- Temat numeru
- Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 1(39)/2020, dodano 10 sierpnia 2020.
Wystąpienie prof. Marka Safjana na Uniwersytecie Warszawskim na uroczystości jubileuszowej w dniu 9.1.2020 r.
Czy warto być Rejtanem?
Jeśli Państwo pozwolicie, chciałbym podzielić się, w tym szczególnym dla mnie momencie, kilkoma osobistymi refleksjami o mojej aktywności uniwersyteckiej, a także tej związanej z Trybunałem Konstytucyjnym oraz Trybunałem Sprawiedliwości.
Na zakończenie mojej kadencji w Trybunale Konstytucyjnym dostałem od współpracowników reprodukcję obrazu Jana Matejki „Rejtan”. Postawa Rejtana była zawsze mi bardzo bliska. Rejtan to polski Don Kichot – gest Rejtana jest tak samo nieskuteczny czy bezużyteczny jak gest Don Kichota. Rejtan w odruchu bezsilnej rozpaczy nie chciał wpuścić do sali, w której miał być podpisany. Pierwszy rozbiór Polski – Króla i członków Senatu i Sejmu, aby zapobiec podpisaniu traktatu rozbiorowego. Na tym etapie to był już tylko gest symboliczny. Zadaję sobie pytanie, czy taka analogia do mojej postawy jest bliska i przekonywująca. Nie jestem pewien, ale być może podobieństwo wynikało z tego, że miałem w swojej postawie zakodowany sprzeciw wobec tego, co budziło mój głęboki niepokój, w czym dostrzegałem jakąś wyraźną sprzeczność z moimi przekonaniami, wrażliwością, oglądem świata. Wirus niezgody zaszczepiony w 1968 r., u samych początków mojej kariery studenckiej, w czasie strajków studenckich na Uniwersytecie Warszawskim powodował uczucie bezradności, upokorzenia i wstydu. Ale tak było do 1980 r. – potem wszystko się radykalnie zmieniło. Warto przywołać ten czas na Uniwersytecie Warszawskim, dzisiaj niestety zapomniany, jako mający podwójne znaczenie – jako pewne wydarzenia historyczne, ale też jako sposób funkcjonowania uniwersytetu, zakładający autentyzm dyskusji, atmosferę wolności i odwagi w wyrażaniu poglądów. Postawę Rejtana można było przekuć na czyn – z biernego, niemego oporu i gestu, przekształcić ją w działanie i prawdziwe zmienianie rzeczywistości. Pierwszy raz w życiu z momentem wybuchu Festiwalu Solidarności przeżyłem autentyczne, zbiorowe doświadczenie odzyskania wolności. Doświadczenie mojego pokolenia. Nigdy nie zapomnę radości przemawiania pełnym głosem i otwartego wyrażania poglądów o wszystkim co nas obchodziło, niepokoiło, wzburzało. To jakby czas swoistego katharsis na Uniwersytecie miało to szczególny wymiar, ponieważ z natury rzeczy nie istnieje bardziej predystynowane „do wolności” środowisko niż „Academia”, w którym wolność myśli i wyrażania przekonań jest warunkiem istnienia. Nie ukrywam, że brakuje mi takiego Uniwersytetu, takiej atmosfery i takiego autentyzmu, związanych jednak – czego mam świadomość – w sposób nierozerwalny z tamtym czasem i okolicznościami, z niepowtarzalnością, a może raczej z nie odtwarzalnością dekoracji. W następnych latach powróciło poczucie bezradności, niemocy, ale już nigdy postawy biernego świadka wydarzeń. Często, by nie powiedzieć prawie zawsze, miałem wtedy przed 1989 r. głębokie poczucie beznadziejności – nic nie miało się prawo zmienić, był to prawdziwy koniec historii w czysto negatywnym sensie. Ale jednocześnie gen sprzeciwu narzucał imperatyw czynienia czegoś wbrew tej rzeczywistości i dzięki realnemu układowi sił nauczyłem się wtedy tego, że protestować w sprawie beznadziejnej, być może z góry przegranej, ma także istotny walor moralny i też wbrew wszystkiemu może wpływać na zmianę rzeczywistości. Prawdziwy gest Rejtana – nie zgadzać się, jeżeli to jest niezgodne z moimi podstawowymi przekonaniami. Czy jest to tylko akt bezużytecznej rozpaczy? Dzisiaj myślę już o tym inaczej. Wyrażanie swojej opinii, myśli, poglądów, nawet jeśli to nie przynosi wprost żadnego konkretnego, widocznego od razu rezultatu, ma jednak znacznie wykraczające poza czystą symbolikę i przekłada się na rzeczywistość. W innej skali i innym wymiarze starałem się o tym pamiętać w swojej działalności uniwersyteckiej czy później – aktywności publicznej jako sędzia. Pozostawałem w tym w jakimś sensie wierny mojej żonie Dorocie, z którą podzielałem poglądy na świat i rzeczywistość, a która potrafiła przełożyć gest Rejtana na gest sprzeciwu wobec stanu wojennego na posiedzeniu Rady Wydziału, kiedy w początkach stycznia 1982 r. zadała retoryczne, ale jakże ważne pytanie: „Panowie Profesorowie, czy tego uczyliście nas na tym Wydziale, czy mamy się pogodzić z jawnym łamaniem Konstytucji i prawa”. Poszukiwanie sprawiedliwości i słuszności – temat dzisiejszego panelu – wymaga moim zdaniem gestów Rejtana, choćby wydawały się one mało przydatne w konkretnym i praktycznym wymiarze. Sprawiedliwość, słuszność to cel, do którego zmierzamy, ale nigdy nie osiągamy w sferze prawa. Poszukiwanie sprawiedliwości to bowiem nieustanny proces przybliżania w drodze prób i błędów. Ale warto mieć jednak zawsze na uwadze cel naszych działań.