O sędziowskiej niezawisłości

Twierdzenie, że niezawisłość sędziowska jest fundamentem państwa prawa, to truizm. A jednak wciąż zdarza się, że nie wszyscy rozumieją, jak ważne jest zagwarantowanie pełnej niezależności w orzekaniu. Zjawisko polegające na wywieraniu nacisków na sędziów jest stare jak świat. Współczesne próby takiego oddziaływania mają długą tradycję. Tym bardziej na pamięć i uznanie zasługują ci, którzy wytrzymali presję i nie ustąpili nawet o krok. Poznajmy trzy historie.

Pierwsza sięga starożytności rzymskiej. Kiedy w roku 43 p.n.e. kontrolę nad państwem udało się przejąć triumwirom: Markowi Lepidusowi, Markowi Antoniuszowi oraz młodemu Oktawianowi, Rzym pogrążył się w mroku politycznych mordów i grabieży. Majątki zabitych przeciwników politycznych konfiskowano, a następnie rozdawano stronnikom nowego porządku. Triumwirowie zapragnęli, by czynności te przeprowadzano w majestacie prawa. Nie wszyscy jednak zamierzali spełniać ich zachcianki. Jednym z nich był pretor Aulus Kaskeliusz. „Kaskeliusz – powiada Waleriusz Maksymus – mąż przesławny dzięki znajomości prawa Rzymian, a jakże uparty ryzykant! Nikt bowiem, czy to życzliwością, czy powagą urzędu nie potrafił skłonić go do ułożenia formułki procesowej w sprawie tego, co rozdali triumwirowie. Tym samym jego zachowanie postawiło poza prawem wszystkie owoce zwycięstwa. On to często i otwarcie wypowiadał się na temat czasów, w których przyszło mu żyć, a kiedy przyjaciele upominali go, by się powstrzymał, odpowiadał, że dwie rzeczy, uchodzące w powszechnym przekonaniu za gorycz życia, dają mu licencję na szczerość: podeszły wiek i brak dzieci”1.

Pięknych przykładów godnych naśladowania zachowań nie brakło i wśród naszych rodaków. Stanisław Vincenz zachował w pamięci dwóch ciekawych braci. Otóż „jeden z nich, jako nadradca w Samborze, prowadził właśnie rozprawę, gdy woźny, z polecenia prezydenta sądu prosił go, aby przyszedł powitać, wraz z całym gronem sędziowskim, jego ekscelencję pana ministra, który przybył z Wiednia. Sędzia odpalił cierpko: »Proszę, niech ekscelencja raczy przyjść do sali rozpraw jeśli ma ochotę! Wstęp wolny dla każdego«. Jego brat, także sędzia, którego adiutant cesarski w umyślnej wizycie prosił o informacje co do jednego śledztwa, dając do poznania, że dworowi cesarskiemu na niej zależy, wstał gwałtownie i stając na baczność zawołał służbowo: »Jako cesarski i królewski porucznik rezerwy jestem w każdej chwili na rozkazy jego cesarskiej mości, a jako sędzia śledczy w imieniu jego cesarskiej mości, mam obowiązek prowadzić sprawę tajnie, bez żadnych względów i względzików«. Dworski generał łagodził z koleżeńskim humorem: Aber Herr Oberleutnant, warum denn so ungemütlich? (Ależ panie poruczniku, dlaczego zaraz tak szorstko? – przyp. M.J.)”2. Żadnemu z „aroganckich” braci nie spadł włos z głowy.

W 1939 r. Adolf Hitler wydał tajny rozkaz uśmiercania osób psychicznie chorych. Odpowiedzialnym za przebieg operacji uczynił szefa swojej kancelarii Philippa Bouhlera. Akcja, której nadano kryptonim T4, doprowadziła do zamordowania około 100 000 osób. Jako jeden z pierwszych prawdę odkrył Lothar Kreyssig, sędzia sądu opiekuńczego w Brandenburgu nad Hawelą. Analizując akta, Kreyssig zauważył, że zbyt wielu jego podopiecznych w dziwnych okolicznościach kończyło życie w małej austriackiej miejscowości Hartheim. Domyśliwszy się, że są mordowani, wystosował w tej sprawie oficjalne pismo do ministra sprawiedliwości Rzeszy Franza Gürtnera. Kategorycznie zaprotestował w nim przeciw podobnym praktykom. W trybie natychmiastowym wezwano go do Berlina, gdzie otrzymał pierwsze informacje w tej sprawie, łącznie z nazwiskiem osoby koordynującej akcję. Efekt był odwrotny do zamierzonego. Kreyssig jeszcze tego samego dnia udał się do prokuratury w Poczdamie, gdzie złożył doniesienie o popełnieniu szeregu morderstw przez Philippa Bouhlera. Ponownie wezwany przez ministra, otrzymał do wglądu notatkę, z której wynikało, że inicjatorem eksterminacji jest sam Adolf Hitler. Na takie dictum wzburzony oświadczył, że słowo Hitlera nie jest dla niego żadnym prawem. W odpowiedzi usłyszał, że ktoś o takich poglądach nie może być sędzią w Niemczech. „Ta rozterka prześladowała mnie od dawna”, odrzekł już spokojniej3. Przymusowo przeniesiony w stan spoczynku, Lothar Kreyssig szybko uporządkował swoje sprawy i czekał na gestapo. Nikt jednak po niego nie przyszedł.

Historie powyższe niosą za sobą ważne przesłanie. Niezależność sędziowska to wartość, której warto bronić za wszelką cenę i w każdych okolicznościach. Ci z wyżej wymienionych, którzy stanęli na jej straży, nie tylko wyszli cało z opresji, ale zyskali sobie również nieprzemijający szacunek współczesnych i potomnych. Ich przykład krzepi!

Maciej Jońca – autor jest adiunktem w Katedrze Prawa Rzymskiego KUL oraz historykiem sztuki.

1 Val. Max. 6.2.12.

2S. Vincenz, Na wysokiej połoninie. Nowe czasy. Księga druga. Listy z nieba, Sejny 2004, s. 463.

