochrony dworca, stojących bezczynnie w hali dworcowej cały dzień. Odmawiają pomocy, bo nie zajmują się obsługą osób na wózkach inwalidzkich. Biorę do pomocy innego pasażera i zjeżdżamy w podziemia dworca. Na szczęście kobieta w średnim wieku może poruszać nogami, choć jest bardzo słaba. Sprowadzamy ją przez środkowe drzwi autokaru. Siada dla odpoczynku na każdym stopniu. Płacze z niemocy. Przyjechała sama z Ukrainy i chce się dostać do Berlina. Przeprowadzam ją do hali dworca PKP. Słyszałem, że z biletami kolejowymi do Niemiec ciężko, że pociągi zajęte. Pewnie będzie musiała przenocować we Wrocławiu lub okolicy. Raczej w okolicy, bo miejsc noclegowych we Wrocławiu brakuje. Opiekę nad panią przekazuję innym wolontariuszom, sam muszę wracać na dworzec autobusowy, bo tam tłumacz niezbędny. Zabieram jeszcze z centrum dwie osoby do pomocy.
***
Pani z niepełnosprawnym synem, cierpiącym na niezwykle rzadką chorobę genetyczną. Takich jak on osób jest na świecie jedynie około 30. Potrzebuje pomocy przy wsiadaniu do autobusu, który przyjedzie za 2 godziny, po drodze musi jeszcze odebrać bagaże ze schowka. Jadą do Berlina, licząc na uzyskanie pomocy medycznej i opiekę społeczną. Syn miał mieć rok temu specjalistyczną operację w Belgii, ale musieli odwołać, bo matka przeszła trepanację czaszki. Obecnie potrzebowałaby drugiej trepanacji, ale muszą teraz uciekać. Chce być wysłuchana. Potrzebuje z kimś porozmawiać. Opowiada ze spokojem. Tylko gdy mówi o przyszłości, o nadziejach na wyzdrowienie syna i własne, w jej głosie rośnie drżenie, a oczy stają się szkliste.
***
Pani w wieku ok. 70 lat z wielką walizką. Uciekła sama. Chce się dostać do córki w Niemczech. Ma kupiony bilet autobusowy. Jej autobusu nie ma na tablicy w holu dworca. Nie wie, z którego stanowiska odjeżdża jej autokar. Idę do informacji, gdzie pracuje jedyna miła osoba na tym dworcu. Autobus odjeżdża z… peronu dla wysiadających. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, więc prowadzę kobietę na ten peron. Pani ma spokój i nadzieję w oczach. Ściskam ją na pożegnanie i życzę szczęśliwej podróży.
***
23-letni chłopak pyta mnie, z którego stanowiska odjeżdża jego autobus do Drezna. Algierczyk, studiował i pracował w Charkowie. Teraz jedzie do Francji. Na razie ma bilet do Drezna. Spoglądam na bilet i okazuje się, że może wsiąść nie na dworcu, lecz na przystanku przy ul. Norwida (ok. 2 km dalej). Idziemy do kas Flixbusa. Nie da się zmienić biletu a kierowca na dworcu nie musi go wpuścić. Zawożę więc Algierczyka na Norwida. Mówi mi po drodze: „W Charkowie jest teraz strasznie. Chowałem się przed wybuchami. Widziałem zabitych”.
***
Moje 3 godziny dyżuru już się skończyły, ale wracam na dworzec autobusowy, zostaję tam na kolejne 4. Około godziny 23.00 podchodzi mężczyzna z biletami Flixbusa kupionymi przez internet. Sasza. Ma wraz z żoną i kilkuletnia córką bilety do Wiednia i na drugi autobus z Wiednia do Monachium. Skarży się, że kobieta z mikrofonem chodząca po hali autobusowej w podziemiach powiedziała mu godzinę temu, że jego autobus będzie opóźniony około godziny, a teraz pani z okienka informacyjnego w poczekalni powiedziała, że autobus już odjechał. Na tablicy odjazdów brak jest informacji o kierunkach, w których odjeżdżają autobusy Flixbusa/Sindbada. Jest jedynie nazwa przewoźnika i godzina odjazdu. Taka sama dla dziesięciu autobusów. Dla cudzoziemców jest to bardzo duże utrudnienie. Okazuje się, że autobus, którym mieli jechać, to chyba kierunek Rijeka. Pani w informacji nie sprzedaje biletów Flixbusa tylko Polbusa. Biuro Flixbusa jest już zamknięte. Sasza mówi, że wydał na bilety ponad 200 dolarów i już nie ma pieniędzy. Kieruję go do centrum pomocy na dworzec PKP. Musi znaleźć nocleg dla rodziny, a jutro wykłócić się o zwrot pieniędzy z Flixbusa w związku z niewystarczającą informacją dworcową, a potem dostać się do Niemiec płatnym autobusem lub bezpłatnym pociągiem. Życzę mu powodzenia.
***
Czy może pan pomóc w tłumaczeniu? Pytają dwaj Polacy. Tak. Rozdrażniona Ukrainka ze łzami w oczach chce się dostać wraz z córką do Liberca. Rozdzieliła się z resztą rodziny, która tam na nią czeka. Idziemy do kasy. Dzisiaj już żaden autobus do Czech nie odjeżdża. Dopiero jutro o 14.45. Już była w centrum na dworcu PKP. Może pojechać bez rejestracji do noclegowni koło lotniska, a jutro po południu może tu przyjechać na autobus, ale bilet jest drogi. Kobieta jest bardzo smutna, jej wzrok gdzieś błądzi, staje się coraz bardziej nieobecny. „Dobra”- mówi jeden z mężczyzn – „Ja ją jutro zawiozę autem do tego Liberca”. Wymieniają się telefonami. Opuszczają dworzec.
***
„Można kawki?” – pyta podchmielony facet wolontariuszki pilnującej stanowiska na dworcu autobusowym. „Nie, to dla uchodźców. Tam stoi automat na kawę”. „A kto to finansował?” – pyta, wskazując na pudełka z pluszakami, słodyczami, soczkami i kredkami dla dzieci. „To z darów”. „A na waszych kamizelkach gwiazdki z Unii Europejskiej” – ciągnie dalej zaczepnie. Nikomu z wolontariuszy nie starcza ochoty na kontynuację rozmowy. Odwracamy się ostentacyjnie plecami.