• Temat numeru
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 1(31)/2018, dodano 18 czerwca 2018.

Wbrew temu, czego doświadczają sędziowie w okresie paru ostatnich lat, musimy wierzyć w sens dialogu z politykami

wywiad z SSN Stanisławem Zabłockim, prezesem Izby Karnej Sądu Najwyższego

E.B.: Jak Pan ocenia obowiązującą regulację dotyczącą odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów?

S.Z.: Widzę zatem, że będzie okazja zajęcia stanowiska i co do Izby Dyscyplinarnej. Obawiam się tylko, że odpowiedź na to pytanie będę musiał potraktować wybitnie hasłowo i przykładowo, gdyż wyczerpująca odpowiedź zapełniłaby już nie kilka szpalt, ale cały numer „Iustitii”. A zatem, do Izby Dyscyplinarnej nie kandydowałbym już choćby z tego powodu, iż czułbym olbrzymi niesmak sposobem zachęty, do którego uciekł się ustawodawca, przy uchwalaniu rozwiązań dotyczących naboru członków tej Izby. Jestem przekonany, że opinia z raportu GRECO, która odbiła się już szerokim echem w świecie prawniczym, iż niektóre rozwiązania nowej ustawy o SN stanowią „poważne naruszenie standardów antykorupcyjnych” (chodzi o korupcję w szerokim znaczeniu tego terminu), nawiązuje m.in. do przepisu art. 48 § 7 SNU o 40% dodatku dla sędziów orzekających w Izbie Dyscyplinarnej. Zupełnie nie przekonuje mnie próba racjonalizacji takiego rozwiązania, zawarta w tym przepisie, bowiem większość sędziów orzekających w innych Izbach także nie podejmuje żadnego dodatkowego zatrudnienia, z którym wiązałoby się jakiekolwiek wynagrodzenie. Prawdę mówiąc, nie znajduję dla tego rozwiązania innego określenia jak niepotrzebnie dzielące sędziów, a może nawet dla nich obraźliwe czy wręcz nieprzyzwoite. Mam też nadzieję, że będzie ono raczej odwodziło, a nie zachęcało, sędziów do obejmowania stanowisk w tej Izbie. Samo utworzenie Izby Dyscyplinarnej, jak i wprowadzenie szeregu innych rozwiązań specjalnych w porównaniu z obowiązującymi dotychczas w postępowaniu dyscyplinarnym, nie ma przy tym, moim zdaniem, niekonstytucyjnego charakteru. Jest natomiast instrumentalnie nastawione na budowanie psychologicznego mechanizmu zagrożenia przewinieniami ze strony przedstawicieli zawodów prawniczych i kreowania atmosfery nieufności wobec prawników, w tym również sędziów. Szereg z tych rozwiązań jest po prostu nieracjonalnych, a niektóre mogą okazać się wręcz dysfunkcjonalne. Już obecnie szeregu sprawom dyscyplinarnym, które wpływają i będą wpływać do SN, nie będzie można nadać biegu i zapewne długi jeszcze czas będą one oczekiwały na rozpoznanie, bowiem stworzony mechanizm wyłącznej kognicji tej Izby i brak wyobraźni ustawodawcy przy tworzeniu przepisów przechodnich stwarza stan takiego paraliżu. Izba nominalnie istnieje od 3 kwietnia, ale nie ma sędziów i ławników, którzy mieliby w niej orzekać. Pan Prezydent przez dwa miesiące nawet jeszcze nie zainicjował procedury objęcia stanowisk w tej Izbie, a gdy już zostanie ona uruchomiona – nie wiadomo jak długo potrwa. Przed paroma dniami podano natomiast wiadomość, że są olbrzymie kłopoty ze znalezieniem odpowiedniej liczby chętnych do objęcia funkcji ławników w tej Izbie, spośród których Senat miałby dokonać wyboru. Aby pozostać przez moment przy problemie ławników, chcę stwierdzić, że nie jestem osobiście przeciwny wprowadzeniu ławników do orzekania w postępowaniach dyscyplinarnych, jeśli tylko miałoby to zaspokoić oczekiwania społeczne i służyć uwiarygodnieniu rzetelności orzecznictwa dyscyplinarnego. Należało jednak głębiej zastanowić się nad tym, na jakim szczeblu orzekania i w odniesieniu do jakiej kategorii spraw ławnicy mogą spełnić swą rolę i nie odgrywać li tylko fasadowej roli. Doświadczenie wielu pokoleń i wielu systemów prawnych uczy, że tzw. czynnik społeczny może należycie spełnić swą rolę, uczestnicząc w postępowaniach pierwszoinstancyjnych, w których tzw. mądrość życiowa ławników stanowi często dla zawodowego sędziego istotną pomoc przy ocenie dowodów i ustalaniu stanów faktycznych. Nie może zaś odegrać tej roli