3 Zob. J.U. Wesel, Recht, Unrecht und Gerechtigkeit, Monachium 2003, s. 76–79.

Opublikowano IUSTITIA 4(10)/2012, Varia | Skomentuj

Edytorial

 

Szanowni Czytelnicy,

Ostatnie tygodnie przyniosły wiele wydarzeń związanych z sądownictwem. Odsyłając do „Spraw bieżących”, zwrócę tylko uwagę na rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości z 5.10.2012 r., likwidujące 79 sądów rejonowych i odwołanie przez Ministra Sprawiedliwości Prezesa gdańskiego sądu okręgowego w związku z tzw. aferą Amber Gold (na ten temat „Mowa prezesowa”). Ostatnia sprawa pokazała, jak funkcjonuje, czy może nie funkcjonuje, system nadzoru ministra nad sądami i prezesami sądów, o który tak skrupulatnie dba świat polityków. Jednym z legislacyjnych dowodów tej pieczy były ostatnie zmiany PrUSP. Nie zagłębiając się w merytoryczną ocenę założeń nowelizacji, można stwierdzić, że jej efekty są niestety widoczne aż nazbyt wyraźnie. Poziom tego aktu prawnego jest taki, że w Polsce na kilka sposobów są dokonywane wybory do zgromadzeń i kolegiów sądów okręgowych i apelacyjnych. Organy te mają istotny udział m.in. w procesie nominacyjnym sędziów. Bywa, jak to miało miejsce w Warszawie, że dochodzi do sytuacji, gdzie prezes sądu wszczyna postępowanie wyborcze na tzw. nowych zasadach, a po wyborach i ukonstytuowaniu się zgromadzenia i kolegium, zgodnie ze stanowiskiem KRS, a wbrew opiniom konstytucjonalistów (zob. www.iustitia.pl), stwierdza ich nieważność (nieistnienie) i wraca do ich poprzedniego składu. Nie ma zbyt wielu zainteresowanych faktem, że jeden z największych sądów okręgowych nie miał ustawowego organu samorządowego, jakim jest kolegium. Nikt nie czuje się winnym tej sytuacji. Przypomina to trochę mecz z Anglią, który się nie odbył, bo nie było osoby odpowiedzialnej za naciśnięcie guzika zamykającego dach. Sprawa „warszawska” – ta pierwsza – pokazuje niedostatek regulacji w zakresie rozstrzygania sporów między organem władzy administracyjnej (prezesem) a sędziami (samorządem). Być może rozpoczęte z inicjatywy MS konsultacje co do sposobu powoływania i odwoływania prezesów sądów spowodują zmianę sytuacji. Czas zapewne pokaże, kto ma rację, bo gdzieś jednak prawidłowo, a gdzieś niezgodnie z prawem zastosowano PrUSP. Pragnę zwrócić uwagę, że mimo wszystko „coś” się stało i że sprawa jest ważka, wszak dotyczy zasad wyboru organów ustawowych jednej z trzech władz w demokratycznym państwie prawa, gdzie organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa (art. 7 Konstytucji RP). Na dowolność i różnorakie interpretacje przepisów nie ma tu miejsca. To trochę tak, jakby stosować różne zasady wyborów w poszczególnych okręgach wyborczych przy wyborach samorządowych czy parlamentarnych.

Pamiętać przy tym trzeba, że te zgromadzenia wybierać będą członków KRS, a więc organu konstytucyjnego. Szerokie rozważania de lege lata i de lege ferenda na temat zadań KRS zawiera artykuł temat numeru. Sędzia Katarzyna Zawiślak poddała wnikliwej analizie wątpliwe pod względem konstytucyjnym zasady wyboru sędziów do tego organu. Wynika to nie tylko z braku powszechności wyborów, ale i niezachowania proporcji między sędziami sądów powszechnych i administracyjnych oraz między poszczególnymi sędziami sądów rejonowych, okręgowych i apelacyjnych. Uwagi swoje poparła dotychczasową praktyką wyborczą.

Funkcjonowanie sądów było po raz drugi przedmiotem badań fundacji Court Watch. Zachęcam do zapoznania się z wynikami badań, które są dostępne na dołączonej płycie. Stanowią one dobry materiał do analizy i zastanowienia się nad tym, co wymaga poprawy. Niewątpliwie w pewnym zakresie sami możemy zadbać, by sądy były bliżej obywatela, chociażby przepraszając za opóźnienie w rozpoczęciu posiedzenia, obojętnie czym spowodowane. Dyskusja na ten temat będzie kontynuowana.

Witam wśród członków Rady Programowej SSN Stanisława Zabłockiego. Pana Sędziego nie trzeba przedstawiać. Cieszymy się, że zechciał przyjąć nasze zaproszenie i wspomóc szczególnie w zakresie problematyki prawa karnego.

Życzę wszystkim dobrej lektury,

 

Krystian Markiewicz

Redaktor Naczelny

Opublikowano Edytorial, IUSTITIA 3(9)/2012 | Skomentuj

Pożytek z pana Ambergolda

Cała Polska emocjonuje się aferą Amber Gold. Było takich afer już parę: było Art B i jego oscylator bankowy, była Bezpieczna Kasa Oszczędności, która okazała się mało bezpieczna. Teraz Amber Gold. Żadna z wcześniejszych afer nie została wykorzystana do skierowania ataku na sądy. Jednak przy obecnych stosunkach między władzami politycznymi a sądowniczą, każdy z nas by się zdziwił, gdyby tak się nie stało.

Najpierw zaatakowano sąd rejestrowy, który spółkę Amber Gold zarejestrował. Jak mógł przyjąć wniosek od karanego za oszustwa Pana Ambergolda? Tak będę nazywał bohatera afery: prasowy zwrot z inicjałem zamiast nazwiska mierzi mnie od lat jako symbol obłudy ustawodawcy, udającego, że nikt nie wie tego, co wszyscy wiedzą i wiedzieć mają prawo. Zaczęliśmy więc wyjaśniać sprawę. Przez krzyk oburzenia polityków i dziennikarzy (którzy mają prawo się nie znać) oraz niektórych prawników (którzy znać się powinni, ale niekiedy nie chcą) stopniowo przebiła się informacja, że sąd rejestrowy nie miał ani możliwości sprawdzenia karalności Pana Ambergolda, ani też prawa tego zrobić. Gdyby chciał, musiałby to zrobić korespondencyjnie, co trwałoby wiele dni i naraziło referendarza (przecież to nie sędziowie rejestrują spółki) na skargi strony. I że nie mógł żądać od Pana Ambergolda oświadczenia, iż ten nie był karany, a zwłaszcza grozić mu odpowiedzialnością karną za napisanie nieprawdy. Bo Pan Ambergold miałby prawo takie wezwanie zignorować i tak czy inaczej żądałby rejestracji spółki.

