Indie

 

Brahman


WARANASI Ablucja w Gangesie

Religijny chaos. Wierzenia. Indyjskie: hinduizm – bez proroka, bez jednego boga, bez obowiązku wspólnych modłów, najstarszy (ok. XV w. p.n.e.); buddyzm – młodszy (V w. p.n.e.) i wywodzący się z hinduizmu; dżinizm – nieco starszy (VI w. p.n.e.) niż buddyzm, także pochodzący z hinduizmu; sikhizm – najmłodszy (XV–XVI w.), łączący elementy islamu i hinduizmu. Nieindyjskie: islam, chrześcijaństwo, judaizm i wreszcie irański zoroastryzm – jedna z najstarszych religii świata (VII–VI p.n.e.), której wyznawcy – parsowie – w wieżach milczenia, aby nie zanieczyszczać świętego ognia i ziemi, składają ciała zmarłych na pożarcie sępom. ­Hinduizm – ­najliczniej wyznawana religia, a właściwie zbiór religii, system filozoficzny, chaos sprzecznych wierzeń, niekończące się panteony bóstw. Każdy ma prawo adoracji własnego. Niektórzy określają ich liczbę na 330 milionów. Hinduizm nie ­odrzuca żadnych wierzeń. Wszystko jest manifestacją Brahmana – źródła wszelkiego życia, bezosobowego stanu Absolutu.

Manikarnika w Waranasi

Ganges jest święty. Spożywa się go w nabożnym skupieniu. Do niego też trafiają pokremacyjne prochy i niedopalone zwłoki, ekskrementy i śmieci, które obojętnie unoszą się na jego powierzchni. Nie wszyscy są kremowani w całości. Po pierwsze, kremacja jest kosztowna; po drugie, nie zawsze wałęsające się psy dojedzą niedopalone ciała; po trzecie, pewne grupy są uprzywilejowane i nie muszą być kremowane, np. niemowlęta, kobiety w ciąży czy sadhu (święci mężowie, asceci). Ich szczątki mogą pływać w Gangesie bez kremacji. Obrazy odpychające i piękne. Najsłynniejszy i najświętszy ghat kremacyjny w Waranasi to Manikarnika. Tam bóg Śiwa wykopał sadzawkę, by znaleźć kolczyk Parawati. Ciągła dostawa świeżych zwłok, swąd palonych ciał, a wszystko przy kolorowych tłumach pielgrzymów dokonujących ablucji w świętych wodach i odprawiających pudźe (modły). Dla hindusów miasto to oznacza Kaśi (miasto boskiej światłości), śmierć tutaj daje największą szansę na mokszę (uwolnienie i zbawienie).

Mahabharata

Podczas okrutnej wojny między braćmi Pandawami i ich krewnymi o królestwo Bharaty, Kryszna stanął po stronie Pandawów. Wtedy awatar boga Wisznu udzielił Ardżunie, jednemu z Pandawów, filozoficznej lekcji (była to Bhagawadgita – pieśń Błogosławionego). Kryszna ukazał hinduskiemu Hamletowi trzy gałęzie jogi: karmajoga (joga działania), dźńianajoga (joga gnozy) oraz bhaktijoga (joga pobożności). Zachodni świat, z którym nieudolnie militarnie zmierzyli się Hindusi (muszący w XIX w. podporządkować się Brytyjczykom), oczywiście zaakceptował niewymagającą wyrzeczenia karmajogę. Podróż po kulturze hinduskiej wymaga zapału, cierpliwości i wyobraźni. Mahapralaja – to rozwiązanie wszechświata, a jednocześnie koniec życia Brahmy. Żyje on sto lat, składających się z 360 kosmicznych dni i nocy, czyli ponad trzysta miliardów lat ziemskich, ale jego życie nie trwa dłużej niż mrugnięcie oka boga Wisznu.

Opublikowano IUSTITIA 3(9)/2012, Varia | Skomentuj

Edytorial

Szanowni Czytelnicy,

W ostatnim numerze wyrażałem pewne obawy w związku z pracami ministerialnymi dotyczącymi sądownictwa. Na chwilę obecną brak przełomowych decyzji władzy wykonawczej, brak również oceny dotychczasowych reform dokonanej przez Trybunał Konstytucyjny. Sprawa zainicjowana przez Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego (dotycząca zamrożenia płac – sprawa K 1/12), a popierana przez SSP „Iustitia”, czeka w kolejce. Problem czasu rozpoznania nie dotyczy, jak widać, tylko sądów powszechnych. Z kolei postępowanie z wniosku Krajowej Rady Sądownictwa dotyczące kwestii podstawowej, mianowicie konstytucyjności zmiany ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych (sprawa K 8/12), po ponad pół roku zostało umorzone (sic!). Warto zapoznać się z motywami decyzji.

Szczęśliwie mankamenty, eufemistycznie rzecz ujmując, „wielkiej reformy” PrUSP, dostrzega Minister Sprawiedliwości. Negatywne skutki wprowadzonych zmian już są widoczne albo będą niebawem. Prowadzi to, zdaniem Ministra, do koniecznej nowelizacji, która w pewnej mierze będzie oczekiwanym wycofaniem się z uprzednio dokonanych zmian. Szereg innych zagadnień zostało poruszonych w wywiadzie z ministrem Jarosławem Gowinem. Warta odnotowania jest konstatacja Ministra, że do tej pory ministerstwo nie miało żadnej strategicznej wizji sądownictwa.

Zachęcam do lektury pozostałych tekstów. Wakacyjny numer nie powinien przypominać kryminału i raczej zawierać lżejsze treści. Zwracam Państwa uwagę na sprawozdania z podróży D. Drajewicza, które mogą stanowić zachętę do małej zmiany planów urlopowych. Wszystko dostępne na naszej stronie internetowej. Przedstawiamy kolejny tekst M. Jońcy pozwalający na poznanie tajników związanych z naszym zawodem. W coraz szerszym wymiarze publikacje w pełnych wersjach są dostępne w wersji elektronicznej. Poza stroną Kwartalnika, warto zajrzeć na nową stronę internetową Stowarzyszenia: www.iustitia.pl. Stanowią one dopełnienie i zawierają możliwe szeroki wachlarz informacji związanych z wymiarem sprawiedliwości, Stowarzyszeniem i Kwartalnikiem.

Szereg tekstów w Kwartalniku, a także jedna z publikacji książkowych z serii „Biblioteka Iustitia”, dotyczy postępowania cywilnego. Kwestie ustrojowe z procesowymi, co widać po cytowanym wyżej orzeczeniu Trybunału, tworzą „system naczyń połączonych”. W świecie procesualistów faktem powszechnie znanym jest, że jeśli coś się w nim zmienia na dobre, to na pewno przy istotnym udziale Profesora Feliksa Zedlera. Księga pamiątkowa wręczona z okazji Jubileuszu 70-lecia urodzin Profesora o znaczącym tytule „Proces cywilny. Nauka–Kodyfikacja–Praktyka” wiele wyjaśnia jeśli chodzi o działalność Profesora. Składając najlepsze życzenia Jubilatowi, wyrażamy nadzieję na dalszą współpracę z sędziami w tworzeniu nowych regulacji, które będą jak najbardziej użyteczne dla praktyków.

Krystian Markiewicz

Redaktor Naczelny

Opublikowano Edytorial, IUSTITIA 2(8)/2012 | Skomentuj

Pamięci
Stanisława Rudnickiego
Prezesa Sądu Najwyższego

Dnia 15.2.2012 r. cywilistyka polska poniosła dotkliwą stratę, zmarł Stanisław Rudnicki, sędzia Sądu Najwyższego, wybitny autor publikacji prawniczych.

