• Temat numeru
  • Artykuł pochodzi z numeru IUSTITIA 3-4(54)/2024, dodano 11 maja 2025.

Doktorat honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego dla SędziegoJacka Gudowskiego

Problem sędziów narósł i nabrzmiał w Polsce po uzyskaniu niepodległości.

W jednoczącym się i szukającym swojego kształtu sądownictwie było wielu sędziów o niejasnym statusie urzędowym, sędziów niepewnych, zgoła obcych, także narodowo, lojalnych wobec zaborcy, właśnie owych „streberów”. Szukano sposobu na rozwiązanie tego problemu, co było szczególnie trudne w obliczu braku sędziów polskich, działali oni bowiem wyłącznie w Galicji. W czasie przejmowania sądownictwa w Polsce i jego organizacji wprowadzono – na czas unormowania niektórych kwestii ustrojowych – pojęcie „sędziego z zastrzeżeniem” oraz „sędziego nieuprawnionego do wydawania wyroków”, wzorując się zapewne na austriackich sędziach niesamoistnych (pomocniczych), zwanych sędziami „latającymi” lub niby-sędziami, niemających pełnej mocy jurysdykcyjnej.

W pracach Komisji Kodyfikacyjnej problematyka sędziów „wątpliwych”, rozważana początkowo w ramach instytucji wyłączenia sędziego, przeszła do przepisów przechodnich, znajdując finał w ostatniej fazie prac nad prawem o ustroju sądów powszechnych.

Warto zatrzymać się nad tym etapem kształtowania polskiego ustroju sądów, bo właśnie wtedy – był 1926 r. – po przewrocie majowym i po odebraniu Komisji Kodyfikacyjnej przez rząd projektów ustaw, do gry wszedł Stanisław Car, ojciec polskiej koncepcji autorytaryzmu, niewyżyty adwokat i niespełniony sędzia, wiceminister i minister sprawiedliwości, później także wicemarszałek i marszałek Sejmu, współtwórca Konstytucji kwietniowej. Wielki nieprzyjaciel sędziów i sądów, powtarzający często myśl jednego ze swoich ideowych mentorów, że największą pomyłką myśli oświeceniowej było wprowadzenie trójpodziału władz.

To właśnie Stanisław Car wstrzyknął do krwiobiegu rodzącego się po latach niewoli ustroju sądów – zdrowego, na owe czasy nowoczesnego, opartego na pryncypiach Konstytucji marcowej – truciznę autorytaryzmu. I ta trucizna, zasilona w okresie stalinizmu ciałkami totalitaryzmu, już na szczęście odcedzonymi po przełomie politycznym lat 80. i 90. ubiegłego wieku, stale daje o sobie znaki. Dała o sobie znać w ostatnich latach.

No więc Stanisław Car, mający wtedy pełną swobodę i moc formowania prawa, wprowadził do Prawa o ustroju sądów powszechnych art. 284, zawieszający na 2 lata ustanowioną w Konstytucji marcowej zasadę nieusuwalności, pozwalający Ministrowi Sprawiedliwości oczyścić wymiar sprawiedliwości z sędziów niepewnych ustrojowo, o wątpliwym statusie, a zwłaszcza narodowo obcych. Inicjatywa Cara, w rzeczywistości motywowana politycznie i kierowana przeciwko obrońcom demokracji, wywoływała głosy krytyczne, jednak udawane „szlachetne” intencje projektodawcy uspokoiły krytyków.

Po ustaniu działania tego przepisu sędziowie ustrojowo niepewni, o wadliwej podstawie powołania, sędziowie „z zastrzeżeniem”, niesędziowie, podlegali już wyłącznie przepisowi art. 77, który upoważniał SN do unieważnienia – na wniosek prokuratora – każdego orzeczenia wydanego przez sąd, w którego składzie uczestniczyła verba legis „osoba nieuprawniona do wydawania wyroków”, przez którą rozumiano osobę o wadliwym statusie powołania, niemającą takiego statusu lub niedysponującą votum. Przepis ten obowiązywał do 1950 r. i został uchylony wraz z wprowadzeniem stalinowskiej rewizji nadzwyczajnej, pozwalającej na uchylanie niemal każdego orzeczenia z jakiejkolwiek, także ustrojowej przyczyny. Poza tym wprowadzono wtedy narzędzia umożliwiające usunięcie sędziego z powodu niedawania wiadomej rękojmi. Przepis podobny do art. 77, w formie nieco zwężonej znaczeniowo, przeniknął także do Kodeksu postępowania karnego.