Mało tego: udało się ujawnić – przy wydatnej pomocy zaprzyjaźnionej organizacji – ministerialne dokumenty, z których jasno wynikało, kto w ministerstwie sprzeciwiał się przekazywaniu informacji między Krajowym Rejestrem Karnym i Krajowym Rejestrem Sądowym, kategorycznie twierdząc, że byłoby to bezprawne i że z przyczyn technicznych nigdy nie da się tego zrobić. Poznaliśmy osoby, które się pod takim stanowiskiem podpisały. I ataki na sąd rejestrowy nagle ucichły. Za to usłyszeliśmy od Pana Ministra, że przepisy będą szybko zmienione i ustanowiona zostanie łączność elektroniczna między KRK i KRS. Taka, jaką my opisaliśmy jako niezbędną i jakiej od dawna domagali się sędziowie, a którą znakomici urzędnicy Pana Ministra uznawali za niemożliwą i niedopuszczalną. Ale sędziowie mogą się czegoś domagać latami i nic to nie da. Potrzebny był Pan Ambergold i afera.

Zaatakowano z kolei sądy karne. Dlaczego Pan Ambergold miał nad swoją głową zawieszonych tyle kar? Dlaczego wykonania kar nie zarządzono? I znowu zaczęliśmy wyjaśniać. Po pierwsze, że polski ustawodawca w Kodeksie karnym z 1998 r. zażądał bardzo stanowczo, aby tam, gdzie się tylko da, unikać wszelkimi sposobami bezwzględnej kary pozbawienia wolności. Po drugie, że pod tym kątem wyszkolono na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat całe pokolenie sędziów i oni postępują zgodnie z tym, co im wpojono, realizując rzetelnie ustawę. I dalej, że nie ma ogólnodostępnego rejestru toczących się spraw i sędzia nie ma pojęcia, czy ów stojący przed nim oskarżony ma jedną tylko sprawę karną, czy też jutro i pojutrze pojedzie do sądów w sąsiednich miastach, w których odpowiada za takie same czyny. Oczywiście nie rozgłaszając nigdzie, jaki to z niego spryciarz.

Przypomnieliśmy art. 335 KPK, preferujący ugody prokuratora z oskarżonym. Przypominaliśmy, że Pan Minister dobrze ocenia tego sędziego, który załatwia dużo numerków, a nie tego, który starannie rozpoznaje sprawy i wydaje słuszne wyroki. Gdy zaś politycy zaczęli głosić, że panaceum na wszystko będą okresowe oceny sędziów, zapytaliśmy, czy sędzia, który zamiast szybko i „po łebkach” załatwiać ugodowo dużo spraw, zacznie rozpatrywać je dogłębnie i położy nacisk na jakość, a nie na ilość, będzie oceniony pozytywnie przy gorszej statystyce załatwień. Odpowiedzią było milczenie. Bo wszyscy wiedzą, jaka jest odpowiedź, ale nikt z Ministerstwa Statystyki tego nie przyzna. Jeśli ktoś chce wiedzieć, co to jest Ministerstwo Statystyki, niech wpisze te słowa w googlu i zobaczy, co się wyświetli na pierwszym miejscu.

Opublikowano IUSTITIA 3(9)/2012, Mowa prezesowa | Skomentuj

Pozycja ustrojowa, kompetencje i skład Krajowej Rady Sądownictwa

Krajowa Rada Sądownictwa1 funkcjonuje już od ponad 20 lat. Skłania to do refleksji nad rolą, jaką Rada do tej pory spełniała i jaką mogłaby spełniać w przyszłości, a także do krytycznego spojrzenia na tryb powoływania jej członków. Nie sposób wyobrazić sobie poważnej dyskusji nad reformą wymiaru sprawiedliwości bez zajęcia się tymi tematami. W niniejszym artykule, oprócz wspomnianych wyżej zagadnień, szczególną uwagę zwrócono na relacje pomiędzy KRS a tzw. samorządem sędziowskim, przedstawionym w nowym ujęciu2.

Pozycja ustrojowa

Pozycja ustrojowa KRS od wielu lat wywołuje spory3. Usytuowanie Rady w Konstytucji, zakres powierzonych jej zadań, a w pewnym sensie także skład osobowy, statuują ten organ w bezpośredniej bliskości władzy sądowniczej i z tą władzą wiążą jego funkcje4. Niemniej jednak, ze względu na brak uprawnień judykacyjnych, nie można uznać Rady za sąd lub trybunał, których podstawowym zadaniem, w świetle art. 174 Konstytucji, jest wydawanie wyroków w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, a co za tym idzie KRS nie stanowi organu władzy sądowniczej, skoro art. 173 Konstytucji, wyrażający zasadę odrębności i niezależności tej władzy, odnosi ją tylko do sądów i trybunałów5.

Rada nie jest też organem samorządu sędziowskiego, albowiem w jej skład wchodzą – obok sędziów – przedstawiciele władzy wykonawczej i ustawodawczej6.

W doktrynie pojawiły się głosy, że KRS ma wszelkie znamiona quasi-korporacyjnej, publiczno-samorządowej reprezentacji środowiska sędziowskiego wobec państwa7. Według M. Safjana8, KRS jest swoistym reprezentantem władzy sądowniczej. KRS stojąc, zgodnie z formułą Konstytucji, na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów, ma reprezentować wymiar sprawiedliwości wobec pozostałych władz. Z kolei A. ­Bałaban9uważa, że będąc m.in. reprezentacją środowiska sędziowskiego, KRS umożliwia formułowanie jego opinii i upowszechnianie ich na forum państwowym, co było nieosiągalne przed ustanowieniem Rady. Jednak wątek „reprezentacji środowiska sędziowskiego” nie jest w przypadku KRS jedyny ani dominujący. Zdaniem tego autora, istnienie Rady zaspokajać ma potrzeby istniejące w sferze integracji i reprezentacji sądownictwa na forum państwowym. Cechą typową dla władzy sądowniczej jest bowiem dezintegracja, będąca następstwem niezawisłości organizacyjnej, orzeczniczej i zawodowej organów i osób ją sprawujących. W obrębie tej władzy istnieje potrzeba przynajmniej zarysowania systemu organizacyjnego kierowania nią oraz ochrony wartości, na których opiera się jej działanie w kontaktach z organami władzy wykonawczej i sądowniczej, ale też z „zapleczem” polityczno-organizacyjnym tych władz. KRS jawi się w tej mierze jako organ mogący sprawować rolę swoistej reprezentacji instytucjonalnej, niekiedy być może bardziej skutecznej niż obciążone funkcjami orzeczniczymi SN czy NSA, „przyłączony” nieco sztucznie do tej władzy TK, czy wyjątkowy w swej pozycji TS10.