Stanisław Rudnicki urodził się 20.11.1926 r. w Piastowie koło Warszawy. Uczęszczał do gimnazjum im. Wojciecha Górskiego w Warszawie, w czasie okupacji kontynuował naukę na tajnych kompletach. Brał udział w konspiracji, m.in. jako dowódca drużyny do zadań specjalnych (dywersja) w VII ­Obwodzie Armii Krajowej. Za tę działalność został odznaczony Medalem Zwycięstwa i Wolności, Krzyżem Partyzanckim oraz londyńskim Krzyżem Armii Krajowej, który bardzo cenił.

Po wojnie zdał egzamin maturalny w Liceum Ogólnokształcącym w Bielsku, ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim i odbył aplikację sądową w okręgu Sądu Okręgowego w Cieszynie.

W 1951 r. został powołany na stanowisko sędziego Sądu Powiatowego dla m. Katowice w Katowicach, a w 1953 r. objął stanowisko sędziego Sądu Wojewódzkiego w Katowicach. W 1963 r. Stanisław Rudnicki został delegowany do Sądu Najwyższego, gdzie wykonywał obowiązki sędziego oraz czynności w Biurze Orzecznictwa. W 1964 r. został sędzią Sądu Wojewódzkiego dla m.st. Warszawy. Lata 1965–1970 to okres delegacji do Ministerstwa Sprawiedliwości, gdzie był starszym radcą w Departamencie Ustawodawczym, a następnie naczelnikiem Wydziału Prawa Cywilnego i Adwokatury. Po zakończeniu delegacji orzekał w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie, a w 1972 r. wybrany został sędzią Sądu Najwyższego. Orzekając w Sądzie Najwyższym Stanisław Rudnicki był sprawozdawcą wielu ważnych i precedensowych orzeczeń, których uzasadnienia, zawierające jasne, a jednocześnie pogłębione jurydycznie wywody, do dzisiaj są wzorem do naśladowania.

Na przełomie września i października 1980 r. powstała przy Sądzie Najwyższym organizacja zakładowa NSZZ „Solidarność”. Jej współzałożycielem, a później przewodniczącym, został Stanisław Rudnicki. Od początku działalność organizacji spotkała się z wrogim nastawieniem i szykanami ówczesnego Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Te działania odniosły jednak odwrotny od zamierzonego skutek, skonsolidowały organizację i zachęciły do dalszych działań. Wspomnieć należy, że w ramach komisji zakładowej opracowano m.in. założenia nowej ustawy o Sądzie Najwyższym, których istotą było usunięcie wszystkich przepisów ograniczających niezależność sądu, niezawisłość i nieusuwalność sędziów. Założenia te były podstawą nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym w 1989 r.

W listopadzie 1981 r. Stanisław Rudnicki był kandydatem NSZZ „Solidarność” w wyborach na prezesa Sądu Wojewódzkiego dla m.st. Warszawy, który miał być przedstawiony Ministrowi Sprawiedliwości. Po raz pierwszy kandydatów zgłaszano swobodnie, a głosowanie było tajne. Przy niemal stuprocentowej frekwencji sędzia S. Rudnicki otrzymał największą liczbę głosów, pozostawiając pozostałych kandydatów daleko w tyle. Minister Sprawiedliwości przedstawił jednak przewodniczącemu Rady Państwa kandydaturę członka partii, który otrzymał nominację na prezesa tego Sądu.

Z dniem wprowadzenia stanu wojennego sędziemu Stanisławowi Rudnickiemu zakazano wstępu do Sądu Najwyższego, a Pierwszy Prezes tego Sądu wystąpił z wnioskiem o odwołanie go ze stanowiska sędziego motywując to tym, że „obywatel Stanisław Rudnicki utożsamia się nadal z kontrrewolucyjną działalnością większej części kierownictwa NSZZ Solidarność” i „nie daje rękojmi należytego wykonywania obowiązków sędziego Sądu Najwyższego”. Uchwałą Rady Państwa z 16.1.1982 r. Stanisław Rudnickizostał odwołany ze stanowiska sędziego Sądu Najwyższego. Przez rok nie mógł znaleźć pracy, działał wtedy społecznie w pracach Komitetu Prymasowskiego przy Kościele św. Marcina w Warszawie, współpracował też z organizatorami zagranicznej akcji pomocy dla rodzin represjonowanych. W 1983 r. uzyskał wpis na listę adwokatów Izby Adwokackiej w Radomiu i zaczął praktykę w zespole adwokackim w Grójcu.

W wyniku przemian demokratycznych końca lat 80. Prezydent RP postanowieniem z 4.6.1990 r. powołał Stanisława Rudnickiego ponownie na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego i jednocześnie powołał go na stanowisko Prezesa Sądu Najwyższego, powierzając mu kierowanie pracami Izby Cywilnej.

Opublikowano IUSTITIA 2(8)/2012, Varia | Skomentuj

Parkinson, Peter i… ja

Sędziowie mają ostatnio sporo powodów, aby narzekać, że są źle traktowani przez inne władze, lekceważeni, że obniża się ich rangę. Należałoby się zastanowić, czy sami nie przykładamy ręki do tego dzieła. W jakim zakresie sędziowie sami podcinają gałąź, na której siedzą, i w jakim zakresie sami sobie wzajemnie zatruwają życie. I po przemyśleniu trzeba dojść do wniosku, że nie mamy się czym chwalić.

Wyjść można od ostatniej wielkiej zmiany PrUSP, przeforsowanej wbrew woli wszystkich środowisk prawniczych. Powstawała ona w zaciszu Ministerstwa Sprawiedliwości na przełomie lat 2008 i 2009, w tajemnicy przed sędziami. Na czele zespołu stał wiceminister, sędzia WSA. Kierował pisaniem projektu z błogim przeświadczeniem, że jego samego zmiany nie dotkną, bo nie jest sędzią sądu powszechnego. Gdy odszedł z resortu do NSA, jego miejsce zajął inny prawnik z tytułem sędziowskim, sędzia sądu powszechnego. Został jednak szybko powołany na sędziego WSA, przy czym nie ukrywał, że zmiany PrUSP dzięki temu będzie promował „bezstronnie”, nie będąc sędzią sądu powszechnego. Było to przyznaniem wprost, że jest to ustawa skierowana przeciwko sędziom sądów powszechnych. Ale przecież ten projekt ustawy pisali, niestety, sędziowie. Politycy, gdy krytykowaliśmy ustawę w Sejmie, odpowiadali: – Przecież to wy, sędziowie, sami te przepisy proponujecie! – Sędziowie? – Tak! Z waszego ministerstwa!

Kluczowe jest tu słowo: ministerstwo. Owszem, z ministerstwa, ale czy z „naszego”? Ilość sędziów oddelegowanych do Ministerstwa Sprawiedliwości idzie w setki. Jednak łatwo zauważyć, że sędziów tych można podzielić na dwie kategorie, oczywiście z pewną „grupą przejściową”. Jedni to prawdziwi sędziowie. Drudzy to sędziourzędnicy z tytułami sędziowskimi.