w postępowaniach odwoławczych, które nastawione są już przede wszystkim na kontrolę prawidłowości orzeczenia wydanego w I instancji pod względem prawnym. Ławnicy w dyscyplinarnych składach odwoławczych, a już tym bardziej na szczeblu SN, będą stanowili prawdziwy ewenement nie tylko w skali europejskiej, ale i światowej. Osobiście wprowadziłbym też, np. gdy chodzi o sędziowskie sprawy dyscyplinarne, zróżnicowanie na dwie kategorie spraw. Jak wiemy, sędzia podlega odpowiedzialności dyscyplinarnej za uchybienia godności urzędu oraz za oczywistą i rażącą obrazę przepisów prawa przy pełnieniu funkcji orzeczniczych. O ile przy ocenie tej pierwszej kategorii zachowań nagannych doświadczenie życiowe ławników może okazać się pomocne i to nawet bardzo, o tyle konia z rzędem temu, kto wytłumaczy mi, w jaki sposób ławnik, który ma legitymować się wykształceniem średnim lub średnim branżowym, może odpowiedzialnie i profesjonalnie decydować o zawiłych problemach prawnych, które powstają w związku z koniecznością oceny nie tylko tego, czy zostały obrażone przepisy prawa, ale i tego, czy na tle innych naruszeń, których dziesiątki tysięcy stwierdzają rokrocznie sądy odwoławcze, orzekające wyłącznie w składach zawodowych, konkretne naruszenie ma charakter zarówno oczywisty, jak i rażący. Chcę też bardzo wyraźnie stwierdzić, że w mojej ocenie niszczące dla autorytetu środowiska sędziowskiego, dla autorytetu sędziów orzekających w innych Izbach Sądu Najwyższego, wreszcie dla autorytetu I Prezesa SN, jest budowanie owej atmosfery nieufności i nierówności, tworzenie specsądu w postaci Izby Dyscyplinarnej, ze stojącym na jej czele specprezesem, niezależnym od I Prezesa i mającym m.in. dyskrecjonalne uprawnienie do wyznaczania, bynajmniej nie w sposób losowy, składów orzekających, z zasiadającymi w niej specsędziami, posiadającymi istotne, jak już o tym była mowa, odrębności w statusie i z oskarżającymi specrzecznikami dyscyplinarnymi, wskazywanymi przez Ministra Sprawiedliwości (także spośród prokuratorów), a eliminującymi od udziału w sprawie rzeczników wskazanych przez środowisko. Nie mogę też pozostawić bez komentarza przepisu o charakterze procesowym, który nie tylko, iż sprzeczny jest z gwarantowanymi konwencyjnie i konstytucyjnie regułami rzetelnego procesu, ale stawia obwinionego sędziego w postępowaniu o charakterze bądź co bądź represyjnym w pozycji gorszej od tej, w której znajduje się przestępca oskarżony o najpoważniejszą zbrodnię. Myślę tu o art. 115a § 3 USP, w myśl którego, co do zasady, sąd dyscyplinarny prowadzi postępowanie pomimo usprawiedliwionej nieobecności obwinionego lub jego obrońcy. Wypowiadając te wszystkie krytyczne uwagi, chcę przy tym zaznaczyć, że orzekając w Wydziale VI Izby Karnej, pełniącym dotąd sądu dyscyplinarnego II instancji dla sędziów i sądu kasacyjnego dyscyplinarnego dla pozostałych zawodów prawniczych, byłem uważany za surowego sędziego dyscyplinarnego i sam tak siebie oceniałem. Uważam bowiem, że wobec sędziów należy stosować szczególnie rygorystyczne kryteria ocen i że każdy jednostkowy przypadek nagannego zachowania sędziego, to o jeden za wiele. Chociaż wiem, że założenie, iż w tej grupie zawodowej w ogóle uda się wyeliminować zachowania naganne, to idealizm, bo działają prawa statystyki, to jednocześnie zawsze powtarzam, iż marzę o tym, aby w tym właśnie środowisku krzywa Gaussa miała inny rozkład. Tylko, że wówczas nie byłaby krzywą Gaussa. Dlatego też niektóre zmiany, zmierzające do pokazania, iż sędziowie powinni podlegać szczególnie pryncypialnej ocenie etycznej, oceniam pozytywnie. Idzie mi np. o wydłużenie okresu przedawnienia przewinień dyscyplinarnych oraz rezygnację z instytucji tzw. przedawnienia możliwości wymierzenia kary. Rozwiązanie, w myśl którego upływ wcale nie tak długiego okresu czasu sprawiał, iż orzekając jako sędzia dyscyplinarny i stwierdzając czyjąś winę jednocześnie nie mogłem wymierzyć kary, było dla mnie osobiście wysoce frustrujące.

Strona 4 z 6« Pierwsza...23456