Należy jednak podkreślić, że Rada nie reprezentuje sędziów w znaczeniu, jakie pojęciu reprezentacji nadaje art. 17 ust. 1 Konstytucji, w szczególności zaś jej zadania nie ograniczają się do reprezentowania interesu zawodowego samych sędziów.

Z tego punktu widzenia także używanie sformułowania „samorząd sędziowski” jest niefortunne i mylące, jakkolwiek ma swoje ustawowe umocowanie. Mając na uwadze systematykę Konstytucji, organ władzy publicznej nie może być równocześnie organem władzy państwowej i samorządowej, a sędzia sprawujący wymiar sprawiedliwości w imieniu Rzeczypospolitej nie może być równocześnie członkiem samorządu zawodowego11. Niemniej jednak, aby władza sądownicza mogła wykonywać w sposób niezależny od innych władz nałożone na nią obowiązki, musi posiadać organy, które z jednej strony będą wyposażone w kompetencje władcze wobec sędziów, z drugiej strony, w kompetencje reprezentacyjne – z organem centralnym, będącym partnerem do rozmów z pozostałymi władzami12. Organy te stanowią przedstawicielstwo władzy sądowniczej i taka też nazwa trafniej oddaje istotę struktury nazywanej obecnie „samorządem sędziowskim”.

KRS jest niezależnym konstytucyjnym organem państwa, którego zakres działania dotyczy sfery władzy sądowniczej, niemniej jednak pełni on w stosunku do niej jedynie funkcje gwarancyjne i organizacyjne13. Jako niezależny organ państwa, Rada jest umiejscowiona poza trójpodziałem władzy określonym w art. 10 ust. 2 Konstytucji14. Konstytucyjna rola KRS polega przede wszystkim na stabilizowaniu i harmonizowaniu wzajemnych relacji władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej na tych płaszczyznach aktywności, które dotyczą niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Wykonując funkcje i zadania wskazane w art. 186 ust. 1 Konstytucji, oddziałuje ona w różny sposób i w różnych formach prawnych na organy wszystkich trzech władz15, a dzięki swojemu mieszanemu składowi staje się także forum debaty przedstawicieli władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej nad konstytucyjnymi zasadami, które powierzono jej pieczy16.

[/hidepost]

Opublikowano IUSTITIA 3(9)/2012, Temat numeru | Skomentuj

Dopuszczalność poświadczania przez aplikantów adwokackich i radcowskich odpisów pełnomocnictw i innych dokumentów w sądowym postępowaniu cywilnym

W praktyce sądowej spotyka się w ostatnim czasie przypadki składania do sądów odpisów dokumentów, w szczególności odpisów pełnomocnictw procesowych udzielanych przez stronę radcy prawnemu, poświadczonych za zgodność z oryginałem przez aplikanta radcowskiego, któremu radca prawny udzielił upoważnienia do występowania w sprawie na podstawie art. 351 ust. 1 i 4 ustawy z 6.7.1982 r. o radcach prawnych1. Do akt sądowych w postępowaniu cywilnym składane są również odpisy upoważnień udzielanych przez radcę prawnego aplikantowi na podstawie powołanych przepisów, poświadczone również za zgodność z oryginałem przez aplikanta. Warto rozważyć, czy taka praktyka znajduje uzasadnienie w przepisach prawa, albowiem w przypadku uznania, że jest błędna, jej skutki mogą być dalekosiężne. Problem zostanie omówiony zarówno w odniesieniu do aplikantów radcowskich, jak i adwokackich.

[hidepost=1]

Uprawnienie do uwierzytelniania odpisów określonych dokumentów przez profesjonalnych pełnomocników

W mojej ocenie, aplikanci adwokaccy i radcowscy nie posiadają uprawnień do poświadczania za zgodność z oryginałem odpisów dokumentów składanych w postępowaniu cywilnym, w tym do poświadczania odpisów pełnomocnictwa dla radcy prawnego (adwokata) i upoważnienia dla aplikanta radcowskiego (adwokackiego).

Jak stanowi art. 89 § 1 KPC, pełnomocnik jest zobowiązany przy pierwszej czynności procesowej dołączyć do akt sprawy pełnomocnictwo z podpisem mocodawcy lub uwierzytelniony odpis pełnomocnictwa. Tylko adwokat, radca prawny, rzecznik patentowy, a także radca Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa mogą sami uwierzytelnić odpis udzielonego im pełnomocnictwa oraz odpisy innych dokumentów wykazujących ich umocowanie. Powołany przepis określa sposób wykazania umocowania pełnomocnika przed sądem. Z przepisu tego wynika, że w razie, gdy pełnomocnik dokonuje w sprawie pierwszej czynności procesowej polegającej na wniesieniu pisma procesowego, ma obowiązek dołączyć do tego pisma dokument pełnomocnictwa zaopatrzony w podpis mocodawcy, przy czym dopuszczalne jest posłużenie się wierzytelnym odpisem dokumentu pełnomocnictwa. Jeśli pełnomocnikiem jest adwokat, radca prawny albo rzecznik patentowy lub radca Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa, to mogą oni sami uwierzytelnić odpis udzielonego im pełnomocnictwa. Ponadto, pełnomocnik substytucyjny może nie tylko poświadczyć odpis udzielonego mu pełnomocnictwa substytucyjnego, ale i odpis pełnomocnictwa głównego. Według omawianej regulacji, dokument pełnomocnictwa (oryginał) lub jego wierzytelny odpis jest jedynym dowodem potwierdzającym przed sądem istnienie umocowania pełnomocnika do działania w imieniu strony i nie może być zastąpiony innym środkiem dowodowym2. Niedołączenie do pisma procesowego dokumentu pełnomocnictwa albo dołączenie jego odpisu, który nie jest należycie uwierzytelniony, stanowi niedochowanie wymogów formalnych pisma procesowego w rozumieniu art. 130 § 1 KPC. Taki brak formalny podlega usunięciu w sposób przewidziany w tym przepisie, a jego nieusunięcie w terminie tygodniowym prowadzi do zwrotu pisma procesowego (art. 130 § 2 KPC)3.