Prawdziwy sędzia nie przestaje być sędzią nawet w ministerstwie, chociaż zgodnie z ostatnimi poglądami konstytucjonalistów, które znalazły odzwierciedlenie w ustawie, przestaje orzekać. Ma sędziowski sposób myślenia. Wie, że jego praca ma służyć wymiarowi sprawiedliwości, czyli sądom, a nie ministerstwu. Toteż pełni służbę w taki sposób, aby był z niej pożytek dla sądów. Gdy ma za zadanie opracować nowe przepisy – pisze je tak, aby usprawnić sądy. Gdy współpracuje z sądami – pamięta o zasadach niezawisłości oraz potrzebach i możliwościach sądów. A przede wszystkim ma na uwadze, że kiedyś do sądu wróci i wszystko, co pracując w ministerstwie popsuje, obróci się przeciwko niemu, gdy znowu usiądzie na sali. Koledzy wówczas powiedzą: sam to przecież zrobiłeś, sobie i nam, teraz masz, czego chciałeś.

Ale jest, niestety, drugi gatunek. Sędzia zurzędniczały, któremu część umysłu służąca do orzekania, od lat nieużywana, dawno już zanikła. Pozostała tylko część służąca do myślenia urzędniczego. Taki sędziourzędnik nie czuje już żadnej więzi z sądem. Jest funkcjonariuszem ministerstwa, tworu istniejącego dla samego siebie, do którego sądy są tylko uciążliwym dodatkiem: potrzebnym po to tylko, aby było kogo kontrolować, dyscyplinować, sprawdzać, ganić.

Taki właśnie sędziourzędnik potrafi pod koniec dnia pracy wysłać do sądów faks: proszę przedstawić w nieprzekraczalnym terminie do jutra, do godziny 10.00, szczegółowe dane statystyczne o sprawach rodzaju X. Podpisano: Ja, Ministerstwo. Nie ma dla niego znaczenia, że takich danych w statystykach nie ma i że w sądzie trzeba przejrzeć wszystkie repertoria, a może i w akta z kilku lat pozaglądać, aby dane zebrać. Sąd istnieje dla niego nie po to, aby rozpoznawać sprawy, tylko po to, aby Jemu przedstawiać dane. On zaś będzie je zbierał, przetwarzał, odkładał na półkę, gdzie przykryje je kurz i ta chwalebna działalność wykaże, jak bardzo jest potrzebny w ministerstwie. Bo któż by inny to wszystko zrobił?

Opublikowano IUSTITIA 2(8)/2012, Mowa prezesowa | Skomentuj

Czas na autentyczny dialog ministerstwa z sędziami
Jarosławem Gowinem
Ministrem Sprawiedliwości rozmawiają

Krystian Markiewicz: Czy ufa Pan sędziom?

Jarosław Gowin: Po 6 miesiącach stopień wzajemnego zaufania jest większy niż przedtem. Zobaczyłem środowisko ludzi o bardzo wysokich standardach profesjonalnych i bardzo wysokich standardach etycznych. Chcę jednak powiedzieć, że wyżej cenię poszczególnych sędziów niż środowisko sędziowskie. Mam wrażenie, że w tym hermetycznym środowisku utworzyły się pewne nawyki, które utrudniają pojedynczym sędziom rozwinięcie skrzydeł. W każdej takiej hermetycznej wspólnocie, jaką są sędziowie, pojawia się ryzyko pewnego konformizmu, zachowawczości. Wydaje mi się, że potencjał środowiska sędziowskiego jest dużo większy niż to, w jaki sposób ten potencjał jest do tej pory wykorzystany. Widzę wiele rzeczy, które można poprawić, zarówno po stronie środowiska sędziowskiego, jak i po stronie ministerstwa. Mam na myśli np. fasadowy charakter konsultacji, także za moich czasów. Pokazują one, że w zbyt dużym stopniu jest to środowisko zhierarchizowane. Przy okazji zakrojonych na bardzo szeroką skalę konsultacji społecznych, np. w związku z nowelizacją Kodeksu postępowania karnego, zauważyłem, że inaczej na problemy sądownictwa patrzą sędziowie sądów apelacyjnych, okręgowych i rejonowych. To co powiem nie jest ukłonem pod adresem „Iustitii”, która skupia głównie sędziów sądów rejonowych, ale uświadomiłem sobie, że głos tych sędziów w przeszłości był brany pod uwagę w zbyt małym stopniu. Poprosiłem Komisję Kodyfikacyjną, żeby tam, gdzie istnieją wyraźne rozbieżności z podejściem sędziów sądów apelacyjnych, okręgowych i rejonowych, w największym stopniu uwzględniano głos tych ostatnich.

Mam nadzieję, że poprzez czasami twardy, ale jednak autentyczny dialog ze środowiskiem sędziowskim, będzie można za jakiś czas inaczej niż dzisiaj odpowiedzieć na pytanie przeciwstawne do tego, które Panowie mi dzisiaj zadaliście: czy sędziowie ufają Ministrowi Sprawiedliwości? Dzisiaj wiem, że nie ufają, nie tylko mnie, ale całemu Ministerstwu Sprawiedliwości i nie oczekują od Ministerstwa Sprawiedliwości niczego dobrego. Wiem że, aby zrealizować cel, który postawił mi w expose premier, czyli skrócenie czasu orzekania o 1/3, musi się z nim identyfikować samo środowisko sędziowskie.

Bartłomiej Przymusiński: Alexis de Tocqueville pisał o sądownictwie przedrewolucyjnym: „sędzia był nieusuwalny i nie starał się awansować, to dwa warunki jednakowe nieodzowne dla jego niezawisłości. Cóż, że wobec sędziego nie można użyć przemocy, jeżeli ma się tysiąc sposobów by go pozyskać”. Czy zgadza się Pan z poglądem, że sędzia nie powinien mieć możliwości awansu?

J.G.: Postawił mnie Pan w trudnym położeniu, dlatego, że Alexis de Tocqueville jest moim ukochanym politycznym myślicielem. Muszę przemyśleć jego słowa, ale odruchowo powiedziałbym, że się nie zgadzam, dlatego że pewna ścieżka awansu jest czynnikiem motywującym do pracy. Poza tym niedobrze jest, jeżeli sędzia za bardzo wrasta w swoje środowisko lokalne. Rozumiem, że w koncepcji Tocquevilla jest się raz na zawsze sędzią w danym sądzie?

B.P.: Sędziowie często mówią „sędziowie pałacowi” na określenie sędziów znajdujących się najwyżej w hierarchii. Mój kolega, sędzia sądu rejonowego, powiedział mi kiedyś, że on jest już kilkanaście lat sędzią sądu rejonowego i już nie walczy, ale patrzy na tych młodych i widzi, że zrobią niemal wszystko, żeby awansować, bo ich motywacją jest, aby wyrwać się z tej beznadziejnej sytuacji i z tego, że mają najgorsze warunki pracy.

J.G.: To jest argument raczej za tym, żeby po pierwsze zmieniać warunki pracy sądów rejonowych. Nie powinno być tak, że sądy rejonowe po wsze czasy są niemal miejscem skazania dla sędziego, albo inaczej, etapem czyśćca przed wstąpieniem do przedsionka raju, jakim jest sąd okręgowy, a potem do raju, jakim jest sąd apelacyjny czy Sąd Najwyższy. Po drugie, to jest droga awansu. Co to znaczy, że „sędziowie są gotowi zrobić wszystko”, żeby awansować? Powinno być jasne, co trzeba zrobić, żeby awansować. Stwierdzenie, które Pan zacytował, jest dowodem na to, że dzisiaj kryteria awansu są często nieczytelne czy wręcz niemerytoryczne.

K.M.: Panie Ministrze, powiedział Pan, przywołując expose Pana Premiera, że celem najbliższych kilku lat jest skrócenie czasu postępowania. W pierwszych wywiadach zapowiadał Pan Minister, że jesteśmy przed zasadniczymi zmianami prawnymi w sądownictwie. Jakie zmiany, Pańskim zdaniem, są niezbędne?