Niełatwy do oceny sędziowskiego losu jest okres okupacji niemieckiej, tutaj, w tzw. Generalnym Gubernatorstwie, w którym – oprócz sądów okupacyjnych, niemieckich, orzekających we wszystkich sprawach karnych – działały sądy polskie, nazywane także, niekiedy zamiennie, sądami nieniemieckimi. Niepodobna w tym wypadku czynić jakichkolwiek odniesień, i ja ich oczywiście nie czynię, starając się wywieść jedynie odizolowany od kontekstu wniosek systemowy. Sędziowie tych sądów, powołani na swe urzędy na podstawie przedwojennego Prawa o ustroju sądów powszechnych, orzekali „w imieniu Prawa”, którym zasadniczo było prawo polskie, w togach i biretach, ale bez orła na ścianie i bez łańcucha na szyi, za to z krucyfiksem pod bokiem, byli jednak certyfikowani i kontrolowani przez okupanta, musieli bowiem podpisywać deklarację posłuszeństwa. Ich status w okresie okupacji oraz skuteczność wydawanych orzeczeń budził więc uzasadnione, bardzo poważne zastrzeżenia ustrojowe, jurysdykcyjne i moralne. Nie wnikając w szczegóły oraz pomijając oceny etyczne, trzeba podkreślić, że tuż po odzyskaniu niepodległości, na podstawie dekretu Rady Ministrów z 6.6.1945 r., wszystkie wydane przez nich orzeczenia, z niewielkimi wyjątkami, zostały „uznane za ważne”. Krótko mówiąc, prawodawca, w drodze wyraźnego, łaskawego werdyktu normatywnego, przesądził ze skutkiem wstecznym ważność tych orzeczeń, i nie wnikam teraz w to, choć analiza naukowa mogłaby być bardzo ciekawa, czy werdykt ten miał charakter deklaratoryjny, czy konstytutywny, a więc czy był aktem swoistej procesowej konwalidacji orzeczeń wydanych przez sędziów „wątpliwych”, czy też aktem konwalescencyjnym, nadającym walor prawny zdarzeniom, które takiego waloru ze względów podmiotowych nigdy nie miały, a więc były w sensie procesowym i ustrojowym orzeczeniami nieistniejącymi.

Problem sędziów orzekających w czasie okupacji i składających deklarację posłuszeństwa okupantowi został rozwiązany indywidualnie, wiadomo jak, obok innych problemów kadrowych sądownictwa, w ramach dokonywanej budowy tzw. nowego wymiaru sprawiedliwości. Różne stosowano metody, jednak końca sędziów ustrojowo wadliwych lub niepewnych nie było. Jedni znikali, inni się pojawiali. Widać muszą być w polskim sądownictwie stale. Np. w latach 50. pojawili się w Sądzie Najwyższym sędziowie, których nauka określa mianem sędziów „nierzeczywistych” – przeciwstawianych „rzeczywistym” – powoływanych na podstawie „zużytego” już wtedy, ale stosowanego „nowatorsko” dekretu Rady Ministrów z 14.5.1946 r., a więc z pominięciem warunków i zasad określonych w Prawie o ustroju sądów powszechnych. Zostali oni definitywnie usunięci dopiero w wyniku weryfikacji przeprowadzonej po wejściu w życie ustawy o Sądzie Najwyższym z 1962 r.

No i nadeszły lata 2015 i następne. Najpierw był zaplanowany, zaprojektowany w szczegółach, starannie plasowany zamach na Konstytucję. Zdewastowano Trybunał Konstytucyjny, potem doszło do brutalnego obalenia Krajowej Rady Sądownictwa, a następnie do sukcesywnego „instalowania” w wymiarze sprawiedliwości sędziów obciążonych newralgicznym, krytycznym defektem ustrojowym. W ten sposób pojawili się w sądach wspomniani „neo-sędziowie”, sędziowie „nierzeczywiści”, niesędziowie, niedysponujący legitymacją konstytucyjną, a więc pozbawieni zdolności jurysdykcyjnej i niezdatni do tworzenia sądu, o którym mowa w art. 45 Konstytucji, diagnozowani także niekiedy adekwatnie do ich charakteru i genetycznej skazy jako sędziowie „ustawowi”.

Strona 9 z 12« Pierwsza...7891011...Ostatnia »