[/hidepost]

Opublikowano IUSTITIA 3(9)/2012, Prawo cywilne | Skomentuj

Prawna koncepcja „złego urodzenia” – rozwój koncepcji, terminologia i orzecznictwo zagraniczne

W niniejszym artykule analizie poddano zagadnienie poczęcia i urodzenia dziecka jako źródła odpowiedzialności cywilnej. Problem ten pojawił się już w latach 20. i 30. XX w. na gruncie orzecznictwa niemieckiego i amerykańskiego. Z czasem na określenie spraw związanych z poczęciem i urodzeniem dziecka wbrew woli kobiety wykształciły się obecnie powszechnie używane w doktrynie i judykaturze światowej terminy, a mianowicie wrongful conception, wrongful birth oraz wrongful life. Problematyka ta jest źródłem wielu kontrowersji, przede wszystkim natury moralnej i światopoglądowej, ale także prawnej. Jak wynika z obserwacji praktyki krajowej, można spodziewać się, że sprawy z tego zakresu coraz częściej pojawiać się będą również na polskich wokandach. W artykule zaprezentowano klasyfikację wymienionych wcześniej pojęć, wskazano najczęściej pojawiające się stany faktyczne stanowiące kanwę rozważań oraz przedstawiono kształtowanie się zakresu przedmiotowego i podmiotowego omawianych roszczeń w doktrynie i orzecznictwie zagranicznym.

[hidepost=1]

Problemy terminologiczne

Dyskusja toczy się wokół trzech podstawowych pojęć, zaczerpniętych z doktryny zagranicznej i w niezmienionym brzmieniu przyjętych przez polską doktrynę. Oddają one dość dobrze istotę poszczególnych powództw, z którymi wraz z postępem medycyny (szczególnie w zakresie diagnostyki prenatalnej) przyszło się zmierzyć również sądom innych krajów. Jest to rozwiązanie niepozbawione wad, ale jednak, jak się powszechnie przyjmuje, najbardziej odpowiednie1. Przemawiają za nim przede wszystkim względy natury praktycznej, gdyż proponowane niekiedy polskie odpowiedniki anglojęzycznych określeń mogą wprowadzać problemy interpretacyjne. Zamiast „wrongful conception” proponuje się pojęcie „złego poczęcia”, w miejsce „wrongful life” – „złego życia”, a „wrongful birth” – „złego urodzenia”, przy jednoczesnym stosowaniu jednego, zbiorczego określenia „złego urodzenia” na oznaczenie wszystkich trzech typów spraw2. Stosowanie polskojęzycznej terminologii bez wątpienia byłoby w naszym porządku prawnym bardziej pożądane, aczkolwiek wiązałoby się z koniecznością stosowania rozróżnienia na „złe urodzenie sensu stricto” i „złe urodzenie sensu largo”, co wydaje się nazbyt skomplikowane. W związku z powyższym, za zasadne uznaje się posługiwaniepojęciami anglojęzycznymi z jednoczesnym stosowaniem zbiorczego zwrotu „złe urodzenie”, obejmującego wszystkie trzy typy roszczeń.

 

Jak jednak twierdzi M. Kowalski3, niektórzy autorzy europejscy proponują rezygnację z rozróżnienia pomiędzy wrongful conception i wrongful birth na rzecz zbiorczego pojęcia wrongful birth i przeciwstawienia go kategorii wrongful life, przede wszystkim z uwagi na kategorię podmiotów występujących z roszczeniem (w przypadku wrongful birth mieliby to być rodzice, natomiast wrongful life – dziecko).

[/hidepost]

Opublikowano IUSTITIA 3(9)/2012, Prawo cywilne | Skomentuj

Dopuszczalność prowadzenia egzekucji kosztów postępowania przez komornika, który koszty te ustalił

W niniejszym artykule przedstawiono zasady ściągania kosztów postępowania egzekucyjnego od dłużnika przez komornika. Dokonana przez Autora analiza, poparta przywołanymi poglądami doktryny i orzecznictwa, dookreśla zakres uprawnień komornika oraz jego pozycję w przypadku podjęcia wyżej wskazanych czynności.

Zgodnie z art. 98 § 1 KPC, zasadą w postępowaniu cywilnym jest, że strona przegrywająca sprawę zobowiązana jest do zwrotu przeciwnikowi na jego żądanie kosztów niezbędnych do celowego dochodzenia praw i celowej obrony (koszty procesu). W odniesieniu do postępowania egzekucyjnego prawodawca, zakładając niejako z góry, że stroną przegrywającą jest dłużnik, ustanowił w art. 770 KPC regułę, iż to właśnie dłużnik powinien zwrócić wierzycielowi koszty niezbędne do celowego przeprowadzenia egzekucji. Dodano przy tym, że koszty ściąga się wraz z egzekwowanym roszczeniem. Koszt egzekucji ustala postanowieniem komornik, jeżeli przeprowadzenie egzekucji należy do niego. Na postanowienie sądu przysługuje zażalenie stronom oraz komornikowi.

[hidepost=1]
Wskazana zasada odpowiedzialności dłużnika za koszty postępowania egzekucyjnego spowodowała możliwość przyjęcia przez ustawodawcę, jak trafnie zauważył SN w uchwale z 28.4.2005 r.1, że opłata stosunkowa należna od egzekucji świadczeń pieniężnych nie jest, co do zasady, wnoszona przez wierzyciela, a jedynie ściągana wprost od dłużnika, co prowadzi do uproszczenia procedury rozliczenia kosztów egzekucji komorniczej. Zamiast obowiązku wniesienia opłaty stosunkowej przez wierzyciela, a następnie ściągnięcia jej od dłużnika celem zwrotu wierzycielowi na podstawie art. 770 zd. 1 KPC, ustawodawca przyjął rozwiązanie, w którym dochodzi do ściągnięcia opłaty od dłużnika na rzecz komornika.