J.G.: Przede wszystkim uważam za rzecz skrajnie ryzykowną przykrawanie struktury sądownictwa do wyobrażeń konkretnego ministra. Zmiana całej struktury sądownictwa, aby przyniosła pożądane efekty, musi być przedyskutowana ze środowiskiem sędziowskim, a nie narzucona ex catedra z ministerstwa. Jako osoba, która poprzednie 20 lat pracowała w biznesie, uważam, że gdy przychodzi się do nowego przedsiębiorstwa, a w pewnym sensie jest tak w moim przypadku, to się zapoznaje ze strategią rozwoju tego przedsiębiorstwa. Konsternacją dla mnie było odkrycie, że w Ministerstwie Sprawiedliwości nie ma żadnej strategii, czy choćby strategicznej wizji, jak ma wyglądać sądownictwo czy szerzej wymiar sprawiedliwości A.D. 2020 czy 2030. Dlatego dzisiaj nie odpowiem na pytanie, czy powinna zostać zachowana trójpoziomowa struktura sądów powszechnych. Uważam, że taka docelowa wizja powinna być wypracowana w bardzo szerokim dialogu, nie tylko między ministerstwem a środowiskiem sędziów, ale dodatkowo trzeba do tego dialogu włączyć przedstawicieli innych zawodów prawniczych, przedstawicieli organizacji pozarządowych, świata akademickiego, a także osoby wytypowane przez poszczególne partie polityczne. Chciałbym, aby w tej kadencji taka strategiczna koncepcja została wypracowana i wdrażana w następnych latach. W chwili obecnej wiem, że struktura polskiego sądownictwa, zwłaszcza jeżeli chodzi o sądy rejonowe, jest zbyt rozdrobniona. Kiedy wprowadzono reformę samorządową zapowiedziano, że w każdym mieście powiatowym powstanie sąd rejonowy. To była mądra zapowiedź, ale wtedy planowano, że powiatów w Polsce będzie ok. 15, a utworzono ich dwa razy więcej. W zgodzie z tą zapowiedzią utworzono dwa razy więcej sądów rejonowych. Pozytywnym efektem jest, że obywatele mają blisko, w sensie dosłownym, do swojego sądu, ale w mojej ocenie przeważają zdecydowanie efekty negatywne. Oznaką pewnego zwyrodnienia tej struktury jest fakt, że 45% sędziów pracujących w sądach rejonowych to są sędziowie funkcyjni. Wiem, że oni zajmują się orzekaniem, ale jednak samo w sobie to jest szokujące Ten mój „kontrowersyjny” plan zniesienia części mniejszych sądów służy jednemu: lepszemu wykorzystaniu potencjału sędziów poprzez wyrównanie obciążeń w pracy. Sądy nie będą funkcjonowały dobrze, jeżeli różnice w obciążeniu sprawami poszczególnych sędziów i poszczególnych sądów będą tak duże, jak obecnie.

Opublikowano IUSTITIA 2(8)/2012, Temat numeru | Skomentuj

Środki ochrony prawa do osobistego korzystania z wartości środowiska naturalnego – ujęcie cywilnoprawne

W niniejszym artykule omówiono prawo do osobistego korzystania z wartości środowiska naturalnego, jako jedno z dóbr osobistych człowieka, wskazując na zakres i charakter tego prawa oraz środki prawne służące jego ochronie. Jak wynika z przedstawionej analizy, polskie prawo przewiduje różnorodne możliwości dochodzenia roszczeń przez zainteresowanego w przypadku naruszenia prawa do osobistego korzystania z wartości środowiska naturalnego, wzbogacone także o podstawy określone w prawie międzynarodowym.

[hidepost=1]

Wprowadzenie

Świat przyrody jest dla człowieka jego naturalnym środowiskiem, a jego istnienie i właściwa jakość są wręcz warunkiem biologicznej egzystencji ludzkości. Oczywista potrzeba ochrony środowiska sprawia, że ingerencja prawa w tę dziedzinę jest szeroka, a przepisy prawne zawierające regulacje tego przedmiotu coraz częściej określa się pojęciem „prawa ochrony środowiska”. Pojęcie to jest kontrowersyjne, bowiem w doktrynie, orzecznictwie, jak i w aktach prawnych brak jest powszechnie uznanej i mającej ogólne zastosowanie definicji2. Przez prawo ochrony środowiska należy rozumieć normy prawne obowiązujące w danym miejscu i czasie, których przedmiotem jest ochrona środowiska3.

Prawo ochrony środowiskasensu stricto to ogół norm prawnych zawartych w PrOchrŚrod, jak i rozporządzeniach wykonawczych do tej ustawy. Prawo ochrony środowiskasensu largo to ogół norm zawartych w prawie powszechnie obowiązującym, począwszy od norm Konstytucji RP, poprzez normy zawarte w PrOchrŚrod, innych ustawach wraz z rozporządzeniami wykonawczymi, jak i aktach prawa miejscowego, których przedmiotem jest ochrona środowiska4.

Dobra osobiste w sferze ochrony środowiska

1) Otwarty katalog dóbr osobistych

Dobra osobiste definiuje przepis art. 23 KC poprzez wskazanie otwartego katalogu desygnatów, pozostawiając doktrynie oraz orzecznictwu ściślejsze określenie charakteru tych dóbr oraz metody ich ochrony. Pojęcie i istota dóbr osobistych stanowią przedmiot dyskusji w doktrynie prawa cywilnego, aczkolwiek nie budzi szerszych wątpliwości przydatność dla ich ochrony kategorii praw podmiotowych o charakterze bezwzględnym, niezbywalnym i niedziedzicznym.

Zdaniem większości doktryny5, redakcja art. 23 KC przesądza o ich pluralistycznym ujęciu, czyli o istnieniu wielu praw podmiotowych chroniących te dobra. Odmienna, monistyczna koncepcja6, wskazuje na istnienie tylko jednego podmiotowego prawa osobistości i jednego ogólnego dobra osobistego.

Zwrócić jednak należy uwagę na zjawisko definiowania nowych dóbr osobistych w praktyce stosowania prawa, co świadczy o otwartym katalogu tych dóbr. Nie sposób zanegować istnienia pewnego jednolitego punktu odniesienia dla sfery dóbr osobistych ujmowanych zarówno pluralistycznie, jak i monistycznie. Mając to na uwadze, dokonując rozróżnienia poszczególnych dóbr osobistych, nie można negować integralnego, wzajemnego związku wszystkich tych dóbr. Przyjmując wielość praw podmiotowych chroniących poszczególne dobra osobiste, uznać należy, że te zróżnicowane dobra stanowią zarazem wyraz ochrony jednego najważniejszego stanu rzeczy, a mianowicie osobistego, godnego wymiaru egzystencji człowieka, co zostało odzwierciedlone w określeniu „dobro osobistości”, wskazującym także, iż wszystkie dobra osobiste to zawsze dobra jednego podmiotu. Z punktu widzenia osoby fizycznej świadomość naruszenia jakiegokolwiek jej dobra osobistego lub kilku dóbr powoduje jednakowe, co do charakteru, dotknięcie sfery jej odczuć psychicznych, powodujące charakterystyczne wzburzenie emocjonalne (nie zmienia tego podejścia brak reakcji w sytuacji braku świadomości faktu naruszenia). Wielość dóbr osobistych występuje więc, co do zasady, w odniesieniu do jednego tylko mentalnego stanu rzeczy, dokonującego się w sferze osobistych przeżyć lub uczuć jednostki. Uznać należy więc, że istnieje pewien wspólny rdzeń dóbr osobistych, który stanowi zarazem pewne dobro podstawowe, a wiele przemawia za tym, aby uznać, że jest nim, zasługująca na generalną ochronę, godność żyjącej osoby ludzkiej7.

