• Ważne pytania
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 3(13)/2013, dodano 22 listopada 2013.

Trzeba się umieć postawić
z prof. Ewą Łętowską,
rozmawiają

Krystian Markiewicz i Bartłomiej Przymusiński
(inne teksty tego autora)

K.M.: Tak jak Pani Profesor postawiła tę tezę, że w pewnym momencie to postępowanie karne już było „łyse”, to ja się zastanawiam, czy Trybunał Konstytucyjny nie doprowadził już mimo wszystko do tego, że wymiar sprawiedliwości stał się „łysy”? Pierwszy Prezes SN Stanisław Dąbrowski wielokrotnie wyrażał taki pogląd, że oceniając oddzielnie poszczególne uprawnienia ministra w stosunku do sędziów i do sądów powszechnych, można uznać, iż większość z nich mieści się w ramach konstytucyjnego równoważenia się władz, jednak suma tych uprawnień jest tak duża, że czyni wątpliwą niezależność sądów powszechnych od władzy wykonawczej.

E.Ł.: Problem w tym, że tego właściwie w orzeczeniu nie rozważano. W swoim czasie Trybunał miał podobny problem z pozycją asesorów wobec ministra sprawiedliwości, ale tam to było przedmiotem wielostronnej analizy. Najgorsza jest utrata szansy przetestowania art. 10 Konstytucji. Przecież Trybunał orzeka na wniosek, nie z urzędu. Więc jak się trafi „dobra” sprawa, to jest okazja dla Trybunału. Artykuł 10 to kapitalny przepis ustrojowy. Co znaczy podział i równoważenie władzy? Jak ta równowaga wygląda w warunkach interferencji nadzoru Ministra Sprawiedliwości i kompetencji sądów? Czy podział władz ma swoją specyfikę, gdy rozważamy pozycję judykatywy wobec pozostałych władz? Te problemy w ogóle nie zostały podjęte, a i sam art. 10 nigdy nie był przetestowany. Ale na to się składa specyfika powołania wzorców przed Trybunałem Konstytucyjnym. Mianowicie, Trybunał uważa się za związanego nie tylko przedmiotem zaskarżenia (co zrozumiałe), ale i wzorcem (co się, niestety, ustaliło w praktyce), a nawet czasem (co już jest zupełnie nieuzasadnione) sposobem sformułowania zarzutu.

B.P.: Może dobrze, że nie był przetestowany, bo jeszcze jest jakaś nadzieja. Chciałbym też zapytać o refleksję Pani Profesor na temat tego, co było przy małych sądach, gdzie Trybunał stwierdził, że nie jest problemem ­konstytucyjnym to, iż Minister Sprawiedliwości ma pełną swobodę w tworzeniu i znoszeniu sądów.

E.Ł.: Tak tego nie ujęto, ale fakt, tak w praktyce wynika. Pełnej swobody nie ma, bo problem ma też swój rewers. Mianowicie kształtowanie sieci sądów jest jeszcze komponentem prawa do sądu. A tu już wkraczamy w materię ustawową. Odsyłam Panów do już wspomnianych separatów, gdzie i ten problem potraktowano głębiej, niż w wyroku nazbyt chyba wiotkim, gdy idzie o ocenę granic swobody ministra.

B.P.: Jednak od strony formalnej ma on swobodę, gdyż nie ma kryterium, ile tych sądów ma być w gminie, a opinia KRS-u nie wiąże ministra.

E.Ł.: Nie chodzi o wskazane kryteria czysto formalne. Nawet, jeżeli prawo milczy na temat, ile ma być sądów na jakimś terytorium, albo jeżeli traktuje opinię KRS jako niewiążącą, to wcale jeszcze nie świadczy o tym, że istnieje pełna swoboda ministra. On po prostu nie może decydować arbitralnie, wedle własnej woli, bez kontroli. Są tu możliwe różne modele znane w innych krajach, albo nawet u nas (np. w wypadku sądów administracyjnych), w rozmaity sposób powściągające arbitralne wkroczenie egzekutywy w kształtowanie ustroju judykatywy.

B.P.: Ale jeszcze chciałbym poprosić o refleksję na temat tego, jak po tym orzeczeniu wygląda zasada nieprzenaszalności sędziów.

E.Ł.: Uczciwie powiem, że się nad tym głębiej nie zastanawiałam.

 B.P.: Minister twierdzi, że obecnie może sędziego z wydziału zamiejscowego do głównej siedziby sądu przenosić i z powrotem dowolnie, a to się z kolei wpisuje w szerszy kontekst, mianowicie kiedyś Minister Kwiatkowski powiedział, że ministerstwo chce na nowo zdefiniować zasadę nieprzenaszalności sędziów tak, aby w ramach okręgów sądowych można było sędziów dowolnie przenosić.

E.Ł.: Najgorsze zresztą, że – choć to już jest sprawa konkretnych decyzji podejmowanych na podstawie tego kontrolowanego rozporządzenia, co nie było przedmiotem kontroli Trybunału – egzekutywa (minister) uznał, iż może subdelegować swoją kompetencję. To kolejne wydrążenie z treści art. 10 Konstytucji i kolejny dowód na to, że szkoda, iż nie mamy wypracowanego standardu interpretacyjnego na podstawie tego przepisu. W konsekwencji dla odmiany Sąd Najwyższy [uchwała SN (7) z 17.7.2013 r., III CZP 46/13] zwrócił uwagę na tę subdelegację. To zresztą nie pierwszy raz, gdy minister sprawiedliwości ma lekką rękę do subdelegacji. Tym razem chyba jednak wyrwano i jeden włos za dużo i stąd zakwestionowanie przez SN dopuszczalności przesunięcia sędziów z sądu do sądu na podstawie dokumentu wydanego nie przez „konstytucyjnego” ministra, lecz bodajże sekretarza czy podsekretarza stanu. Znów ciekawy przyczynek do relacji egzekutywa-judykatywa ukonkretniających art. 10 Konstytucji. Dla ministra musi być jakiś zakres swobody. Można więc podjąć próbę przemyślenia problemu na nowo. Jest oczywiście jeszcze coś za coś, bo to jest pytanie, czy to przenoszenie wiąże się z jakimiś niedogodnościami itd. Ale to nie może być tak, że alternatywą dla tej swobody przenoszenia jest absolutna swoboda ministra, że może zrobić wszystko, co zechce. Muszą być z tym związane pewne gwarancje dla przenoszonego, np. natury ekonomicznej. I te gwarancje powinny być stabilne, a nie zależeć od „widzimisię” ministra. Być może powinno za tym iść np. wyłączenie okoliczności, kiedy przenoszenie nie jest możliwe, albo wskazanie przynajmniej uzasadnionych wypadków, gdy przeniesienie jest dozwolone albo uzasadnianie decyzji, krótko mówiąc, konieczne jest obudowanie tego przenoszenia jakimiś jeszcze gwarancjami. Oczywiście znowu mówię nie o czym innym jak o ważeniu decyzji, o proporcjonalności i o gwarancjach dla tego mechanizmu. Znów się kłania konieczność sytuacyjnego orzecznictwa na tle art. 10 Konstytucji.

Strona 8 z 10« Pierwsza...678910