Jak trafnie przy tym zauważa M. Brulińska2, z brzmienia art. 770 KPC wynika, że ściągnięcie kosztów stanowi obowiązek komornika znajdujący swe umocowanie w przepisach ustawowych; podlegają one ściągnięciu, a nie egzekucji. Obowiązek ich poniesienia przez dłużnika wynika z ustawy, a nie z postanowienia komornika (…), co wskazuje na brak podstaw do wydawania przez komornika postanowienia wstępnego bądź częściowego, odmiennie niż w razie zaistnienia konieczności egzekucji kosztów. Jak słusznie zauważył SN w uchwale z 13.7.2011 r.3, egzekucja kosztów niezbędnych do celowego przeprowadzenia egzekucji jest dopuszczalna po wydaniu postanowienia o ich ustaleniu.

Jak wskazuje M. Brulińska4, w wypadkuzatem podjęcia wobec dłużnika, na którym ciąży egzekwowane świadczenie, jedynie czynności związanych z egzekucją samych kosztów postępowania egzekucyjnego, komornik wydaje postanowienie o ustaleniu kosztów i obciążeniu nimi dłużnika, a następnie prowadzi egzekucję tak ustalonych kosztów na podstawie tego postanowienia (prawomocnego), bez potrzeby zaopatrywania go w klauzulę wykonalności (art. 7701 KPC). Jak przy tym autorka zauważa, wyjątki od wskazanej zasady łącznego ściągania kosztów egzekucyjnych wraz z egzekwowanym świadczeniem przewiduje art. 49 ust. 2–4 ustawy z 29.8.1997 r. o komornikach sądowych i egzekucji5. Dotyczą one sytuacji, gdy dochodzi do umorzenia postępowania egzekucyjnego na wniosek wierzyciela lub na podstawie art. 823 KPC, kiedy w celu pobrania od dłużnika (w przypadku niecelowej egzekucji od wierzyciela – ust. 4 KomSądEgzU) opłaty stosunkowej w odpowiednio obliczonej wysokości, komornik wydaje postanowienie, w którym wzywa dłużnika (lub odpowiednio wierzyciela) do uiszczenia należności z tego tytułu w terminie 7 dni od doręczenia postanowienia. Postanowienie po uprawomocnieniu się podlega wykonaniu w drodze egzekucji bez zaopatrywania w klauzulę wykonalności. Dla uniknięcia wątpliwości interpretacyjnych ustawodawca posłużył się określeniem „w celu pobrania” i „wykonanie w drodze egzekucji”. Jeżeli zatem koszty nie zostały pobrane od dłużnika na podstawie art. 770 KPC, komornik obowiązany jest wydać postanowienie o ich ustaleniu i po jego uprawomocnieniu się przeprowadzić egzekucję ustalonych kosztów. Nie oznacza to jednak, że komornik staje się stroną (wierzycielem) w tym postępowaniu.

[/hidepost]

Opublikowano IUSTITIA 3(9)/2012, Prawo cywilne | Skomentuj

Rola sądu w postępowaniu przygotowawczym

Niniejszy artykuł dotyczy zagadnienia roli sądu w postępowaniu przygotowawczym, szczególnie istotnego w obliczu dyskusji nad projektowanymi zmianami w polskim Kodeksie postępowania karnego. Autor podejmuje próbę odpowiedzi na pytanie: czy sąd w toku postępowania przygotowawczego ma pełnić rolę aktywnego poszukiwacza dowodów, a więc rolę śledczego, ,,pomagającego” organom ścigania w zgromadzeniu materiału dowodowego i weryfikowaniu go, czy też ma pełnić jedynie rolę gwaranta, dbającego o ochronę praw jednostki do rzetelnego procesu i decydować tam, gdzie ograniczeniom ulegają owe fundamentalne z punktu widzenia przyjętego porządku prawnego wolności?

[hidepost=1]

Funkcje postępowania przygotowawczego i rola sądu w obecnym stanie prawnym

Kwestia roli sądu czy sędziego w postępowaniu przygotowawczym jest ściśle związana z przyjętym modelem tego postępowania. Jest oczywiste, że zupełnie inaczej owa rola będzie kształtować się, jeżeli postępowanie to zachowa kształt obecny, wynikający z uregulowań obowiązującego KPK, inaczej zaś jeżeli, zgodnie z niektórymi postulatami1, zostałoby ono ograniczone do zabezpieczenia podstawowych dowodów, w tym w formie notatek służbowych, a właściwe przeprowadzenie dowodów i ich ujawnienie następowałoby wyłącznie w toku kontradyktoryjnej rozprawy.

Przy przyjęciu pierwszego modelu, wynikającego z obecnie obowiązującego KPK, rola sędziego w postępowaniu przygotowawczym powinna być ograniczona do absolutnego minimum i wiązać się jedynie z ochroną podstawowych praw i wolności jednostki (np. kwestia tymczasowego aresztowania), ewentualnie udziału w czynnościach, których nie da się już z racji upływu czasu przeprowadzić w toku rozprawy głównej. Przy opowiedzeniu się za modelem ograniczonego postępowania przygotowawczego i przyjęciu, że właściwe postępowanie sporne miałoby się toczyć jedynie przed sądem, należałoby w sposób szerszy ująć rolę sądu w postępowaniu przygotowawczym, mając na uwadze istotną możliwość wykorzystywania zebranych dowodów, także utrwalonych w formie protokolarnej w fazie rozprawy głównej. Trzeba pamiętać o tym, że dowody te są często jedyną podstawą skazań w trybach konsensualnych, takich jak przewidziane w art. 335 czy 387 KPK.

Tradycyjnie do funkcji postępowania przygotowawczego zalicza się: funkcję przygotowawczą, rozumianą jako gromadzenie i utrwalanie materiału dowodowego na użytek przyszłej rozprawy oraz funkcje pochodne: funkcję profilaktycznąsprowadzającą się do stwarzania warunków przeciwdziałających i zapobiegających ponownemu popełnieniu przestępstwa oraz funkcję względnie prejudycjalną, polegającą na wpływie ustaleń poczynionych w postępowaniu przygotowawczym na treść decyzji zapadających w innych postępowaniach2.