W orzecznictwie SN wskazano8, że w ramach istniejących instrumentów ochrony cywilnoprawnej ochrona dóbr osobistych ma charakter wyjątkowy, w związku z czym sięganie do jej mechanizmów powinno następować z odpowiednią ostrożnością i powściągliwością, bez tendencji do sztucznego poszerzania katalogu tych dóbr. W judykaturze i piśmiennictwie przyjmuje się powszechnie9, że dobra osobiste wynikają z tych wartości niemajątkowych, które są ściśle związane z człowiekiem, obejmując jego fizyczną i psychiczną integralność albo będąc przejawem jego twórczej działalności, skupiają niepowtarzalną, pozwalającą na samorealizację indywidualność człowieka, jego godność oraz pozycję wśród innych ludzi. Dobrem osobistym jest wartość immanentnie złączona z istotą człowieczeństwa oraz naturą człowieka, niezależna od jego woli, stała, dająca się skonkretyzować i obiektywizować.

Na tle takiego pojmowania dóbr osobistych nie można konstruować, co się niekiedy czyni, dobra osobistego w postaci prawa do niezakłóconego odpoczynku, przypisywanego konsumentowi zawierającemu umowę o świadczenie usług turystycznych. Należy poza tym pamiętać, że każde dobro osobiste skupia w sobie dwa elementy: chronioną wartość oraz prawo żądania od innych poszanowania jej. Spokojny, niezakłócony odpoczynek na zorganizowanych wczasach nie odpowiada tym przesłankom; jest zwykłym przejawem zachowania człowieka, zaspokojeniem jego, najczęściej doraźnej, potrzeby, nie przez wszystkich zresztą odczuwanej. Z tezą tą nie koliduje stwierdzenie, że urlop (okresowy odpoczynek) stanowi elementarną składową higieny psychicznej oraz jest środkiem odnowy somatycznej, a w związku z tym czynnikiem wpływającym bezpośrednio na zdrowie człowieka, będące jednym z podstawowych dóbr osobistych (art. 23 in principio KC). Przeciwnie, nie można wykluczyć, że w niektórych sytuacjach działanie (zaniechanie) organizatora turystyki, skutkujące „zmarnowaniem urlopu”, będzie jednocześnie naruszeniem jakiegoś dobra osobistego, w tym np. zdrowia albo nietykalności lub wolności osobistej, i wówczas, po spełnieniu pozostałych przesłanek odpowiedzialności, zasądzenie zadośćuczynienia na podstawie art. 445 lub 448 KC stanie się możliwe. Jednak konstatacja ta nie uzasadnia generalnego stanowiska, że prawo do spokojnego wypoczynku (urlopu) jest dobrem osobistym, dającym się pomieścić w otwartym katalogu tych dóbr zawartym w art. 23 KC10.

Liczne dobra osobiste uregulowane zostały w Konstytucji RP, począwszy od art. 5, który wymienia wolności oraz prawa człowieka i obywatela, oraz art. 30 wskazującego na fundamentalne znaczenie przyrodzonej, niezbywalnej i nienaruszalnej godności człowieka, która stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Natomiast w art. 38 ­Konstytucji RP wskazano, że każdy człowiek ma zapewnioną prawną ochronę życia. Dobra osobiste stanowią zatem przedmiot regulacji wykraczającej znacznie poza zakres prawa cywilnego, co bez wątpienia wzmacnia ich ochronę, pozwalając zainteresowanemu podmiotowi na wybór najskuteczniejszego środka. W kolejnych przepisach Konstytucji RP (art. 41, 47–53) wskazano następne dobra osobiste.

Niektóre dobra osobiste mogą mieć swoje źródło także w umowach międzynarodowych ratyfikowanych przez Polskę (art. 91 Konstytucji RP). Z uwagi na charakter tych aktów ich wykładnia uwzględniać musi w szczególności orzecznictwo odpowiednich międzynarodowych organów w odniesieniu do dóbr osobistych. Przykładowo regulacje zawarte w EKPC powodują konieczność uwzględnienia dorobku orzecznictwa ETPCz. Z podobnych względów uwzględniane musi być orzecznictwo TS11.

[/hidepost]

Opublikowano IUSTITIA 2(8)/2012, Prawo cywilne | Skomentuj

Praktyczne aspekty wydawania przez sąd europejskiego nakazu zapłaty

Prezentowany artykuł ma na celu przedstawienie europejskiego postępowania nakazowego1 pod kątem możliwości wydania przez sąd europejskiego nakazu zapłaty (ENZ) oraz dokonywania innych czynności przez sąd na wstępnym etapie. Praktyczne problemy związane z wydawaniem ENZ ujawniły się już na gruncie pytania prejudycjalnego przedstawionego przez sąd okręgowy we Wrocławiu do TS2. Udzielenie odpowiedzi przez Trybunał nie rozwiąże wszystkich problemów związanych z wydaniem ENZ, może jednak znacznie ułatwić prowadzenie tego postępowania. W artykule zaproponowano rozwiązania zagadnień wątpliwych, które na chwilę obecną, jak się wydaje, zapewnią racjonalne wykonywanie przepisów o europejskim postępowaniu nakazowym.

[hidepost=1]

Badanie pozwu o wydanie europejskiego nakazu zapłaty

Wniesiony do sądu pozew o wydanie ENZ podlega badaniu na podstawie art. 8 rozporządzenia 1896/2006. Sąd rozpoznający sprawę bada tak szybko, jak to możliwe (termin nie powinien przekraczać 30 dni od wniesienia pozwu – art. 12 ust. 1 rozporządzenia 1896/2006), czy spełnione zostały wymogi określone w art. 2, 3, 4, 6 i 7 rozporządzenia 1896/2006 oraz czy pozew wydaje się być uzasadniony. Rozporządzenie 1896/2006 dopuszcza formę zautomatyzowanej procedury badania pozwu.

W ramach tego badania sąd sprawdza istnienie jurysdykcji krajowej (art. 6 rozporządzenia 1896/2006) oraz właściwości sądu na podstawie przepisów krajowych, a następnie bada, czy spełnione zostały warunki wydania ENZ. Sąd bada zatem, czy sprawa ma charakter sprawy cywilnej lub handlowej i czy nie została wyłączona z zakresu zastosowania rozporządzenia (art. 2), czy dotyczy sprawy transgranicznej (art. 3), jaki obejmuje przedmiot postępowania, czyli czy dochodzone roszczenie ma charakter pieniężny, jest określone kwotowo i jest wymagalne (art. 4) oraz bada, czy pozew został złożony na właściwym formularzu i we właściwym języku oraz czy zawiera wszystkie elementy konieczne do wydania ENZ (art. 7), a także czy pozew wydaje się być uzasadniony3.

Na gruncie rozporządzenia 1896/2006, w literaturze dostrzeżono wątpliwość, według jakiego prawa materialnego sąd państwa wydania ENZ powinien rozpoznawać sprawę. Zauważono, że rozporządzenie 1896/2006 nie wymaga, aby w pozwie wskazano prawo właściwe dla stosunku prawnego, z którego ma wynikać roszczenie. Brak takiego wskazania może powodować trudności w ocenie zasadności roszczenia4. Według A. Laskowskiej5, w tej sytuacji sąd powinien ustalać prawo właściwe według norm kolizyjnych, traktując brak w tym zakresie informacji powoda jako niedokonanie przez strony wyboru prawa.

Na marginesie warto wskazać, że sąd hiszpański wystąpił z pytaniem prejudycjalnym do TS dotyczącym m.in. okoliczności, czy można wyłączyć sądową kontrolę z urzędu i ab limie litis, jeżeli powód określił w sposób wyraźny obligatoryjne elementy pozwu o wydanie ENZ6. Odpowiedź na to pytanie pozwoli ustalić zakres badania przez sąd pozwów o wydanie ENZ.

Na marginesie warto wskazać, że sąd hiszpański wystąpił z pytaniem prejudycjalnym do TS dotyczącym m.in. okoliczności, czy można wyłączyć sądową kontrolę z urzędu i ab limie litis, jeżeli powód określił w sposób wyraźny obligatoryjne elementy pozwu o wydanie ENZ6. Odpowiedź na to pytanie pozwoli ustalić zakres badania przez sąd pozwów o wydanie ENZ.

 

Sprawdzanie przez sąd zachowania warunków formalnych pozwu
o wydanie europejskiego nakazu zapłaty

Sąd obowiązany jest sprawdzić, czy pozew spełnia wymogi przewidziane w rozporządzeniu 1896/2006 oraz w prawie krajowym umożliwiające wydanie ENZ. Dlatego warto przedstawić, jakie warunki powinien spełniać pozew.

W rozporządzeniu 1896/2006 wyróżniono dwie grupy składników pozwu, które podlegają kontroli przez sąd. Do pierwszej grupy należą składniki obligatoryjne, które zawarte są w art. 7 ust. 2, 3 oraz art. 7 ust. 6 zd. 1 rozporządzenia 1896/2006, a także obowiązek posługiwania się formularzem pozwu o wydanie ENZ7. Do drugiej grupy należą zaś składniki fakultatywne, które określone są w rubryce 5 formularza A oraz w załącznikach do formularza A (załącznik I oraz załącznik II – zgodny z art. 7 ust. 4 rozporządzenia 1896/2006).

Pozew musi zawierać w pierwszej kolejności informacje dotyczące stron oraz oznaczenie sądu, do którego jest kierowany. Następnie wskazana jest kwota dochodzonego roszczenia, w tym kwota roszczenia głównego oraz w zależności od okoliczności odsetki, kary umowne i koszty (art. 7 ust. 2 lit. a i b rozporządzenia 1896/2006).

Zgodnie z pkt. 2 pouczenia załączonego do formularza pozwu, w części drugiej tego formularza określone są strony i ich ewentualni przedstawiciele, według kodów wskazanych w formularzu. Używając formularza A można wskazać jednocześnie trzy osoby jako pozwanych (zob. pkt 2 formularza A, który zawiera 4 rubryki dla oznaczenia stron)8 lub ewentualnie więcej przy wykorzystaniu rubryki 11 formularza pozwu.

Kwota roszczenia głównego zamieszczana jest w pkt 6 formularza wraz ze wskazaniem waluty, w której ta kwota jest wyrażona. Z formularza wyraźnie wynika, że kwota roszczenia głównego nie obejmuje odsetek i kosztów. W razie braku miejsca na wskazane roszczenia wykorzystuje się rubrykę 11.

Należy zauważyć, że w formularzu nie zawarto osobnej rubryki, w której można wskazać, od kiedy roszczenie jest wymagalne. Ustalenie tej przesłanki możliwe jest tylko w oparciu o wskazaną powyżej rubrykę „Data (lub okres)”.

W pytaniu prejudycjalnym skierowanym przez polski Sąd Okręgowy we Wrocławiu do TS9 wyrażono wątpliwość, czy przepis art. 4 rozporządzenia 1896/2006 należy interpretować w ten sposób, że wymienione w tym przepisie cechy roszczenia pieniężnego, tj. oznaczona wysokość oraz wymagalność roszczenia w chwili wniesienia pozwu o wydanie europejskiego nakazu zapłaty odnoszą się jedynie do roszczenia głównego, czy także do roszczenia o zapłatę odsetek za opóźnienie w płatności.

 

[/hidepost]

Opublikowano IUSTITIA 2(8)/2012, Prawo cywilne | Skomentuj

Wpływ stosunku podnajmu na obowiązek zwrotu lokalu użytkowego i roszczenia związane z bezumownym korzystaniem

Konstrukcja umowy najmu i roszczeń z nią związanych nie budzi większych wątpliwości zarówno w doktrynie, jak i orzecznictwie. Sytuacja komplikuje się jednak, gdy rzecz, która stanowi przedmiot umowy najmu, zostaje oddana w podnajem. Jeżeli pomimo ustania obydwu tych stosunków rzecz nie zostanie zwrócona wynajmującemu, powstają wówczas wątpliwości, z jakiego rodzaju roszczeniami i przeciwko któremu podmiotowi może wystąpić wynajmujący, aby rzecz odzyskać i jakich kwot, z jakich tytułów i przeciwko komu może w związku z tym dochodzić, czemu poświęcony został niniejszy artykuł.

[hidepost=1]

Charakter umowy najmu i umowy podnajmu

Umowa najmu jest to umowa typowa, nazwana, regulowana przepisami Kodeksu cywilnego. Generalnie można przyjąć, że przedmiotem najmu mogą być rzeczy ruchome, zbiory rzeczy, nieruchomości i ich części składowe. Zasadą wynikającą z art. 659 § 1 KC jest, że stosunek najmu nawiązuje się na podstawie umowy zawartej między stronami. Jednak w pewnych wyjątkowych sytuacjach, określonych ściśle w przepisach prawa, stosunek najmu może powstać także z mocy prawa1.

Jedną z cech charakterystycznych stosunku najmu jest możliwość oddania rzeczy w tzw. podnajem, co wprost przewidziane zostało w art. 668 § 1 KC, gdzie wprowadzono zasadę, że najemca może oddać przedmiot najmu w całości lub w części do bezpłatnego używania lub w podnajem, o ile umowa najmu mu tego wyraźnie nie zabrania. Jak wskazał SA w Warszawie2, przepis ten nie ustanawia bezwzględnego zakazu oddawania rzeczy najętej w podnajem. Stanowi on jedynie, że umowa najmu może zabraniać zawierania z osobą trzecią umów przewidzianych w tym przepisie (oddawania do bezpłatnego używania lub w podnajem). Uregulowanie to dotyczy stosunków pomiędzy wynajmującym a najemcą, a nie pomiędzy najemcą a osobą trzecią (podnajemcą). Zasada określona w tym przepisie nie ma jednak zastosowania do najmu lokali mieszkalnych i użytkowych, gdyż w tym przedmiocie przewidziana została odrębna regulacja, zawarta w art. 6882 KC. Zgodnie z tym przepisem, najemca lokalu może oddać w podnajem cały lokal lub jego część, gdy uzyskał na to zgodę wynajmującego, chyba, że chodzi o osobę, względem której najemca lokalu jest obciążony obowiązkiem alimentacyjnym – wówczas zgoda taka nie jest wymagana, jako że jednym ze sposobów wykonania obowiązków alimentacyjnych ciążących na najemcy może być dostarczenie mieszkania uprawnionemu. Zgoda taka może zostać wyrażona już w umowie najmu, ale nic nie stoi na przeszkodzie w jej udzieleniu już w trakcie trwania stosunku najmu. Z brzmienia art. 6882 KC wynika, że wynajmujący może w zasadzie dowolnie, bez podania i uzasadnienia przyczyn, odmówić wyrażenia zgody na podnajem lub bezpłatne używanie3. Tym niemniej SN wskazał, że sąd uznając, iż odmowa wyrażenia przez wynajmującego zgody na zawarcie umowy podnajmu lub użyczenia lokalu nie znajduje uzasadnionej przyczyny, zobowiązuje wynajmującego do wyrażenia takiej zgody, z zastrzeżeniem, że prawomocne orzeczenie sądu zastąpi tę zgodę4. Przyjąć dodatkowo należy, że umowa podnajmu (lub oddania w bezpłatne używanie) zawarta bez zgody wynajmującego nie jest ani nieważna, ani bezskuteczna. W doktrynie wyrażono pogląd, że zawarta jest pod warunkiem zawieszającym5.