W związku z ewolucją systemów wymiaru sprawiedliwości na przełomie XX i XXI w., w doktrynie procesu dostrzeżona została także inna, nie mniej ważna funkcja pełniona przez postępowanie przygotowawcze we współczesnym procesie karnym, a mianowicie funkcja gwarancyjna. S. Śliwiński3 określał ją jako „zabezpieczenie obywatela przed samowolą organów wymiaru sprawiedliwości i umożliwienia mu spokojnego życia w społeczeństwie drogą należytej ochrony jego praw przed niesłusznym ich pogwałceniem”.

W kontekście tej ostatniej z wymienionych funkcji wskazać należy na często pomijany i niedoceniany, także przez ustawodawcę, ciężar skutku, jaki niesie ze sobą postawienie jednostki w stan oskarżenia. Już samo wniesienie skargi głównej przez oskarżyciela publicznego stanowi swoiste napiętnowanie jednostki, która przecież korzysta z domniemania niewinności do czasu prawomocnego zakończenia sprawy. W odbiorze społecznym, wynikającym także ze sposobu relacjonowania postępowań karnych przez media, osoba oskarżona jest de facto uznawana za winną popełnienia przestępstwa, a postępowanie sądowe ma doprowadzić do wymierzenia słusznej i zapewne zasłużonej kary. Po wtóre, skierowanie do sądu aktu oskarżenia inicjuje często wieloletni proces przeciwko osobie, w toku którego nie jest ona w stanie zupełnie spokojnie funkcjonować. Do tych ogólnych pejoratywnych dla oskarżonego skutków wniesienia aktu oskarżenia dochodzi oczywiście szereg pomniejszych, związanych z konkretnymi pragmatykami służbowymi, a zasadniczo polegającymi na konsekwencjach dyscyplinarnych. Z kolei w toku samego postępowania przygotowawczego dochodzi do szerokiego wykonywania imperium państwa wobec jednostki, w stosunku do której stosowane są rozmaite środki przymusu, z tym najsurowszym włącznie, polegającym na pozbawieniu wolności przed wydaniem wyroku, choćby nieprawomocnego. W tym kontekście jako konieczny uznać należy udział w sprawie na etapie postępowania przygotowawczego sądu, który jako organ niezależny od władzy wykonawczej i niepodporządkowany służbowo, będzie w stanie sprawować kontrolę podejmowanych w toku śledztwa działań. Kwestią konieczną do rozstrzygnięcia jest ta, jak dalece owa kontrola ma sięgać i czy ma ona mieć jedynie charakter następczy, czy też powinna także polegać na ukierunkowaniu określonych czynności śledczych, względnie wyrażaniu zgody na ich przeprowadzenie.

[/hidepost]

Opublikowano IUSTITIA 3(9)/2012, Prawo karne | Skomentuj

Dobre (statystyczne) wyniki polskich sądów na tle innych państw europejskich

W ostatnim czasie Europejska Komisja ds. Efektywności Sądownictwa przy Radzie Europy1 opublikowała raport dotyczący porównania europejskich wymiarów sprawiedliwości, w tym pod względem czasu trwania postępowań sądowych w krajach należących do Rady Europy2. Podobne raporty publikowane są przez wskazaną organizację w odstępach co 2 lata. Dodatkowo publikowane są opracowania dotyczące kwestii, które zostały pominięte w tych podstawowych raportach. Jednym z takich opracowań jest „Studium w zakresie szybkości postępowania w sądach drugiej instancji i najwyższych państw członkowskich Rady Europy” (datowane na 6.6.2011 r.)3.

[hidepost=1]
Na wstępie należy zaznaczyć, że pierwszy z wymienionych raportów oparto na danych statystycznych pochodzących z krajów członkowskich Rady Europy zebranych za 2010 r., natomiast opracowanie nt. sądów II instancji i sądów najwyższych dotyczy danych z 2008 r. Nie są to zatem dane najbardziej aktualne, jednak w odniesieniu do tempa postępowań sądowych lub sposobu prowadzenia statystyk sądowych nie zaszła w Polsce jakakolwiek istotna zmiana, która czyniłaby wymienione raporty bezprzedmiotowymi z uwagi na ich nieaktualność. Wymienione raporty zawierają wyniki, które w odniesieniu do Polski mogą wydawać się co najmniej zaskakujące. Okazuje się bowiem, że nasz kraj, według danych zawartych w przedmiotowych raportach, jest w europejskiej czołówce, jeśli idzie o szybkość postępowań sądowych w sprawach cywilnych.

Raport „Europejskie systemy sądownictwa. Edycja 2012 (dane z 2010). Efektywność i jakość wymiaru ­sprawiedliwości”, obok wielu danych dotyczących np. budżetów wymiarów sprawiedliwości czy liczby sędziów i personelu pomocniczego w sądach, zawiera porównanie tempa rozpoznawania spraw w I instancji na podstawie wskaźnika załatwialności (­clearance rate) czy wskaźnika czasu trwania (disposition time)4 postępowań cywilnych (w tym gospodarczych). W odniesieniu do Polski odnotowano, że wskaźnik załatwialności w sądach I instancji wynosi 97,4% dla spraw niespornych i 95% dla spraw procesowych oraz że czas trwania postępowań niespornych wynosi u nas średnio 33 dni, natomiast sprawy sporne trwają przeciętnie 180 dni.

Dane statystyczne ujmowane w przedmiotowym raporcie dostarczone zostały przez kraje członkowskie Rady Europy. Zatem w odniesieniu do Polski dane te pochodzą od Ministerstwa Sprawiedliwości. Nie powinien dziwić zatem fakt, że wskazane czasy trwania postępowań ustalone przez CEPEJ są zbliżone do wyników uzyskiwanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości.