Jeżeli mamy do czynienia z lokalem mieszkalnym, konsekwencje braku wymaganej zgody na podnajem (lub oddanie do nieodpłatnego używania), także w przypadku najmu okazjonalnego lokalu, wynikają z art. 11 ust. 2 pkt 3 ­OchrLokU, zatem właściciel lokalu może, nie później niż na miesiąc naprzód, na koniec miesiąca kalendarzowego, wypowiedzieć stosunek prawny, jeżeli najemca wynajął, podnajął albo oddał do bezpłatnego używania lokal lub jego część bez wymaganej zgody właściciela. Analogicznej regulacji ustawowej brak jest w odniesieniu do lokalu użytkowego, jednak zawarcie umowy podnajmu bez zgody wynajmującego może zostać uznane za nienależyte wykonywanie umowy najmu.

Z punktu widzenia dalszych rozważań istotne jest ustalenie, jaka jest wzajemna relacja wszystkich stron stosunków między sobą, a więc wynajmującego, najemcy i podnajemcy. W wyniku zawarcia umowy najmu pomiędzy wynajmującym a najemcą, a następnie umowy podnajmu pomiędzy najemcą a podnajemcą, mamy do czynienia z dwoma stosunkami prawnymi: stosunkiem najmu i stosunkiem podnajmu. Tak naprawdę są to dwie umowy najmu, zaś najemca występuje w podwójnej roli: najemcy w stosunku do pierwotnego wynajmującego i wynajmującego w stosunku do podnajemcy. W związku z tym oczywiste jest, że przez zawarcie umowy podnajmu nie powstaje żaden stosunek umowny (obligacyjny) pomiędzy wynajmującym a podnajemcą. Najem, jako stosunek prawny o charakterze obligacyjnym, powstaje na podstawie umowy wynajmującego i najemcy, i tylko te osoby, będące stronami stosunku najmu, mają wobec siebie wynikające z tego stosunku uprawnienia i obowiązki6. Analogiczne stwierdzenie odnieść należy do umowy podnajmu, stanowiącej wzajemną relację najemcy i podnajemcy. Zatem w wyniku zawarcia tych dwóch umów najmu (jednej nazywanej umową podnajmu) nie powstaje żadna więź obligacyjna pomiędzy wynajmującym a podnajemcą. Osoba trzecia w stosunku do wynajmującego, tj. podnajemca, ponosi jednak względem niego odpowiedzialność przewidzianą w art. 668 § 1 zd. 2 KC.

[/hidepost]

Opublikowano IUSTITIA 2(8)/2012, Prawo cywilne | Skomentuj

Wszczęcie postępowania przeciwko osobie jako moment przerwania biegu terminu przedawnienia karalności

Niniejszy artykuł dotyczy instytucji przerwania biegu terminu przedawnienia karalności. W polskim prawie karnym instytucja ta powoduje wydłużenie podstawowych okresów przedawnienia karalności o dodatkowy okres 5 lub 10 lat. Zgodnie z treścią art. 102 KK, przerwanie biegu terminu przedawnienia następuje z chwilą wszczęcia postępowania karnego przeciwko osobie. Przedstawione w opracowaniu rozważania prowadzą do wniosku, że w odniesieniu do postępowania przygotowawczego wiązać to należy bądź to z chwilą wydania postanowienia o przedstawieniu zarzutów, bądź też – gdy ustawa nie wymaga wydania takiego orzeczenia – z czynnością przesłuchania osoby w charakterze podejrzanego, bez uprzedniego wydania takiego postanowienia.

Wprowadzenie

Kodeks postępowania karnego oryginalnie reguluje kwestię przerwania biegu terminu przedawnienia karalności. Zgodnie z treścią art. 102 KK, skutkiem wszczęcia postępowania przeciwko osobie, podstawowe okresy przedawnienia karalności poszczególnych przestępstw ulegają wydłużeniu o kolejne 5 lub 10 lat. Przerwa nie wstrzymuje biegu terminu karalności, lecz powoduje jego przedłużenie. Jest to skutek jednorazowy, albowiem termin przedawnienia karalności może być przerwany tylko jeden raz przez pierwsze wszczęcie postępowania1.

[hidepost=1]

Wszczęcie postępowania przeciwko osobie

1) Reguły ogólne

Regulacja art. 102 KK, stanowiąc o „wszczęciu postępowania przeciwko osobie”, ma charakter ogólny w tym znaczeniu, że określenie to odnosi się swoim zakresem do całego postępowania, tj. do wszystkich jego stadiów2. Wydaje się jednak, że mówiąc o stadiach postępowania karnego należy mieć jednak wyłącznie na uwadze stadia postępowania przygotowawczego i jurysdykcyjnego, a nie postępowania wykonawczego. Regulacja art. 102 KK odnosi się bowiem wyłącznie do okresów przedawnienia karalności, a nie przedawnienia wykonania kary3.

Wydaje się, że przez określenie „wszczęcie postępowania przeciwko osobie” użyte w art. 102 KK należy rozumieć skierowanie postępowania karnego przeciwko określonej osobie, tj. osobie, której kwestia odpowiedzialności będzie przedmiotem tego postępowania. Interpretując to pojęcie należy sięgnąć przede wszystkim do regulacji art. 71 § 1 i 2 KPK. Zgodnie z tym przepisem, podejrzanym jest osoba, co do której wydano postanowienie o przedstawieniu zarzutów, bądź też bez wydania takiego postanowienia przedstawiono jej zarzuty w związku z przystąpieniem do przesłuchania w charakterze podejrzanego. Z kolei za oskarżonego uznaje się osobę, co do której wniesiono akt oskarżenia, a także, co do której prokurator złożył wniosek o warunkowe umorzenie postępowania. Do skierowania przeciwko określonej osobie postępowania przygotowawczego dojdzie zatem zarówno wówczas, gdy organ postępowania przygotowawczego wyda postanowienie o przedstawieniu zarzutów, jak i wówczas, gdy przedstawienie zarzutów przybierze formę przesłuchania z uprzednim poinformowaniem o treści zarzutów. Z kolei w przypadku oskarżonego, postępowanie jurysdykcyjne zostanie zainicjowane wobec niego z chwilą wniesienia do sądu aktu oskarżenia, bądź też wniosku o warunkowe umorzenie, albo złożenia wniosku o wszczęcie postępowania przyspieszonego.

Z punktu widzenia instytucji przerwania biegu terminu przedawnienia, uregulowanej wart.102 KK, znaczenie będzie miało jednak jedynie pierwotne wszczęcie postępowania karnego, tj. skierowanie przeciwko określonej osobie postępowania wogóle, anie jego poszczególnych stadiów procesowych. Następować to będzie w różny sposób i w różnych etapach postępowania, a zależne będzie w szczególności od rodzaju postępowania. Mówiąc o rodzaju postępowania, należy mieć na uwadze przede wszystkim to, czy postępowanie toczyć się będzie w trybie publiczno-, czy też prywatnoskargowym. Owo rozróżnienie jest istotne, z uwagi na pewne odmienności w modelu postępowania karnego, w ramach którego ustalana będzie odpowiedzialność sprawcy przestępstwa publiczno- i prywatnoskargowego. Wynika to przede wszystkim z tego, że w trybie publicznoskargowym, co do zasady, konieczne jest przeprowadzanie postępowania przygotowawczego, z kolei zaś w sprawach o przestępstwa prywatnoskargowe regułą jest to, że postępowania przygotowawczego nie przeprowadza się. Wskazane rozróżnienie jest istotne, albowiem w zależności od powyższych trybów, do „wszczęcia postępowania przeciwko osobie” dojdzie bądź to już w postępowaniu przygotowawczym, bądź też dopiero z chwilą wszczęcia postępowania jurysdykcyjnego, tj. z chwilą wniesienia do sądu prywatnego aktu oskarżenia. Mając na uwadze funkcję inicjującą aktu oskarżenia, należy uznać, że dopiero w akcie oskarżenia dojdzie do skonkretyzowania osoby, wobec której postępowanie karne będzie się toczyć.

[/hidepost]

Opublikowano IUSTITIA 2(8)/2012, Prawo karne | Skomentuj

Czy minister sprawiedliwości może likwidować sądy?

Pozornie wydawać by się mogło, że pytanie zawarte w tytule jest retoryczne. Zgodnie bowiem z art. 20 ustawy z 27.7.2001 r. – Prawo o ustroju sądów powszechnych2, Minister Sprawiedliwości po zasięgnięciu opinii Krajowej Rady Sądownictwa w drodze rozporządzenia, tworzy i znosi sądy oraz ustala ich siedziby i obszar właściwości, kierując się potrzebą zapewnienia racjonalnej organizacji sądownictwa, przez dostosowanie liczby sądów, ich wielkości i obszarów właściwości do zakresu obciążenia wpływem spraw, a także uwzględniając ekonomię postępowania sądowego, w celu zagwarantowania realizacji prawa obywatela do rozpoznania jego sprawy w rozsądnym terminie.

[hidepost=1]

Problem pojawia się jednak, gdy przepis ten odniesiemy do treści art. 10 i 173 Konstytucji RP. Artykuł 10 Konstytucji stanowi, że ustrój Rzeczpospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej. Z kolei art. 173 wskazuje, że sądy i trybunały są władzą odręb­ną i niezależną od innych władz. Jak zatem rozu­mieć w obecnym stanie prawnym pojęcie równowagi władz oraz odrębności i niezależności sądów od władzy wykonawczej, je­śli minister sprawiedliwości może praktycznie swobodnie likwidować wybrane dowolnie sądy? Pojęcie niezależności i separacji władz (odrębno­ści) wyklucza, na gruncie cytowanego art. 173 Konstytucji, dopuszczalność tak daleko posunię­tych uprawnień ministra. Opinia KRS, jak każda opinia, nie jest wiążąca i wymóg jej uzyskania nie stwarza minimum standardów zachowania nieza­leżności władzy sądowniczej.

Inaczej mówiąc, na podstawie art. 20 PrUSP, władza wykonawcza ma nadmierną przewagę nad sądami. System równowagi, podziału i odrębności władz jest zachwiany. Każdy opozycyjny wobec władzy wykonawczej sąd może ulec likwidacji. Wystarczy kaprys przedstawiciela władzy wykonawczej w randze ministra, wyrażony w rozporządzeniu. W polskich realiach nie jest to tylko teoretyczna możliwość. Minister sprawiedliwości, likwidując sądy, kie­ruje się nieznanymi zarówno sędziom, jak i oby­watelom, przesłankami. Obywatele, jak i sędziowie, nie mają środków ochrony przed tego typu decyzjami na poziomie ustawy, poza gwarancjami dla sędziów przejścia w stan spoczynku3.

Jeśli nawet tego rodzaju decyzje uzasadnia się oszczędnościami finansowymi, to pojawia się problem ograniczania obywatelom dostępu do sądu. Z kolei same oszczędności finansowe mogą mieć charakter pozorny. W sytuacji bowiem powołania w miejsce likwidowanych sądów wydziałów zamiejscowych innych sądów, art. 95 PrUSP nakazuje, aby sędzia mieszkał w siedzibie sądu, przyznając mu zwrot kosztów dojazdu. Ośrodek zamiejscowy także wymaga istnienia stanowisk zarządzających taką strukturą.

W ramach niniejszych analiz pojawia się także wątpliwość co do zgodności uprawnień Ministra Sprawiedliwości z art. 6 EKPCz. Jeśli sąd krajowy, aby spełnić standard Konwencji, ma być ustanowiony ustawą, to czy może być zlikwidowany rozporządzeniem władzy wykonawczej pod pretekstem racjonalnej organizacji sądownictwa?

W tym miejscu można także zauważyć, że również swobodne znoszenie wydziałów sądowych przez mini­stra w sposób rażący narusza zasadę art. 173 Konstytucji, ponieważ ingeruje w wewnętrzne funkcjonowanie sądów. Zarządzenie jest formą, którą stosuje się do jednostek podległych strukturalnie. Nikt nie pytał do tej pory o ich konstytucyjność z tej pozycji. Zarządzenia wydaje się bez ograniczeń z art. 92 ust. 2 (wytycznych). Czy zatem sądy są częścią wewnętrznej struktury ministerstwa sprawiedliwości? Taka regulacja zaprzecza art. 173 Konstytucji i potwierdza, że regulacje PrUSP przeniesiono wprost z systemu jednolitej władzy państwowej, gdy sądy były w tzw. resorcie sprawiedliwości, do systemu opartego na trójpodziale władzy.

Przepis art. 20 PrUSP umożliwia obejście standardu Konwencji.

Z kolei na gruncie art. 176 ust. 2 Konstytucji, formułującego nakaz regulowania ustroju sądów ustawą, powstaje pytanie, czy tego rodzaju uprawnienia zawarte w ustawie, w istocie blankietowe w odniesieniu do prawa wyboru przez przedstawiciela władzy wykonawczej sądu do likwidacji, jest spełnieniem standardu art. 176 ust. 2 w zakresie głębokości regulacji ustawowej.

Bez wątpienia należy uznać, że ustrój sądów (zarówno ich tworzenie, jak i likwidacja), należą do sfery związanej z ochroną praw i wolności obywateli, a więc wymagającej najgłębszej regulacji ustawowej. W tej optyce nakaz EKPCz, jak i Konstytucji, jest jawnie naruszony.

Konstytucyjność uprawnień ministra sprawiedliwości należałoby także ocenić z pozycji art. 92 ust. 1 Konstytucji. Obecna Konstytucja wymaga, zgodnie z art. 92 ust. 1, aby prawo do wydawania rozporządzeń było ograniczone ustawową formą wytycznych co do treści rozporządzenia. Zgodnie bowiem z art. 92 ust. 1 Konstytucji, rozporządzenie może być wydane:

  1. tylko na podstawie wyraźnego, tj. opartego nie tylko na domniemaniu, ani na wykładni celowościowej, szczegółowego upoważnienia ustawy w zakresie określonym w upoważnieniu;
  2. w granicach upoważnienia ustawy i w celu jej wykonania;
  3. w zgodzie z normami Konstytucji, a także z wszystkimi obowiązującymi aktami ustawodawczymi. Ustawa tworząc delegację powinna zawierać ścisłe wytyczne, co do treści aktu podustawowego.

[/hidepost]

Opublikowano IUSTITIA 2(8)/2012, Prawo ustrojowe | Skomentuj