Przykładowo, wskaźnik opanowania wpływu dla spraw procesowych (wpisywanych do repertorium „C”) wynosił w 2010 r. 93,4, a dla spraw nieprocesowych (repertorium „Ns”) 97,4. Wskaźnik pozostałości (tzw. trwania postępowania) dla spraw rozpoznawanych w sądach rejonowych za rok 2010 wynosił 3,4 miesiąca w odniesieniu do spraw nieprocesowych (rejestrowanych w repertorium „Ns”) i 1,1 miesiąca dla spraw wieczystoksięgowych oraz 6,6 miesiąca w odniesieniu do spraw procesowych (repertorium „C”)5.

Ustalone przez CEPEJ w odniesieniu do Polski średnie czasy trwania postępowań w I instancji (33 dni dla spraw niespornych i 180 dni dla spraw spornych) są wynikami plasującymi się znacznie powyżej średniej europejskiej, która wynosi odpowiednio 122 i 287 dni. W zestawieniu wszystkich 39 badanych państw – członków Rady Europy – dotyczącym szybkości postępowania (disposition time), Polska została ujęta na 14 pozycji na 39 państw.

[/hidepost]

Opublikowano IUSTITIA 3(9)/2012, Prawo ustrojowe | Skomentuj

Zasady etyki obowiązują wszystkich sędziów

W dniu 28.10.2011 r. wyrokiem Sądu Najwyższego w sprawie SNO 42/111 prawomocnie zakończyło się postępowanie dyscyplinarne wobec sędzi K. z Sądu Rejonowego w K. Postępowanie to wzbudziło duże zainteresowanie w środowisku sędziowskim oraz w mediach, gdzie stanowiło uzasadnienie tezy o rażących nieprawidłowościach w pracy sędziów.

[hidepost=1]
W tych okolicznościach do postępowania przystąpiło Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia”, którego jednym z głównych celów jest umacnianie niezależności sądów i niezawisłości sędziów, troska o ich autorytet, a także reprezentowanie zawodowych interesów środowiska sędziowskiego. Z ramienia stowarzyszenia sprawą zajął się Zespół ds. Monitorowania Postępowań Dyscyplinarnych, którego przedstawiciele wzięli udział w postępowaniu w charakterze obrońców oraz reprezentując „Iustitię” jako organizację społeczną. 

Sprawę przeciwko sędzi K. wszczął rzecznik dyscyplinarny zarzucając jej popełnienie przewinienia służbowego polegającego na sporządzeniu w okresie 6 miesięcy 8 uzasadnień ze znacznym przekroczeniem 14-dniowego terminu (od 29 do 123 dni). Przekonania rzecznika o oczywistym i rażącym charakterze naruszenia przepisów w tej sprawie nie zmienił fakt, że obwiniona w analizowanym okresie zmagała się z poważną chorobą swoją oraz niepełnosprawnego dziecka wymagającego całkowitej opieki w zaspokajaniu podstawowych potrzeb życiowych, nad którym od lat sprawowała wyłączną opiekę. Co więcej, z uwagi na nadmiernie rozbudowane referaty oraz nieustanną presję przełożonych na zwiększenie wydajności pracy, obwiniona, jak wielu sędziów z jej wydziału, korzystała z instytucji przedłużenia terminu do sporządzenia uzasadnia. Ponadto, w żadnej ze wskazanych 8 spraw nie wniesiono skargi na przewlekłość postępowania. Po uwzględnieniu wskazanych przedłużeń oraz absencji chorobowych sędzi K. w sprawach objętych zarzutem okres zwłoki w sporządzaniu uzasadnienia wyniósł od 5 do 59 dni.

Sąd Apelacyjny – Sąd Dyscyplinarny w Ł., rozpoznając sprawę po raz pierwszy 3.8.2010 r. uznał sędzię K. za winną popełnienia zarzuconego jej czynu i przyjmując, że przewinienie to stanowi przypadek mniejszej wagi odstąpił od wymierzenia obwinionej kary. Zdaniem tego sądu, za uznaniem przewinienia obwinionej za przypadek mniejszej wagi przemawiała stosunkowo niewielka społeczna szkodliwość czynu dla służby oraz niewielki stopień zawinienia sędzi K. Ponadto, w uzasadnieniu Sąd Dyscyplinarny zauważył jednak, że pomimo przeciwności zdrowotnych i losowych, jak i 70-dniowej absencji spowodowanej głównie chorobą, w 2009 r. obwiniona wykazała zaangażowanie w pracy i osiągnęła wyniki porównywalne z pozostałymi sędziami wydziału. W całym roku sporządziła bowiem 152 uzasadnienia, tj. podobną ilość co pozostali sędziowie. Załatwiła także ilość spraw nieodbiegającą od pozostałych sędziów I Wydziału Cywilnego Sądu Rejonowego w K.

Sąd Najwyższy, rozpoznając odwołania obrońców, obwinionej oraz rzecznika dyscyplinarnego, uznał za trafne zarzuty obrony błędów w ustaleniach faktycznych przyjętych za podstawę wyroku, mających wpływ na jego treść i uchylił zaskarżony wyrok, przekazując sprawę sądowi I instancji do ponownego rozpoznania.

Po ponownym rozpoznaniu sprawy, Sąd Dyscyplinarny I instancji uniewinnił sędzię K. od dokonania zarzuconego jej przewinienia służbowego. W uzasadnieniu wyroku sąd wskazał na brak zawinienia w postępowaniu obwinionej, która popadła w opóźnienie w pisaniu uzasadnień z powodu trudnej sytuacji rodzinnej i zdrowotnej, nie uzyskując zgłaszanej i oczekiwanej pomocy ze strony zwierzchników służbowych. Nie można przy tym czynić z odpowiednich unormowań prawnych podstawy do wzmożonej represyjności wobec sędziów, w szczególności wtedy, gdy prowadziłaby ona do nierównego i znacznie surowszego traktowania – wbrew konstytucyjnej zasadzie równości wobec prawa – tej grupy społecznej, tylko ze względu na status zawodowy. Zdaniem Sądu Dyscyplinarnego, byłaby to jawna dyskryminacja, zaś sam autorytet wymiaru sprawiedliwości nie powinien być przy tym pojmowany w kategoriach „vox populi”, gdyż głos ludu często wyraża opinie tyle samo powierzchowne, co emocjonalne, kształtowane aktualnym i przemijającym nastrojem.

[/hidepost]

Opublikowano IUSTITIA 3(9)/2012, Prawo ustrojowe | Skomentuj